Tomasz Jankowski: Były elementy horroru, których nie powstydziłby się Hitchcock

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Po niezwykle zaciętej rywalizacji koszykarzom zielonogórskiego Zastalu udało się wyeliminować Energę Czarnych Słupsk i awansować do półfinału Tauron Basket Ligi. W decydującym meczu gracze z Winnego Grodu wygrali we własnej hali 75:73.

- Tak, jak każde spotkanie z Energą Czarnymi, środowy mecz również nie był pozbawiony elementów horroru, których nie powstydziłby się chyba sam Hitchcock. Dwa mecze w naszej rywalizacji po dogrywce, jeden mecz wygrany jednym punktem, w środę dwoma. Niesamowite starcia dwóch drużyn, które zostawiły na boisku serce, zdrowie. Obydwie ekipy walczyły naprawdę niesamowicie, dlatego zawsze powtarzam, że mam wielki szacunek dla Dainiusa Adomaitisa i jego zespołu. Tak to już w koszykówce jest, że jedna sekunda może przeważyć o tym, czy zespół się cieszy, czy płacze - powiedział po zakończeniu środowego starcia z Energą Czarnymi Tomasz Jankowski.

Drugi trener Zastalu przyznał, że mecz ze słupszczanami nie należał do najłatwiejszych. - Na pewno na początku mieliśmy problem pod koszami. Graliśmy bez Kirka Archibeque'a, ale wielkie brawa dla Rafała Rajewicza, który naprawdę dał wszystko co miał. Dwa osobiste, zbiórki w ataku, walka na parkiecie. Naprawdę bardzo fajnie zafunkcjonował. Oprócz tego oczywiście zdarzały się lepsze momenty. Wygrywaliśmy już kilkunastoma punktami, później Czarni nas doszli. Nigdy nie jest tak, że na tym poziomie, przy tak wyrównanych składach, zawsze jest możliwość, aby utrzymać taką przewagę. Bardzo cieszymy się z ostatnich sekund. Całe szczęście oczywiście, że Darnell Hinson nie trafił z czystej pozycji, bo byłoby wtedy całkiem inaczej. Ale nie ma co gdybać, wszyscy są szczęśliwi. Jestem przekonany, że wszyscy zrobiliśmy kawał dobrej roboty i jest to wielki sukces całej Zielonej Góry. Miasta, kibiców, sponsorów, klubu i tak dalej. To jednak nie jest koniec. Mamy jeszcze coś do zrobienia, więc myślę, że pokażemy jeszcze trochę fajnej koszykówki.

Zdaniem asystenta Mihailo Uvalina kluczem do sukcesu była w środę po prostu walka. - Walka, walka i jeszcze raz walka. Od początku do końca, bez poddawania się i jakichkolwiek momentów zwątpienia. Tylko to i nic więcej - zaznaczył Jankowski.

Zielonogórzanie do piątego meczu z Energą Czarnymi przystąpili bez jednego ze swoich liderów, Kirka Archibeque'a. - Na pewno były obawy. Siedzi to przecież w głowach. Kirk jest podstawowym zawodnikiem podkoszowym, ale jak pokazało kilka innych spotkań na przestrzeni całego sezonu, nie ma ludzi niezastąpionych. Teraz to się łatwo mówi, ale trochę prawdy w tym jest. Na parkiet wyszedł "Raju" Rajewicz, Uros Mirković pograł trochę więcej na piątce i całym zespołem nadrobiliśmy nieobecność Kirka. Trener Uvalin przed meczem uczulał, że każdy musi zrobić tę jedną zbiórkę, jeden rzut więcej, wyrwać dodatkową jedną piłkę. To się sprawdziło - zakończył znakomity przed laty koszykarz.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)