Sebastian Kowalczyk: Nie kieruję się tylko pieniędzmi

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Sebastianowi Kowalczykowi wraz z ostatnim meczem w sezonie 2015/2016 zakończył się kontrakt z Asseco Gdynia. Zawodnik nie wyklucza jednak dalszej gry w żółto-niebieskich barwach. - Mam o czym myśleć. Trzeba to umiejętnie pokierować - przyznaje gracz.

[b]

WP SportoweFakty: W serii ćwierćfinałowej mierzyliście swoje siły ze Stelmetem BC. Przegraliście wyraźnie 0:3. Śmiało można chyba powiedzieć, że odbiliście się od zielonogórskiej ściany.[/b]

Sebastian Kowalczyk: Myślę, że to nieco za duże słowa. Dla nas była to trzecia z rzędu rywalizacja ze Stelmetem BC w ćwierćfinale i uważam, że z każdym rokiem było coraz trudniej. Mistrzowie Polski grali z dużą koncentracją i zaangażowaniem. Mieli duży respekt do naszej drużyny, za co należy im się szacunek, że podeszli do tych meczów z odpowiednim nastawieniem. Nie zlekceważyli nas.

Graliście z przyszłym mistrzem Polski?

- Wydaje mi się, że tak. To jest tylko sport i wszystko jest możliwe. Aczkolwiek gdybym miał typować, to na pewno postawiłbym na zielonogórską drużynę.

Czy meczami ze Stelmetem BC żegnasz się z drużyną Asseco Gdynia?

- To fakt, że umowa z klubem się zakończyła, ale mogę śmiało powiedzieć, że rozmawiam z władzami na temat jej przedłużenia. Myślę, że najbliższe dni wszystko pokażą.

ZOBACZ WIDEO Dennis Rodman skończył 55 lat

Chce pan zostać w Asseco Gdynia? Jak pan widzi swoją przyszłość?

- Oczywiście, że tak. To jest klub, w którym mam świetne warunki do rozwoju. Jednak umowa się zakończyła i trzeba wszystko dokładnie przeanalizować.

Co będzie pan brał pod uwagę przy wyborze klubu?

- Osobę trenera, a także zawodników, z którymi będę pracował. Nie ukrywam, że w trakcie sezonu nie chciałem sobie zaprzątać głowy tym wszystkim i odłożyłem te przemyślenia na teraz. Muszę sam sobie odpowiedzieć na pytanie, czy to już ten czas, w którym mam pójść do lepszego klubu i grać o wyższe cele, ale za to mniej minut. A może lepiej zostać i dalej się rozwijać? Mam o czym myśleć. Trzeba to umiejętnie pokierować. Nie chcę kierować się tylko pieniędzmi i podejmować szybkiej decyzji.

"Zimowanie" na ławce to chyba nie jest jeszcze ten czas dla pana?

- Na pewno nie. Parę przykładów już widziałem w swoim życiu, z których mogę wziąć przykład. Obserwuję, co dzieje się z innymi zawodnikami. Nie chcę, aby doszło do takiej sytuacji, że zapnę pasy na ławce i będę oglądał kolegów. Nie na tym polega.

Dużo innych ofert już się pojawiło?

- Tym zajmuje się mój agent. Teraz będziemy znacznie częściej na łączach niż w sezonie. Myślę, że już niedługo podejmiemy decyzję.

W tym sezonie trochę się pan zmienił. Tane Spasev zaczął pana ustawiać na pozycji rzucającego obrońcy.

- To prawda. Taka była koncepcja trenera, który chciał zbudować zespół rzucający. Widział mnie w takiej roli. Poza tym Hickey grał ponad 30 minut, więc te minuty dla mnie też musiały się znaleźć. Jestem zadowolony ze swojej roli. Moje minuty wzrosły. Wiem, że mam jeszcze sporo mankamentów, które muszę poprawić.

Trener Spasev nieco żartobliwie nazywał pana "polskim Jaycee Carrollem". Miał do pana spore zaufanie.

- Cieszę się, że trener mnie widzi w takiej roli. Ja w niej czuję się naprawdę dobrze. Zapewniam, że mogę rzucać jeszcze lepiej, ale tak jak mówi Przemek Frasunkiewicz - moje decyzje rzutowe nie są jeszcze najlepsze. Nad tym muszę dużo pracować.

Rozmawiał Karol Wasiek

Źródło artykułu: