Kamil Łączyński: Jak byłem młody, to kopałem ławki i krzesła. To była głupota

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

- Jestem wybuchowy i tego nie ukrywam. Nie jestem z tych, którzy tłumią w sobie emocje. Jak byłem młody, to kopałem ławki i krzesła. Teraz tego już nie robię - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Kamil Łączyński, rozgrywający Anwilu Włocławek.

[b]

WP SportoweFakty: W ostatnich dniach dochodziły informacje na temat problemów zdrowotnych, z którymi się zmagasz. Co to była za kontuzja?[/b]   Kamil Łączyński: Miałem złamane żebro, ale w poprzednim tygodniu już normalnie trenowałem.

Jak doszło do tego urazu?

- Stało się to podczas meczu z MKS-em Dąbrowa Górnicza. Po prostu tego nie sprawdziliśmy od razu ze względu na to, że ból nie był aż tak duży. Jednak na kolejnych treningach w tygodniu znów otrzymałem uderzenie w to miejsce i ten ból zaczął narastać. Po meczu w Pucharze Polski ze Stelmetem BC Zielona Góra już ciężko było mi wytrzymać i stwierdziliśmy, że zrobimy szczegółowe badania. Wyszło na nich złamanie.

Czy w meczu z Polpharmą Starogard Gdański zobaczymy cię na parkiecie?

- Mój występ z Polpharmą nie jest zagrożony. Chciałbym zagrać i wrócić do rytmu meczowego.

Kamil Łączyński: Ukrywaliśmy kilka elementów przed Stelmetem BC
Kamil Łączyński: Ukrywaliśmy kilka elementów przed Stelmetem BC

To ważny mecz dla waszego zespołu, bo wygrana pozwoli wam przeskoczyć Rosę Radom i awansujecie na drugie miejsce w tabeli TBL.

- To prawda. Nasza wizja tego, co sobie założyliśmy przed sezonem idealnie się sprawdza. Wydaje mi się, że perfekcyjnie realizujemy założenia trenera, który mówi o tym, aby koncentrować się na każdym kolejnym meczu, a nie wybiegać daleko do przodu. Staramy się to robić, niezależnie od rywala - czy gramy ze Śląskiem czy z Asseco. Cieszymy się z tego, że stopniowo poprawiamy swoją sytuację w tabeli, ale pamiętajmy o tym, że te najważniejsze momenty, czyli play-offy, są dopiero przed nami. Nie ukrywam, że najlepiej byłoby się znaleźć w pierwszej czwórce, tak aby w ćwierćfinale mieć przewagę własnego boiska.

Danny Gibson ostatnio mówił, że jego drużyna stara się zająć miejsca 2-3, tak aby uniknąć ewentualnie w półfinale walki ze Stelmetem BC Zielona Góra. Czy w waszej drużynie jest podobne myślenie?

- Do tego jest jeszcze daleka droga, ale nie ma co ukrywać, że ewentualna walka ze Stelmetem BC w półfinale na pewno utrudniłaby nam nieco drogę do wielkiego finału. Aczkolwiek trochę za bardzo wybiegamy do przodu, bo najpierw czekają nas mecze w końcówce sezonu zasadniczego i ćwierćfinale. Kwiecień nas nie rozpieszcza, bo mamy aż siedem spotkań. O rywalizację ze Stelmetem BC zapytałem nieprzypadkowo, ponieważ z tą drużyną nie idzie wam najlepiej w tym sezonie. Doznaliście dwóch sromotnych porażek.

- To prawda. Dwukrotnie przegraliśmy różnicą 30 punktów, co świadczy o tym, że na tę chwilę byliśmy zdecydowanie słabsi. Nie ma co szukać wymówek. Przygotowywaliśmy się do tych spotkań równie mocno, jak do innych rywali, ale gdzieś te założenia taktyczne schowaliśmy sobie na później, tak aby nie pokazywać wszystkiego od razu. Liczę na to, że ten mecz, który rozegramy u siebie ze Stelmetem BC będzie wyglądał zupełnie inaczej. Może wówczas te taktyczne nowinki, które trener Milicić zaplanował sobie wcześniej, zadziałają?

To była taka łyżka dziegciu, bo z innymi zespołami w lidze radzicie sobie znakomicie.

- To prawda. Stelmet BC był znakomicie dysponowany w meczach z naszą drużyną. Pamiętam, że w meczu Pucharu Polski zielonogórzanie mieli do przerwy 9/11 z dystansu. Trudno wygrać mecz, kiedy rywale mają taką skuteczność. Tym bardziej, że trafiali przez ręce, bo nasza obrona całkiem nieźle pracowała.

Spodziewałeś się tego, że gra Anwilu w tym sezonie tak szybko zapali? Praktycznie od początku rozgrywek prezentujecie wysoką formę.

- Nie spodziewałem się tego, bo wynikało to z tego, że trener Milicić wprowadził wiele nowinek do naszej gry. Żaden z nas nie spotkał się wcześniej z takimi zasadami w obronie. Trzeba było się do tego odpowiednio zaadoptować. Do tej pory mamy czasami problemy w niektórych sytuacjach. Aczkolwiek wszystko się zazębia, atmosfera jest bardzo dobra. Wyniki ją budują, jeden za drugim wskoczyłby w ogień. Fajnie to wygląda, ale najważniejsze mecze są dopiero przed nami.

Kamil Łączyński: Kiedyś robiłem dużo głupot
Kamil Łączyński: Kiedyś robiłem dużo głupot

Przed sezonem dużo mówiło się o parze Skibniewski-Łączyński. Niektórzy zastanawiali się, czy ten duet w ogóle odpowiednio zafunkcjonuje. Dużo mówiło się o tym, że się nie dogadacie, ale chyba tak źle nie jest.

- Nie ukrywam, że obaj się z tego śmialiśmy, jak ludzie mówili, że się nie dogadamy, bo mamy różne charaktery. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, graliśmy z różnymi zawodnikami w swoich karierach i dokładnie wiemy, jak mamy się zachowywać. Nie mamy żadnych problemów z tym, aby się dogadać. Na treningach jest rywalizacja, ale po zajęciach zawsze sobie piątkę zbijemy. Wszystko się zazębia i nikt nie żałuje wyboru, który podjął przed sezonem.

Sam mi kiedyś mówiłeś, że potrafisz być wybuchowy. Musisz nad tym panować? Trener temperuje to w jakiś sposób?

- Jestem wybuchowy i tego nie ukrywam. Czasami nie reaguję w taki sposób, jaki powinienem, ale taki już jestem. Nie jestem z tych, którzy tłumią w sobie emocje. Czasami lubię uderzyć pięścią w piłkę albo coś sobie krzyknąć. Mam taki sposób odreagowywania, ale walczę z tym. Jak byłem młody, to kopałem ławki i krzesła. Krzywdziłem w ten sposób samego siebie. Teraz tego już nie robię.

Rozmawiał Karol Wasiek

Zobacz wideo: Bartosz Kopacz: potrzebujemy punktów jak tlenu

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: