Faworyci górą - Heat i SAS prowadzą 1:0

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Faworyci górą. W nocy z wtorku na środę w NBA rozegrane zostały dwa pojedynki. Oba miały bardzo jednostronny przebieg. Oba też padły łupem faworytów - Miami Heat oraz San Antonio Spurs.

W dobrym stylu rywalizację w półfinale Konferencji Wschodniej zainaugurowali koszykarze Miami Heat. Zespół z Florydy ograł Brooklyn Nets po raz pierwszy w sezonie 2013/2014 i dokonał tego z niebywałą łatwością. Żar w meczu otwierającym kolejny etap fazy play-off triumfował aż 107:86.

Warto przypomnieć, że cztery wcześniejsze bezpośrednie konfrontacje obu ekip padały łupem podopiecznych Jasona Kidda. Ci we wtorkowym spotkaniu spisywali się jednak fatalnie po obu stronach parkietu. W ich ofensywnych poczynaniach widać było dużo chaosu, niezdecydowania, a przede wszystkim brak pomysłu. Defensywie towarzyszył natomiast wyjątkowy nieład, który został skrupulatnie wykorzystany przez miejscowych snajperów.

[ad=rectangle]

Ray Allen spędził na parkiecie niewiele ponad 26 minut, ale mimo wszystko zdołał zapisać na swoim koncie imponujące 19 punktów - 4/7 zza łuku. Double-double złożone z piętnastu oczek i jedenastu zbiórek dodał Chris Bosh, a 22 i 3 asysty miał LeBron James. 29-latek przy okazji spotkania z Nets dopiero jako ósmy gracz w historii przekroczył barierę 4,000 punktów zdobytych w rozgrywkach posezonowych.

Heat zdominowali Nets przede wszystkim w strefie podkoszowej. Gospodarze zdobyli z pomalowanego aż 52 oczka - przyjezdni marne 28. - Najważniejszą rzeczą dla nas tej nocy było zachowanie rytmu. Czułem, jakby nie było ani chwili wolnego - mówił po meczu James.

Kluczowa dla losów wtorkowego starcia okazała się trzecia partia. Tam Chris Bosh zdobył 7 punktów z rzędu i wyprowadził swój zespół na prowadzenie 62:52. Chwilę później dwoma skutecznymi akcjami popisał się jeszcze LBJ. Miejscowi deklasowali rywali 70:54, a końcowego sukcesu nie oddali już do ostatniej syreny. - Myślę, że to była dla nas jedna z najlepszych nocy. Byliśmy świetnie zbilansowani - twierdził Dwyane Wade, który trafił 7 na 13 oddanych rzutów z pola.

W szeregach gości z Big Apple ciężko doszukiwać się pozytywów. Po 17 punktów zdobyli Deron Williams i Joe Johnson, a 11 uzbierał wchodzący z ławki Marcus Thornton. Wtorkowy mecz bez celnego rzutu do kosza jako jedyny po stronie przegranych zakończył Kevin Garnett. 8 oczek na kiepskiej skuteczności miał Paul Pierce.

Mecz numer dwa odbędzie się w nocy z czwartku na piątek o godzinie 1:00 czasu polskiego.

Miami Heat - Brooklyn Nets 107:86 (22:20, 24:23, 33:23, 28:20)

(James 22, Allen 19, Bosh 15 - Johnson 17, Williams 17, Thornton 11)

Stan rywalizacji: 1:0 dla Miami Heat

Zapożyczając terminologię z innej dyscypliny sportowej - to była gra do jednej bramki. Po pierwszej kwarcie prowadzili już 29:16, a do szatni schodzili przy wyniku 65:39. W tym przypadku emocje skończyły się prędzej niż zaczęły. Mowa o pierwszym spotkaniu drugiej rundy fazy play-off pomiędzy San Antonio Spurs i Portland Trail Blazers. Ci pierwsi od samego początku narzucili swój styl gry, zdemolowali rywali w pierwszej połowie, a dzieła dokończyli w drugiej.

- To był jeden z tych dni, w których my graliśmy bardzo dobrze, a oni mieli złą noc - mówił szkoleniowiec zwycięskiej drużyny, Gregg Popovich. Jego podopieczni rozbili przyjezdnych ze stanu Oregon 116:92, a aż 33 punkty skompletował Tony Parker. 19 oczek uzbierał jeszcze wchodzący z ławki Włoch - Marco Belinelli, a 16, 9 zbiórek i 4 przechwyty zapisał na swoim koncie Kawhi Leonard. - Dzisiaj graliśmy podręcznikową koszykówkę Spurs - twierdził zadowolony Francuz - Boris Diaw.

- To był najlepszy mecz w wykonaniu San Antonio Spurs jaki widziałem - komplementował rywali trener przyjezdnych - Terry Stotts. W szeregach jego drużyny wyróżniającą się postacią był tylko LaMarcus Aldridge, autor trzydziestu dwóch punktów i czternastu zbiórek. Smugi w przekroju całego meczu trafiły zaledwie 4 rzuty zza łuku i popełniły aż 20 strat. 17 oczek uzbierał Damian Lillard, a 10 i 11 zbiórek miał Robin Lopez. To za mało, by myśleć o pokonaniu drużyny tego formatu co San Antonio Spurs.

Drugie starcie obu ekip już w najbliższy piątek.

San Antonio Spurs - Portland Trail Blazers 116:92 (29:16, 36:23, 25:25, 26:27)

(Parker 33, Belinelli 19, Leonard 16 - Aldridge 32, Lillard 17, Lopez 10)

Stan rywalizacji: 1:0 dla San Antonio Spurs

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Źródło artykułu:
Komentarze (3)
avatar
Za Ostatni Grosz
7.05.2014
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
SAS jak zwykle zaczyna się z czasem powoli rozkręcać.  
avatar
Tylko Legia
7.05.2014
Zgłoś do moderacji
4
1
Odpowiedz
Jeśli tacy rezerwowi w San Antonio jak Belinelli Bayens Mills rzucają powyżej 10 pkt w meczu to Walec z San Antonio spokojnie do wielkiego finału NBA dojedzie  
Hard-A.M-en 42
7.05.2014
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
MIAMI !!!! Liczę na 4:0