Kamila Lićwinko. Powrót mamy

Kamila Lićwinko jesienią urodziła Hanię, a dziś już skacze wzwyż. Brązowa medalistka mistrzostw świata zajęła trzecie miejsce na Memoriale Janusza Kusocińskiego i mówi wprost: - To był fatalny start. Jestem niezadowolona.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
Kamila Lićwinko PAP / Andrzej Grygiel / Na zdjęciu: Kamila Lićwinko
Powrót mamy był jednym z ważniejszych wydarzeń zawodów w Chorzowie. Mąż Michał (jest także trenerem) i córka Hania siedzieli na trybunach, a Kamila po raz pierwszy od września 2017 roku wystartowała w zawodach.

Dwie pierwsze wysokości (1.82 m, 1.87 m) pokonała bez zrzutki, zatrzymała się na 1.91 m. Pokonała wszystkie koleżanki z Polski,wyżej skakały tylko Ukrainka Iryna Cheraszczenko (1.94 m) oraz dominatorka z Rosji Maria Lasitskene (2.02 m).

Anita Włodarczyk: Drugie miejsce mnie nie przeraża -->

Ambitna mama

- Nie jestem zadowolona z wyniku, to był fatalny start - mówi wprost Lićwinko. - Liczyłam na minimum przyzwoitości, czyli 1.91 m. Niestety, prowadził mnie stres i to on spowodował, że tak naprawdę jedynym dobrym skokiem była ostatnia nieudana próba na tej wysokości. Zabrakło mi pewności siebie. Po pierwszym skoku mało nie zwymiotowałam, emocje były tak duże. Może też trochę za wysoko zawiesiłam sobie poprzeczkę i to mnie zgubiło.

ZOBACZ WIDEO Karol Bielecki: Więcej w karierze przegrałem niż wygrałem [cała rozmowa]

Nasza zawodniczka podkreśla, że takie wysokości, jak w konkursie, podczas zgrupowania w Belek pokonywała z krótkiego rozbiegu. W satysfakcjonującym starcie na Stadionie Śląskim przeszkodziły jej też problemy zdrowotne. - W ostatni dzień obozu doznałam kontuzji łydki i przez dwa tygodnie nie mogłam nic robić. To mnie strasznie wybiło z rytmu - wyjaśnia brązowa medalistka ostatnich mistrzostw świata.

Technika nie ginie

Lićwinko nie kryje, że choć do startu przystąpiła z dużymi ambicjami, to tak naprawdę nie wiedziała, na co ją stać. - Teraz nabrałam pewności siebie i mam nadzieję, że z występu na występ będzie coraz lepiej. Myślę, że potrzebuję jeszcze kilku dobrych treningów technicznych z długiego rozbiegu, żeby się oskakać. Pomogę też kolejne starty - mówi.

Ewa Swoboda wrzuciła wyższy bieg -->

I przyznaje, że łatwość powrotu na przyzwoity poziom lekko ją zaskoczyła. - Byłam mile zdziwiona, że podczas tej przerwy nie straciłam zbyt wiele. Technika została niezła, może tylko na siłowni jeszcze trochę brakuje mi do odpowiedniego pułapu - wyjaśnia. Błyskawicznie wskazuje też cel, jakim jest minimum na MŚ w Dausze (1.94 m). Będzie bardzo rozczarowana, jeśli go nie skoczy.

Bez odpoczynku

Lićwinko została rodzicem, więc wiadomo, że dziś jej największym problemem jest regeneracja. - Nie mam czasu na odpoczynek. Kiedy Hania płacze, to wstajemy do niej razem z Michałem, ale nie jest źle. Na początku spała bardzo dobrze, później budziła się co godzinę, teraz znowu jest lepiej. Nie jestem jedyną zawodniczką, która wraca po ciąży do sportu. Już wiele kobiet przede mną udowodniło, że to możliwe - mówi polska skoczkini.

W głowie ma już kolejne starty. - Mam nadzieję, że występ w Chorzowie to były pierwsze śliwki robaczywki i na czwartkowych zawodach w Ostrawie zrobię swoje - mówi. - Po tylu latach ciężkiej pracy potrzebowałam przerwy, ale prawda jest też taka, że zdążyłam już za skakaniem i trenowaniem zatęsknić.

Poszukujesz plecaka lub torby na sprzęt sportowy? Zajrzyj na stronę Vans kod rabatowy i poszukaj okazji.


Autor na Twitterze:

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Czy Kamila Lićwinko wypełni minimum na MŚ w Dausze?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×