Tyczkarki skreślone mimo minimum. Rogowska: Pierwszy raz słyszę o takiej sytuacji

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Tytus Żmijewski / Na zdjęciu: Agnieszka Kaszuba
PAP / Tytus Żmijewski / Na zdjęciu: Agnieszka Kaszuba
zdjęcie autora artykułu

To miała być docelowa impreza dla polskich tyczkarek. Okazało się jednak, że mimo uzyskania minimów, AZS zdecydował się ich nie powoływać. Związek tłumaczy to zbyt niskim poziomem. One same podejrzewają jednak, że chodzi... o koszt transportu tyczek.

W tym artykule dowiesz się o:

We wtorkowy poranek Akademicki Związek Sportowy ogłosił listę zawodników, którzy pod koniec lipca polecą do chińskiego Chengdu, by reprezentować Polskę na Uniwersjadzie.

Wśród 199 powołanych sportowców zabrakło miejsca dla tyczkarek - Agnieszki Kaszuby oraz Emilii Kusy. Obie zostały pominięte mimo uzyskania wcześniej określonych przez związek minimów. AZS twierdzi jednak, że żadna z nich nie gwarantuje zadowalającego miejsca.

- Pierwszy raz słyszę o sytuacji, by zostało uzyskane minimum, a później ktoś mówi, że mam za niski poziom sportowy, A na kilku imprezach międzynarodowych byłam. Według mnie to jest po prostu nie fair, że dziewczyny nie zostały powołane na tę imprezę. Oczywiście ostatnie słowo ma AZS, ale ten argument do mnie nie trafia - ocenia w rozmowie z naszym serwisem była mistrzyni świata w skoku o tyczce, Anna Rogowska.

ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #3. Mistrzyni z przypadku. Anita Włodarczyk odsłania kulisy

Minimum to za mało

Agnieszka Kaszuba od lat jest czołową zawodniczką w Polsce w swojej dyscyplinie. W 2022 roku sięgnęła po złoto mistrzostw Polski, natomiast na początku tego roku, podczas zawodów w Spale, ustanowiła nowy rekord życiowy wynoszący 4,35 m. Na poprzedniej Uniwersjadzie w Neapolu, taki rezultat gwarantowałby brązowy medal.

Emilia Kusy z kolei swój najlepszy wynik w tym roku osiągnęła w czerwcu podczas Drużynowych Mistrzostw Europy w Chorzowie, na których z wynikiem 4,25 m zajęła 10. miejsce. Rezultaty obu zawodniczek w teorii dawały im prawo, by liczyć na udział w Uniwersjadzie. Ustanowione przez AZS minimum wynosiło bowiem 4,20. Jak jednak tłumaczy w rozmowie z naszym serwisem sekretarz generalny AZS, Dariusz Piekut, nie jest to wystarczające.

- Główne kryteria, które bierzemy pod uwagę przy budowaniu reprezentacji na Uniwersjadę, są to kryteria sportowe. Zdobycie minimum nie jest jeszcze gwarancją udziału w Uniwersjadzie. To jedynie pierwszy element dalszej weryfikacji. Ocena startu Agnieszki Kaszuby i Emilii Kusy przygotowana przez PZLA prognozuje dla nich miejsca 9-16 - mówi nasz rozmówca.

- Wszyscy sportowcy, którzy jadą na Uniwersjadę, są nominowani albo do miejsc medalowych, albo finałowych, jeżeli nawet nie w swojej głównej konkurencji, to w sztafecie. I tylko takich ludzi zabieramy - podkreśla Piekut.

Dodatkowo sekretarz generalny AZS zwraca uwagę na warunki, w których Kaszuba osiągnęła minimum: - Agnieszka Kaszuba skoczyła 4,35, ale na hali. Na powietrzu jej najlepszy wynik w tym roku to 4,10. Minimum wynosiło natomiast 4,20, w związku z czym go nie spełnia. To tylko w jej głowie skok na hali na 4,35 dawał jej to minimum - twierdzi Piekut.

Co na to sama zawodniczka?

- Kryterium kwalifikacyjne można było spełniać od 1 stycznia do 28 czerwca. W sezonie halowym skoczyłam rekord życiowy 4,35 i kilka razy po 4,30. Podczas startów na stadionie odezwała się jednak stara kontuzja, a i tak mimo to udało mi się uzyskać 4,10. Z powodu tego urazu odpuściliśmy też w ostatnim czasie kilka startów, bo miałam już zapewnione minimum i nie chciałam ryzykować przed Uniwersjadą - odpowiada.

Również Anna Rogowska twierdzi, że argument o pominięciu wyników z hali nie jest sprawiedliwy. Logicznym bowiem jest, że nikt w środku zimy nie skacze na otwartym stadionie. - W danym terminie, od stycznia do końca czerwca, było do uzyskania minimum. Tak więc jeżeli nie są brane pod uwagę wyniki z sezonu halowego, to czemu są podawane takie terminy? - pyta była reprezentantka Polski.

Faktyczny problem czy szukanie sensacji?

Zdaniem samych tyczkarek, rzeczywistym powodem, dla którego zostały pominięte przy ogłaszaniu składu jest problem, jaki stanowi... transport tyczek.

- Wcześniej nieoficjalnie słyszałyśmy, że AZS ma jakiś problem aby przetransportować tyczki, więc prawdopodobnie na tym stanęło. Nie wiemy, czy to kwestia zbyt dużego kosztu, czy za dużego wyzwania logistycznego. Jednak oficjalnie nikt wcześniej się z nami nie kontaktował czy jesteśmy same w stanie zorganizować sobie transport tych tyczek. Poza tym nasz trener zajmuje się dystrybucją tyczek na połowę świata, więc byłby w stanie jakoś to załatwić. Jednak  nie dostałyśmy żadnej oficjalnej informacji o takim problemie. Dopiero teraz przy opublikowaniu list się okazało, że nas w tej reprezentacji nie ma - tłumaczy Kaszuba.

- Wiedząc od dwóch tygodni, że jest problem z transportem tyczek liczyłyśmy się z tym, że mogą nas nie wysłać, ale wciąż liczyłyśmy na jakąś oficjalną informację w tej sprawie. Zresztą kwestia kosztów to też słabe wytłumaczenie. Bo skoro od dwóch lat wiadomo było, że impreza ma się odbyć w Chinach, to można było ustalić minimum na poziomie np. 4,50 i wtedy mieliby argument. A skoro ustalają 4,20, które osiągnęłyśmy...

- Wcześniej nie było jednak żadnych takich sygnałów. Nawet na halowych mistrzostwach Polski, gdy wygrywałam, podszedł do mnie pan Lech Leszczyński (prezes AZS Łódź i wiceprezes PZLA, przyp. red.) i bardzo się cieszył, gratulował, że fajny wynik i że będę podporą kadry na Uniwersjadzie - dodaje nasza rozmówczyni.

Zapytana o to, jak wygląda kwestia transportu tyczek Anna Rogowska nie ukrywa, że zawsze stanowiło to pewne wyzwanie. - Zawsze na zawodach śmiałyśmy się, że 50 procent sukcesu to jest dostarczenie na miejsce tyczek. Oczywiście, że jest to problem dla linii lotniczych. Jest to bagaż gabarytowy, niewygodny w transporcie i to zawsze był kłopot. Na wielu imprezach międzynarodowych były takie sytuacje, że ten sprzęt po prostu nie dolatywał - wspomina.

Zarzuty związane z kosztem transportu tyczek odpiera jednak AZS. Zdaniem Dariusza Piekuta są to wymysły wynikające z rozgoryczenia.

- Od strony logistycznej zamawia się cargo, które wiezie te tyczki, bo to sprzęt niegabarytowy i nie ma tematu. Ja jestem zdumiony, że jako dziennikarze daliście się komuś tu podpuścić. Ktoś nie ma argumentów merytorycznych, to szuka prawdopodobnie sensacji. Temat z przewozem tyczek jest po prostu absurdalny, a mówienie o tym, że to jest to za drogie, podczas gdy wydajemy na start Uniwersjady naprawdę grube pieniądze, mnie to przeraża. Nikt nie wie ile kosztuje to wszystko pracy. Zapewne jakiś działacz jednego klubu poczuł się urażony, zrobił wokół tego zamieszanie, dołożył do tego sensację i to jest dzisiaj temat numer 1? Mnie to przeraża - mówi sekretarz generalny AZS.

- My i tak jako AZS dokładamy w tej chwili do tego startu ponad milion złotych. Tak więc proszę nas nie posądzać o to, że prowadzimy jakąkolwiek politykę przeciwko którejś zawodniczce. Jeżeli PZLA nie rekomenduje takiego startu, to my szanujemy tę decyzję - podkreśla.

Stracona ostatnia szansa

Zarówno dla Kaszuby, jak i dla Kusy, Uniwersjada była docelową tegoroczną imprezą, na którą przygotowywały się w zasadzie od 3 lat. Pierwotnie bowiem zawody miały się odbyć już w 2021 roku, jednak zostały przełożone przez panującą pandemię koronawirusa. Dla obu zawodniczek była to także ostatnia szansa by wystartować w tego typu zawodach, bowiem w kolejnych latach na przeszkodzie staną ograniczenia wiekowe oraz fakt zakończenia przez nie studiów.

- Normalnie przygotowania pod takie zawody trwają rok. W tym przypadku jednak, z racji przekładania imprezy, to siedziało w głowie od 3 lat. A jako że w zeszłym roku skończyłam studia, to taka sytuacja może się już nie powtórzyć - tłumaczy Kaszuba.

AZS twierdzi jednak, że i tak na tegoroczne zawody zabiera wyjątkowo liczną grupę zawodników.

- Przy tak odległej i drogiej destynacji całej imprezy, jaką jest chińskie Chengdu i tak bierzemy dużo, bo aż 45 lekkoatletów, podczas gdy na ostatniej Uniwersjadzie w Neapolu było ich 30. To nie jest tak, że ktoś tu działa przeciw konkretnej zawodniczce. Później wokół takich sytuacji tworzą się fałszywe historie pojawiające się w mediach, co jest krzywdzące dla wszystkich, którzy nad tym pracują - twierdzi Dariusz Piekut.

O tym, czy faktycznie skreślenie polskich tyczkarek było słuszną decyzją i czy ich poziom faktycznie odstawałby od czołówki zawodów przekonamy się już za miesiąc. Początek 31. Letniej Uniwersjady zaplanowano na 28 lipca, zaś jej finał na 8 sierpnia.

Czytaj także: - Kuriozalne słowa prezesa Motoru LublinNowe informacje ws. Mbappe

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (1)
avatar
jotwu
5.07.2023
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
I prawidłowo .Z takimi wynikami to lepiej się nie wychylać.No cóż,wycieczka przeszła koło nosa.