Możemy zdobyć trzy złote krążki - rozmowa z Markiem Plawgo, medalistą mistrzostw świata

Zdjęcie okładkowe artykułu: East News /  /
East News / /
zdjęcie autora artykułu

Marek Plawgo, medalista mistrzostw świata z Osaki, uważa, że nasza reprezentacja w Pekinie może być mieszanką wybuchową. - Mamy młode wilki, które chcą zdobywać świat i doświadczonych mistrzów - mówi.

W tym artykule dowiesz się o:

Michał Ostrowski: Uda nam się powtórzyć wyczyn z Edmonton i zdobyć pięć medali?

Marek Plawgo: Myślę, że mamy kilka mocnych akcentów i szans medalowych. Możemy sobie wprost powiedzieć, że w tym przypadku powinniśmy górować oczekiwania. Mamy nazwiska, które powinny przekuć swój występ na krążki. Do Berlina zapewne nie uda nam się nawiązać, ale liczę na to, że będzie to drugi w historii występ naszej reprezentacji na mistrzostwach świata.

Czyli powtórka sprzed sześciu lat jest nierealna?

- Będzie bardzo trudno. Zauważyłem, że po rozprężeniu olimpijskim poziom jest jeszcze niższy niż przed igrzyskami czy po igrzyskach. Nie umniejsza to wagi medalu, ale jest większa loteria, jeśli chodzi o medale. Natomiast inaczej to wygląda przed igrzyskami.

Gdzie widzi Pan największe szanse na medale?

- Przede wszystkim w rzutach. Mamy mocny duet Paweł Fajdek - Anita Włodarczyk, który jeśli wróci z czymś innym niż złotymi medalami, to będzie to porażka. Mało tego, oboje są tak wybitnymi zawodnikami, że nawet jeśli będą w lekkiej niedyspozycji, to powinni osiągnąć świetny wynik. Mamy też trochę cichych szans - 800 metrowców czy Pawła Wojciechowskiego. Oni wszyscy pokazywali, że potrafią wejść na wysoki poziom. Może wreszcie Marcin Lewandowski obróci monetę na dobrą stronę i wróci z medalem. Wcześniej miał sporo pecha - bywał czwarty, był dyskwalifikowany. W każdym razie mocno za niego trzymam kciuki.

Wspomniał Pan o 800 metrowcach. Stawka w tej konkurencji jest jednak bardzo wyrównana.

- Jest ciasno, ale trzeba pamiętać o tym, że są to biegi turniejowe. To nie jest jeden bieg na przestrzeni tygodnia, w którym sięga się po wspaniałe życiówki. Na mistrzostwach biega się praktycznie dzień po dniu i każdy z trzech biegów jest trudny. W ostatnim trzeba już dać z siebie, ile fabryka dała. W takim zmęczeniu potrafią tylko nieliczni, w tym również nasi zawodnicy, którzy są doświadczeni i wiedzą jak się zachować.

Ktoś oprócz wcześniej wymienionych może stanąć na podium?

- W tym roku w oszczepie dobrze prezentuje się Marcin Krukowski. Może wreszcie po latach posuchy na najważniejszych zawodach wreszcie będziemy mieli medal w tej konkurencji. Są też świeży medaliści mistrzostw Europy oraz ci młodzi. Czeka nas naprawdę emocjonujący tydzień przed telewizorem.

Co Pan sądzi o szansach Pawła Wojciechowskiego w skoku o tyczce?

- Paweł wrócił do radosnego skakania, co według mnie jest niezwykle istotne. Niemniej to dość loteryjna konkurencja. Jeśli nie zaśpi jak w Korei, to może walczyć o medal. Na dobrej dyspozycji psychicznej można nawet zbudować formę. To najbardziej techniczna konkurencja, ale liczy się nie tylko to, co jest przygotowane w nogach, jaka jest forma fizyczna, ale również psychika. A w tym przypadku Paweł jest w wysokiej dyspozycji i może wrócić do dobrego skakania na dobre.Jak tak spojrzeć, to faktycznie sporo nazwisk faktycznie obraca się blisko czołówki lub też do niej należy.

- A ja jeszcze nie wymieniłem wszystkich. Myślę, że mamy teraz taką ekipę, o której odważnie możemy powiedzieć, nie narażając się przy tym na śmieszność, że składa się z młodych wilków, ludzi, którzy chcą zdobywać świat i doświadczonych mistrzów. To jest mieszanka, jakiej nie mieliśmy wcześniej. Może to wytarty slogan, ale jest to wybuchowa mieszanka. Nasi zawodnicy mogą naprawdę sporo namieszać.

Niemniej wydaje się, że nie będzie łatwo uzbierać pięć krążków...

- Ale dlaczego? W trzech przypadkach możemy powiedzieć, że może nie tyle na pewno zdobędziemy medal, co raczej z dużym prawdopodobieństwem uda nam się po niego sięgnąć. To Anita Włodarczyk, Paweł Fajdek i Piotr Małachowski, któremu ubył największy konkurent. Poza tym blisko mogą być Kamila Lićwinko czy 400 metrowcy, którzy w sztafecie potrafią pobiec poniżej 3 minut, a to już może dać medal. Myślę, że spora część naszych szans może stanąć na podium, więc możemy zdobyć pięć medali.

Nigdy w historii nie udało nam się zdobyć trzech złotych medali. W Pekinie jest to osiągalne?

- Myślę, że dwa złote medale zdobędziemy na pewno. A czy będzie trzeci? Możliwe.

Kto według Pana zaskoczy pozytywnie w naszej kadrze?

- Mam dwa takie nazwiska. Pierwszy to zawodnik z mojej konkurencji, czyli Patryk Dobek. Może trochę pechowo wylosował pierwszy tor, ale to są dopiero przedbiegi. Do kolejnego biegu awansuje czterech zawodników. Ten bieg jest trochę niebezpieczny, bo można sobie zrobić przykrą niespodziankę, jeśli się za wolno zacznie. Trzeba zatem mocno wystartować. Z jednej strony pierwszy tor jest pechowy, z drugiej dzięki niemu ma się doskonały przegląd sytuacji w biegu, w którym będzie się liczyła taktyka. Myślę, że spokojnie Patryk dojdzie do półfinału.

A drugie?

- Największym czarnym koniem może być Sofia Ennaoui. To młoda zawodniczka, ale ona absolutnie bez kompleksu mija dużo bardziej utalentowane zawodniczki. Na Drużynowych Mistrzostwach Europy wygrała bieg i pokazała, że potrafi powalczyć. Do tego ma piorunujący finisz. To według mnie talent nie tylko na miarę Lidii Chojeckiej, ale nawet jeszcze większy. Trzymam kciuki za to, aby wszystko szło w dobrym kierunku. Zresztą ona nie będzie jedyną Polka, bo jest też przecież Angelika Cichocka, która zdobywała ostatnio medale w hali.

Wymienił Pan dwie spore nadzieje naszej lekkiej atletyki.

- Rzeczywiście, oni są jeszcze młodzi. W ogóle to są takie biegi, że wyniki, które się uzyskuje za młodu, można utrzymać przez wiele lat. Nie jest to rywalizacja jak u sprinterów, gdzie tylko nieliczni z najwyższego poziomu potrafią się przez kilka lat utrzymać na topie i nie stracić prędkości. To już są biegi nieco wytrzymałościowe.

#dziejesiewsporcie: Świetny gol kuzyna Messiego

Źródło artykułu: