Wójcik dla SportoweFakty.pl: Polski sport jest na krawędzi

Za pięć dni minie 20. rocznica przegranego przez Polskę finału IO 1992 w Barcelonie. Biało-czerwoni do kraju wracali jednak i tak jako zwycięzcy. Przed turniejem nikt w sukces zespołu nie wierzył.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Po wyrównanej finałowej potyczce polska reprezentacja olimpijska uległa gospodarzom turnieju, Hiszpanii (2:3) i musiała zadowolić się srebrnym medalem. - Możemy dziś to tylko powspominać. Nic innego nam nie zostało - przyznaje w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Janusz Wójcik, selekcjoner olimpijskiej kadry biało-czerwonych.

- Wspominam te czasy po cichu, bo nie chcę, żeby ktokolwiek mówił, że Wójcik żyje przeszłością. Chciałbym, żeby to jeszcze kiedyś wróciło, ale wiem, że będzie o to bardzo ciężko. Przecież my już dwie dekady czekamy na to, żeby polska drużyna awansowała na Igrzyska, nie mówiąc już o zdobyciu w nich medalu. To jest smutne, bo świadczy nie tylko o zapaści tej dyscypliny, ale całego polskiego sportu. Kompletnie nie w tą stronę zmierzamy. Świat idzie do przodu, a my wisimy na krawędzi przepaści - ocenia były opiekun polskiej drużyny narodowej.

W grupowej potyczce Polska ograła reprezentacje Włoch (3:0) i Kuwejtu (2:0), oraz podzieliła się punktami z USA (2:2). To wystarczyło do awansu z pierwszego miejsca w grupie. - Przed startem turnieju było dla nas jasne, że mecz z Włochami będzie kluczem do gry nie tylko o awans, ale o najwyższą stawkę. Przed Igrzyskami Włosi z Hiszpanami byli stawiani jako główni faworyci do złotego medalu. Wiedzieliśmy, że ten mecz będzie dla nas potyczką prawie o wszystko - kiwa głową Wójcik.

Faworyzowana Italia została przez Polskę rozbita. - Na boisku chłopcy wykazali się olbrzymią ambicją i determinacją. Włosi praktycznie nie istnieli. Wygraliśmy ten mecz 3:0 i to było wielką sensacją. Ten zespół był wtedy mistrzem Europy, a trzy bramki strzelone przez nas były najniższym z możliwych wymiarem kary. My tym meczem pokazaliśmy, że przyjechaliśmy na ten turniej po coś więcej, niż tylko najeść się w stołówce olimpijskiej i złapać kilka promyków hiszpańskiego słońca - podkreśla były selekcjoner srebrnych medalistów z Barcelony.

Polska przed turniejem nie była zaliczana do faworytów, choć już przed startem Igrzysk pokusiła się o nie lada sensację. - Wszyscy nas lekceważyli, ale my jechaliśmy na ten turniej w pełni świadomi swojej siły. Jako jedyna drużyna tych mistrzostw wygraliśmy wszystkie mecze w fazie eliminacji. A byliśmy w naprawdę trudnej grupie, bo z Anglią, Turcją i Irlandią. Nie przeszkodziło nam to jednak wygrać wszystkie mecze i w cuglach awansować na turniej w Barcelonie - wspomina doświadczony szkoleniowiec.

Po awansie z grupy Polacy w ćwierćfinałach z łatwością pokonali reprezentację Kataru (2:0), a w półfinale rozbili buńczuczną Australię (6:1). - Australijczycy byli uważani za czarnego konia Igrzysk w Barcelonie. Łatwo i szybko awansowali do półfinałów i kiedy przed meczem gdzieś mijaliśmy się w Saragosie, to pokazywali nam, że dostaniemy od nich "trójkę", albo "czwórkę" do zera. My z pokorą milczeliśmy, a na boisku zaczęliśmy strzelaninę, której nikt się nie spodziewał. Prowadząc pięcioma bramkami cały czas dobiegałem do linii i pokazywałem chłopakom, żeby im wpier.....i kolejne bramki, bo im się należało - śmieje się Wójcik.

O wspomnieniach meczu finałowego z Hiszpanami, który oglądało z trybun stadionu olimpijskiego bagatela 110 tys. ludzi i fenomenie swojego zespołu Janusz Wójcik opowie 8 sierpnia, w 20. rocznicę finałowej potyczki. Zapraszamy do lektury!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×