NBA Hall of Fame: Przedstawiamy klasę 2011

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Ten weekend upływa w świecie NBA z dala od rozmów o dzieleniu zysków, zagwozdek ekonomicznych, niegwarantowanych kontraktów czy hard cap. Na te 2-3 dni sięgamy pamięcią w przeszłość, gdzie największe legendy NBA wciąż biegają po parkietach...

W tym artykule dowiesz się o:

Powodem nostalgii w moim tonie jest oczywiście uhonorowanie kolejnych zawodników, trenerów i innych osób związanych ze światową koszykówką, które swoją osobą rozsławiają jej imię. Hall of Fame przyjmuje w swoje ręce kolejne osobistości. Przedstawiam rocznik 2011.

Dennis Rodman

Gracz, który jest absolutnie najbardziej rozpoznawalną wśród laików postacią przystępującą w tym roku do Hallu Sławy. Nie wierzycie? Spytajcie rodziców, dziadków. Większość kojarzy "tego gościa z kolorowymi włosami grającego z Jordanem". Na tym właśnie polega fenomen "The Worma". Był osobowością, uosobieniem gwiazdy samej w sobie. Zresztą nadal nią jest – jeszcze w tym roku wybuchł skandal po tym, jak rozmawiał z rozgłośnią radiową podczas igraszek z kochanką czy po hucznej imprezie w Las Vegas. Takie było jego życie – oprócz niebywałego nosa do zbiórek pozaboiskowe skandale uczyniły z niego hollywoodzkiego celebrytę (co potwierdziło się po jego roli w filmie u boku Jean-Claude'a Van Damme'a). Jak przystało na etatowego ligowego rozrabiakę jego żona też musiała być co najmniej wystrzałowa. Carmen Electra i ich skandale związane z życiem małżeńskim niejednokrotnie zdobiły pierwsze strony gazet tanich brukowców. Taki stereotypowy nieco wizerunek przysłania niektórym młodszym kibicom prawdziwą postać Dennisa. Za co się tutaj znalazł? Nie tylko za dwa tytuły mistrzowskie z Detroit Pistons i stworzenie mitu drugiego "threepeat" Chicago Bulls. Wielu ekspertów zapamiętało go jako młodzieńca, który jeszcze jako chudzielec w barwach Detroit Pistons spędzał sen z powiek wszystkim wysokim w lidze. Mimo niespełna dwóch metrów wzrostu jego umiejętności przepychania, ustawiania się, zastawiania i wszelkich innych sztuczek były dopracowane do perfekcji, której teraz w lidze nie uświadczymy. Do jego poziomu może zbliżyć się Kevin Love, ale do tego czasu jeszcze sporo wody musi w Missisipi upłynąć. Do tego center Minnesoty Timberwolves musiałby też dołożyć wielki kunszt wredoty, prowokacji i nieczystych sztuczek, z których Rodman słynął. Potrafił wpieniać rywali do czerwoności, spytajcie Karla Malone'a. Albo Francka Brickowskiego. Jeden z kamerzystów z Minneapolis też przysięgnie, że ten Rodman to twardy gość. To chyba najlepsze co możemy dla niego zrobić – zapamiętać go jak twardziela na boisku. To co poza nim, to tylko otoczka dla mediów. Jego gra mówiła sama za siebie. Przy tym wzroście prawdopodobnie nie znajdziemy lepszego zbierającego w historii ligi.. O to miano mógłby się ubiegać oprócz niego chyba tylko Charles Barkley. Rodman długo oczekiwał na wejście do Hallu Sławy mimo sezonu, w którym zbierał 18,7 piłki na mecz (będąc niższym o około 15 cm od Dwighta Howarda...). Dlaczego? Obawiano się, że jest postacią zbyt kontrowersyjną. W istocie, coś w tym jest, a Dennis to w pewnym sensie antyteza ułożonego sportowca-idola młodzieży. Mimo to kochamy go i wspominamy, że „takiego gracza już nie będzie”. Dzisiejszej nocy też nie będzie patetycznie. Zapowiadany jest przylot helikopterem...Chyba nikt się nie łudził, że będzie inaczej.

Artis Gilmore

Druga ze sław z pewnością nie była tak barwna w swoim stylu życia, z pewnością jednak pozostawiła po sobie wspomnienia o wielkiej dominacji i doskonałej grze pod koszami. Do złudzenia przypominający (zwłaszcza na fotografiach z fryzurą afro) Samuela L. Jacksona w roli Julesa w filmie Pulp Fiction, Gilmore to jeden z najlepiej operujących tyłem do kosza centrów, o którym słyszymy nieco mniej, bo mówiąc o latach 80' myślimy "Kareem Abdul-Jabbar, Magic, Bird i Erving". Swoją sławę i pozycję, a także wybitny strzelecki talent (ponad 24,000 punktów w karierze!) budował jednak w ABA. W tamtych czasach instytucje ta ostro konkurowała z NBA i rywalizowała o największe koszykarskie talenty. Gilmore mógł wybrać NBA, ale zdecydował się na ABA. Czemu? Jak sam mówił, bardziej podobał mu się kolor piłek...

Kiedy ABA zakończyła swe istnienie fuzją z NBA w 1976 roku, w specjalnym, dodatkowym Drafcie wybrano go z numerem pierwszym. Przez lata był solidnym punktującym, a przede wszystkim dominującym zbierającym grając dla Chicago Bulls i San Antonio Spurs, by na koniec kariery zaliczyć epizod we Włoszech. Miał jednak pecha, bo w barwach obu tych zespołów w NBA natrafił na grube lata legendarnych dynastii obu Konferencji – Boston Celtics jako "Byk" i Los Angeles Lakers jako "Ostroga". Przez to jest jednym z tych przyćmionych gwiazdorów, wybitnych w swoim fachu, ale przez historię odrobinę zapomnianych. Ogrywali go ze swoimi wspaniałymi drużynami Bill Walton i Kareem, przez co to oni są wymieniani dziś w pierwszym szeregu, a Artis jednak w tym drugim. Przy 218 cm niezwykle gibki, ruchliwy, doskonale manewrujący. Na szczęście, tacy zawodnicy doceniani są po latach i właśnie dlatego zostanie członkiem HoF. Do dziś błyszczy szczerym i uroczym uśmiechem, pojawia się czasem na Weekendach Gwiazd, żeby znów poczuć odrobinę splendoru, a na co dzień jest społecznikiem i pracuje w uczelni w Jacksonville, sporadycznie komentuje też mecze w radio.

Arvydas Sabonis

Gracz, któremu w mniejszym stopniu Dirk Nowitzki czy Pau Gasol, a w większym takie postacie jak Omer Asik czy Bismack Biyombo zawdzięczają to, że amerykańscy skauci tak często zapuszczają się obecnie za ocean, aby oglądać nadzwyczaj wyrośniętych młodzieńców, którzy grają w koszykówkę, zamiast szukać następców Wilta Chamberlaina tylko w USA. Tak, "Saras" z pewnością jest jedną z tych postaci, które bez wahania możemy nazwać ikoną, a właściwie ambasadorem tego sportu, a jednocześnie europejskim pionierem w NBA. Jakże inną postawę prezentował poza parkietem porównując go z wcześniej opisywanym Dennisem Rodmanem. Był raczej jego przeciwieństwem, człowiekiem miłym, spokojnym, który spokojnie mógłby przejąć od Gheorghe'a Muresana rolę w filmie "Mój Olbrzym", właśnie ze względu na łagodne usposobienie, bo talentem z pewnością (wzrostem bynajmniej) Rumuna przewyższał. Jako koszykarz, wybitny środkowy, który grał w największych europejskich markach – Żalgirisie Kowno i Realu Madryt, by spróbować swoich sił w NBA, gdzie właśnie najbardziej zapadł mi w pamięć jako zawodnik Portland Trail Blazers. Wnosił litewski folklor na parkiety w USA, rzucając za 3 i w niezapomniany sposób podając za plecami, w czym był chyba najlepszym centem w historii tej ligi. Wielki tryumfy święcił też na arenie międzynarodowej, najpierw z reprezentacją ZSRR, a potem już Litwy.

Chris Mullin

Jeden z graczy, który mógłby posłużyć jako definicja "scorera". Nie robił na parkiecie rzeczy wszechstronnych, skupiał się na rzucaniu. W efekcie zapisał się w historii aż 17,000 "oczek" podczas 16 sezonów w barwach Golden State Warriors i Indiana Pacers. Najbardziej zapamiętamy go jako jednego z dwunastu członków magicznego "Dream Teamu" z 1992 roku. Nie trudno go nie zauważyć – przecież biali zawodnicy wcale nie byli w nim w przewadze, a Mullin był dodatkowo jasnym blondynem z charakterystyczną, "kwadratową" fryzurą, przypominającą nieco młodego Vala Kilmera. Wielka sława nie tylko w NBA, ale też dzierżawca rekordu strzeleckiego na prestiżowym nowojorskim uniwersytecie St. John's.

Pozostali członkowie Klasy 2011:

Tex Winter - swoją legendę tworzył w nietypowej roli asystenta. Nietypowej, bo niewielu asystentów możemy oglądać w tym panteonie koszykarskich sław. Ten miał jednak wyjątkowo wysoki wkład w sukcesy, znany z wdrażania "trójkątnej" ofensywy był częścią aż 9 tytułów mistrzowskich. Wielkie wyniki osiągał też w NCAA, wiele razy awansując do Final Four

Reece "Goose" Tatum - znalazł się tu za swoje pionierskie zasługi dla zawodników czarnoskórych, znany jako oryginalny członek legendarnych Harlem Globetrotters. Co ciekawe, karierę zaczynał jako...baseballista.

Tom Sanders - fantastyczny defensor, członek legendarnej dynastii Boston Celtics w latach 60', wielokrotny Mistrz NBA, później trener, a obecnie pracujący na rzecz promowania koszykówki na całym świecie, autor programu dla debiutantów.

Herb Magee - nominowany jako trener, z Philadelphia University wygrał ponad 900 meczów w II dywizji NCAA!

Teresa Edwards - pierwsza koszykarka, która brała udział aż w pięciu Igrzyskach Olimpijskich, przywożąc złoto z czterech z nich.

Tara Vanderveer - trenerka z sukcesami z reprezentacją oraz na poziomie akademickim.

Źródło artykułu: