Polskie państwo zainwestowało w niego miliony. Rozbrajający komentarz

Piotr Małachowski potwierdza, że dostał kilka ofert z MMA. - Mam wielki szacunek do przedstawicieli sportów walki i po prostu wiem, że nie ma sensu udawać kogoś innego - stwierdził. Gwiazdor ocenia koniec swojej kariery i powrót do rodzinnego życia.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
Na zdjęciu od lewej: Piotr Małachowski i Damian Janikowski Facebook / Damian Janikowski / Na zdjęciu od lewej: Piotr Małachowski i Damian Janikowski
38-letni Piotr Małachowski we wrześniu minionego roku zakończył sportową karierę. Dziś jest dyrektorem sportowym Memoriału Kamili Skolimowskiej.

To jeden z najbardziej utytułowanych polskich lekkoatletów ostatnich lat. Poza dwoma medalami igrzysk olimpijskich, dyskobol może pochwalić się trzema medalami mistrzostw świata (jednym złotym) oraz dwoma tytułami mistrza Europy. Czterokrotnie wygrywał cykl Diamentowej Ligi.

Mateusz Puka: O zakończeniu kariery poinformował pan jeszcze w czasie igrzysk olimpijskich, a ostatni rzut oddał podczas wrześniowego Memoriału Kamili Skolimowskiej. Nie brakuje panu sportu?

Decyzja była świadoma, a ostatnie wyniki nie sprawiały mi już frajdy. Rzucanie dysku na odległość 62 metrów, czyli dziesięć metrów bliżej niż rekord życiowy, po prostu nie było dla mnie przyjemnością i to był idealny moment na zakończenie kariery. Spełniłem marzenie o pożegnaniu się z publicznością podczas dużej imprezy i odszedłem jako sportowiec spełniony.

Mówi się, że sportowcy umierają dwa razy - pierwszy raz, gdy kończą karierę.

Mogę powiedzieć, że po zakończeniu kariery nie zawsze jest fajnie. Przez całą karierę - podobnie jak inni sportowcy - żyłem w bańce i dopiero, gdy zakończyłem starty, poznałem inne życie. Jeszcze niedawno wszystko miałem podsunięte pod nos i mogłem się skupić tylko na treningach. Rozpoczęcie nowego rozdziału było dla mnie niezłą szkołą, bo okazało się, że problemem może okazać się każda prozaiczna czynność. Nawet zrobienie śniadania jest nowością, bo jako sportowiec po prostu się ubierałem i schodziłem do bufetu. W domu nie dość, że muszę zrobić śniadanie dla siebie i syna, to jeszcze pamiętać, by wieczorem kupić wszystkie produkty.

ZOBACZ WIDEO: To się nazywa moc! Zobacz, co wyczarowała Anita Włodarczyk
Co jeszcze było problemem?

Początkowo nie wiedziałem, co robić, gdy zepsuje się piec, a problemem okazywało się choćby skoszenie trawnika, bo zapominałem, by naładować kosiarkę. To niby podstawowe czynności, ale ze względu na karierę sportową, ja się tym w ogóle nie zajmowałem. Żona musiała mi wiele rzeczy wytłumaczyć i pomóc. Początkowo prowadziło to do wielu sprzeczek i kłótni, ale po pół roku mogę powiedzieć, że dobrze czuję się w nowej roli.
Piotr Małachowski na zdjęciu ze swoją żoną, Katarzyną Piotr Małachowski na zdjęciu ze swoją żoną, Katarzyną
Jak wyglądały pierwsze tygodnie po zakończeniu kariery? 

Pierwszy tydzień był wspaniały, ale później zaczęła mi doskwierać ogromna nuda i dość szybko zaczęły się pojawiać głupie pomysły i problemy.

Jakie?

Moim jedynym obowiązkiem było zawiezienie i odwiezienie syna ze szkoły, a potem cały dzień miałem wolny. Miałem mnóstwo zaproszeń na różne spotkania z ludźmi, a wiadomo, że każde takie spotkanie było idealną okazją, by wypić kilka drinków. W pewnym momencie tych wyjść było tak dużo, że zorientowałem się, że mimo zakończenia kariery wcale nie mam więcej czasu dla siebie i rodziny. Nie odpowiadało mi to, więc szybko musiałem nauczyć się asertywności.

Na popularnych sportowców czeka wiele pokus?

W życiu w ogóle mam problem z asertywnością, ale po zakończeniu kariery musiałem się jej nauczyć. Przez moment miałem wrażenie, że każdy, z kim się spotykam, chciałby wypić ze mną drinka. Już raz zachłysnąłem się pierwszym medalem i po igrzyskach w Pekinie na chwilę pochłonęło mnie miasto. Zarówno wtedy, jak i teraz musiałem szybko powiedzieć sobie stop i zacząć normalne życie.

Kto pomógł panu najbardziej?

Na szczęście miałem przy sobie swojego menedżera i przyjaciela Marcina Rosengartena, który dbał o to, by wdrożyć mnie w nowe obowiązki. Wysyłał mnie na wiele szkoleń, które pomogły mi nie tylko odnaleźć się biznesowo, ale także poradzić sobie z organizacją normalnego dnia.

To też było wyzwaniem?

Trenowałem sporty indywidualne i przez całą karierę praktyczne wszystko było uzależnione ode mnie. Początkowo nie mogłem się więc pogodzić, gdy zaplanowałem sobie dzień co do minuty, a nagle ktoś spóźniał się nie pięć minut, tylko godzinę. Cały plan dnia był do wyrzucenia, a to wywoływało frustrację. Na szczęście teraz coraz lepiej potrafię sobie radzić z takimi sytuacjami.

Patrząc z perspektywy czasu, jaką ma pan radę dla innych sportowców, którzy niedługo będą w takiej sytuacji?

Niestety brakuje instytucji, która pomagałaby byłym sportowcom w łagodnym przejściu do normalnego życia, dlatego każdy musi sobie radzić sam. Ja akurat miałem przy sobie człowieka, który wskazał, na jakie kursy warto pójść, wymusił naukę języka angielskiego i pomagał podejmować najważniejsze decyzje. Nie wszyscy mają to szczęście.

Sportowcom brakuje wykształcenia i wiedzy, czy czegoś zupełnie innego?

Wielu zawodników jest bardzo dobrze wykształconych, ale co z tego, skoro nie mają żadnego doświadczenia. We mnie państwo zainwestowało przez ostatnie lata kilka milionów złotych, ale moja wiedza jest praktycznie nieprzydatna. Oczywiście mógłbym być trenerem, ale nie po to skończyłem karierę, by znów opuścić rodzinę i większość czasu spędzać na zgrupowaniach.
Piotr Małachowski podczas konferencji przed Memoriałem Kamili Skolimowskiej Piotr Małachowski podczas konferencji przed Memoriałem Kamili Skolimowskiej
Ma pan pomysł, jak w przyszłości można byłoby wykorzystywać byłych sportowców i pomóc im w szukaniu sobie nowej roli.

Mam nawet konkretny projekt, o którym rozmawiałem z władzami ministerstwa sportu. Na razie odkładamy go na bok, ale liczę, że w przyszłości uda się go zrealizować. Nie chcemy już słyszeć więcej historii, jak ta o Agacie Wróbel pracującej w sortowni śmieci, czy innych sportowcach, którzy po zakończeniu kariery popadają w nałóg alkoholowy, biorą narkotyki, czy walczą z depresją.

Pan od razu po ostatnim rzucie wiedział, jak będzie wyglądała przyszłość?

Od momentu zakończenia kariery wiedziałem, że chcę pracować z dziećmi i w tym roku znów zorganizuję 3-4 campy dla młodych sportowców. Chciałem jeszcze więcej, ale na tyle starczy środków z ministerstwa. Jestem pod wrażeniem pracy z młodymi ludźmi, bo dla nich nie ma problemów, do sportu podchodzą z wielkim entuzjazmem i chłoną wiedzę. Podczas tych obozów, uczestnicy będą mogli poznać charakterystykę większości dyscyplin lekkoatletycznych i spotkać najlepszych polskich sportowców.

Czy półroczna przerwa od sportu pomogła panu w walce z bólem i kontuzjami?

Cały czas walczę z bólem kolana oraz biodra, ale zdążyłem się już przyzwyczaić do myśli, że ten ból jest wpisany w moje życie. To jednak zupełnie inna sytuacja, bo jeszcze rok temu musiałem z tym bólem iść na trening i walczyć o jak najlepsze wyniki. Dzisiaj mam czas na rehabilitację i spokojne aktywności. Od trzech tygodni regularnie jeżdżę na rowerze i to w zupełności mi wystarcza.

Podczas pana ostatniego konkursu w kole zaprezentował się także pana syn, Henryk.

Syn ma mnóstwo pomysłów, ale faktycznie kocha sport. W majówkę pojechaliśmy na wycieczkę rowerową i wrócił z niej z pomysłem uprawiania kolarstwa. Chwilę później był już Robertem Lewandowskim, a później chwycił za oszczep i był Majką Andrejczyk. Zdarza mu się nawet powiedzieć, że będzie rzucał dyskiem, ale zwykle mówi to tylko wtedy, gdy coś ode mnie chce. Cieszę się jednak, że jest aktywny i bardziej niż do wyjścia na dwór, muszę go gonić do nauki czytania i pisania.

Karierę sportową przez lata łączył pan ze służbą w wojsku. Wciąż można zobaczyć pana w mundurze?

Mam już 18 lat służby w wojsku i właśnie jadę na jednostkę złożyć dokumenty o wojskową emeryturę. Od 1 czerwca będę mógł już oficjalnie powiedzieć, że jestem emerytem. Codziennie mierzę się jednak z nowymi wyzwaniami i bardzo podoba mi się moje nowe życie.

Tuż po zakończeniu kariery mówiło się, że może przejść pan do MMA i walczyć w klatce. 

Faktycznie dostałem propozycje z kilku federacji MMA, ale ostatecznie zdecydowałem, że takie występy nie mają żadnego sensu. Być może zyskałbym mnóstwo lajków w mediach społecznościowych, ale nie potrafiłbym wyzywać się z innymi zawodnikami, czy brać udziału w innych dziwnych akacjach, by przyciągnąć zainteresowanie. To nie mój styl i to byłaby dla mnie potwarz. Z drugiej strony nigdy nie mógłbym powiedzieć o sobie, że jestem prawdziwym zawodnikiem MMA, a gdybym chciał bić się na poważnych galach, to nie miałbym żadnych szans z profesjonalnymi zawodnikami. Mam wielki szacunek do przedstawicieli sportów walki i po prostu wiem, że nie ma sensu udawać kogoś innego.
Piotr Małachowski na igrzyskach wywalczył dwa srebrne medale (w Pekinie i Rio) Piotr Małachowski na igrzyskach wywalczył dwa srebrne medale (w Pekinie i Rio)
Niedawno ogłoszono, że będzie pan nowym dyrektorem sportowym zawodów z cyklu Diamentowej Ligi. To początek kariery działacza?

Nie jestem działaczem i raczej nie zamierzam nim być. Nie kręci mnie polityka i nie czuję tego. Poza tym jestem za mało asertywny i bardzo przeżywam, gdy nie mogę komuś pomóc.

Sama wiadomość o przyznaniu Polsce zawodów Diamentowej Ligi wywołała spore zamieszanie. Jak wyglądała walka o tę imprezę?

O organizację zawodów Diamentowej Ligi aplikowaliśmy już od kilku lat i w tym roku poczuliśmy, że to może być idealny termin. Już wcześniej wiedzieliśmy, że Chiny zrezygnują z organizacji, ale to wciąż nie dawało nam żadnej pewności. W walce było kilka innych lokalizacji, dlatego ostatnie tygodnie były dla nas naprawdę bardzo trudne. Dodatkowo pierwotnie planowaliśmy, że Memoriał Kamili Skolimowskiej zorganizujemy we wrześniu, a teraz wszystko musimy przełożyć na początek sierpnia. To dużo zmienia i powoduje, że pracy będzie bardzo dużo.

To jednorazowa impreza, czy zapowiedź dłuższej współpracy?

Naszą ambicją jest, by zawody tej rangi już na stałe zawitały do naszego kraju. Jesteśmy gotowi, by gościć najlepszych sportowców świata. Nie jest to oczywiście łatwa praca, bo musimy przygotować naprawdę duży budżet na same nagrody, a dodatkowo dochodzą koszty organizacji imprezy, brandingu, zakwaterowania wszystkich uczestników.

Czy to znaczy, że od teraz pana strojem roboczym staje się garnitur?

Być może nie w garnitur, ale ładna koszula już tak. Wiadomo, że bez wielkich sponsorów nie uda nam się podołać tamu wyzwaniu. Jestem jednak przekonany, że taka impreza jest warta swoich pieniędzy, bo dzięki temu pokazujemy, że jesteśmy nowoczesnym i coraz bogatszym krajem, w którym żyje się na podobnym poziomie jak na Zachodzie Europy. Niestety wciąż spotykam się z postrzeganiem Polski przez pryzmat poprzedniego ustroju, a to oczywiście krzywdzące dla nas. Zawody Diamentowej Ligi są jedną z okazji, by udowodnić, że tak nie jest. Poza tym lekkoatletyka to sport rodzinny i pokazując dzieciom wybitnych sportowców dajemy im inspirację do działania.

Czyli znów - podobnie jak podczas kariery - nie będzie miał pan czasu na wypoczynek z rodziną?

Przede mną sporo wyzwań, ale już zarezerwowałem sobie czas na urlop z rodziną. To był jeden z moich warunków. Będzie czas na wytężoną pracę, ale także na spędzenie czasu z najbliższymi. Jestem szczęśliwy i cieszę się, że tak to się wszystko ułożyło.

Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Szachtar Donieck będzie grał w Polsce?
Spora zmiana na torze na PGE Narodowym

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×