NBA: Słońca zbyt gorące dla Lakers

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Podopieczni Alvina Gentry'ego wykorzystali atut własnego parkietu. Koszykarze z Phoenix rozegrali bardzo dobre spotkanie, dzięki czemu udało im się pokonać Los Angeles Lakers i tym samym zmniejszyć straty w serii. Nie do zatrzymania był Amare Stoudemire.

W tym artykule dowiesz się o:

Przed meczami w Arizonie trener Słońc miał twardy orzech do zgryzienia. Chodziło o zatrzymanie ofensywy rywali, która w dwóch spotkaniach zdobywała średnio 126 punktów. Kluczem do sukcesu okazała się obrona strefowa. - Kiedy Lakers zaczęli trafiać, przestawiliśmy się na strefę. Przynosiło to efekty, dlatego nie zrezygnowaliśmy z tego - oznajmił Gentry.

Jednak nie tylko obrona decydowała o wygranej. Wreszcie na miarę oczekiwań zagrał Amare Stoudemire. STAT krytykowany po meczach w Los Angeles pokazał, że zbyt szybko został spisany na straty. Zaaplikował Jeziorowcom 42 punkty oraz zebrał 11 piłek. - Bardzo zależało mi na zwycięstwie. Wyszedłem na parkiet i robiłem wszystko, aby zrealizować swój plan - powiedział jeden z bohaterów Suns. Słowa uznania należą się także drugiemu z wysokich w składzie Phoenix. Robin Lopez, który jeszcze niedawno zmagał się z kontuzją pleców, miał 20 oczek.

Przez większość spotkania obydwie drużyny toczyły zacięty bój. Decydujące dla losów pojedynku wydarzenia miały miejsce na przestrzeni czterech minut w ostatniej kwarcie. Słońca po osobistych Lamara Odoma przegrywały 89:90. Sytuacja szybko uległa zmianie. Koszykarze trenera Gentry'ego zanotowali run 11:2, dzięki któremu udało im się odskoczyć na osiem punktów. Lakers z marazmu wyrwał dopiero Kobe Bryant. Lider ekipy z Kalifornii wraz z Pau Gasolem próbowali gonić miejscowych. Słońca nie zamierzy wypuścić prowadzenia z rąk i umiejętnie odpierały zakusy Los Angeles.

- Nie zagraliśmy tak jak chciałem. Tyczy się to początku, a także końca spotkania. Pilnowaliśmy ich strzelców na obwodzie, a okazało się, że Stoudemire z Lopezem przejęli pałeczkę - stwierdził Phil Jackson. W jego drużynie najwięcej punktów (36) miał Bryant. Kobe otarł się o triple - double, zabrakło mu jeden zbiórki (11 asyst, 9 zebranych piłek). Dobre zawody rozegrał także Gasol. Hiszpan uzbierał 20 oczek.

Sporym problemem dla Jeziorowców może być sytuacja Andrew Bynuma. Środkowy na parkiecie spędził zaledwie osiem minut. Powodami były szybko popełnione przewinienia, a także bolące kolano. - Muszę z nim porozmawiać i dowiedzieć się, jak się czuje - dodał trener Lakers, który nie wykluczył absencji Bynuma w spotkaniu numer 4.

Phoenix Suns - Los Angeles Lakers 118:109 (29:32, 25:15, 32:37, 32:25)

Phoenix: Amare Stoudemire 42 (11 zb), Robin Lopez 20, Jason Richardson 19, Steve Nash 17 (15 as), Goran Dragić 6, Grant Hill 5 (9 zb), Jared Dudley 4, Leandro Barbosa 2, Louis Amundson 2, Channing Frye 1.

Los Angeles: Kobe Bryant 36 (11 as, 9 zb), Pau Gasol 23 (9 zb), Derek Fisher 18, Ron Artest 12, Lamar Odom 10, Shannon Brown 5, Jordan Farmar 3, Andrew Bynum 2, Josh Powell 0.

Stan rywalizacji: 2:1 dla Los Angeles

->Zobacz terminarz play off<-

Źródło artykułu: