Szaleństwo Rodrigueza, wrócą do Zgorzelca! (relacja)

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

PGE Turów przed meczem w Sopocie miał nóż na gardle, ponieważ przegrał ostatnie trzy mecze, ale potrafił podnieść się i w świetnym stylu powrócić do gry. Zgorzelczanie wygrali 74:69 i o mistrzostwie Polski zadecyduje siódmy mecz.

Pierwsze minuty sobotniego spotkania były nerwowe i widać było, że obu zespołom zależy na zwycięstwie. Jako pierwsi emocje opanowali jednak goście, którzy po punktach Davida Logana i Dragisy Drobnjaka prowadzili 7:2. PGE Turów kontrolował zbiórki pod własnym koszem, a w ataku opierał się na dwójkowych akcjach, w których Andres Rodriguez dogrywał do Drobnjaka. Sopocianie sporo faulowali, ale po chwili gra zgorzeleckiej drużyny nieco osłabła i obie ekipy swoje akcje rozgrywały bez płynności. Wicemistrzowie Polski bardzo mocno bronili i po trójce Rodrigueza prowadzili 14:8 po pierwszych dziesięciu minutach.

Sopocianie lepiej zaczęli drugą kwartę, dzięki czemu odrobili straty i po rzutach wolnych Tomasa Masiulisa wyszli na prowadzenie 17:16. Turów nie radził sobie z konstruowaniem akcji, gdy na ławkę rezerwowych usiadł Andres Rodriguez. Zgorzelczanie szukali punktów, a te przynosiły wejścia pod kosz portorykańskiego rozgrywającego drużyny Saso Filipovskiego. Goście znaleźli jednak przede wszystkim faule i to aż dwa techniczne, którymi ukarani zostali Logan i Rodriguez. Gracze przygranicznego zespołu nie zgadzali się z decyzjami sędziów. Donatas Slanina na koniec drugiej kwarty stanął na linii rzutów wolnych i miał cztery próby. Litwin raz spudłował i to PGE Turów prowadził do przerwy 32:31.

Saso Filipovski bardzo długo kazał swoim podopiecznym radzić sobie bez swojego lidera – Davida Logana, którego zdjął z boiska, jeszcze przed przerwą, po faulu technicznym. Dwie niesamowite trójki z niemal ośmiu metrów trafił Thomas Kelati, ale oba zespoły poszły na wymianę ciosów z dystansu – trafiali także Rodriguez, Milicić i Slanina, ale to PGE Turów w dalszym ciągu minimalnie prowadził. W ataku gospodarzy uaktywnił się Donatas Slanina, ale bardzo skutecznie na obwodzie grał Igor Milicić. Zgorzelczanie utrzymywali się na prowadzeniu, ponieważ wejścia Rodrigueza pod kosz i jego podania przynosiły korzyści.

PGE Turów przed czwartą kwartą prowadził 52:48, ale wynik w dalszym ciągu był sprawą nierozstrzygnięta, biorąc pod uwagę fatalnie rozgrywane ostatnie odsłony meczu w dwóch poprzednich spotkaniach. Czwartą trójkę trafił Igor Milicić, a gdy po zbiórce punkty zdobył także Filip Dylewicz, to Prokom doprowadził do remisu po 55 nieco po ponad dwóch minutach.

David Logan, od czasu pojawienia się na parkiecie pod koniec trzeciej kwarty, nie otrzymywał podań od swoich partnerów, ale trafił niezwykle ważny rzut za trzy i wyprowadził Turów na prowadzenie 60:55. Trener Tomas Pacesas obniżył skład, ale to zgorzelczanie powiększali swoje prowadzenie, bowiem Prokom Trefl przeprowadził aż pięć nieskutecznych akcji. Wicemistrzowie Polski grali niezwykle spokojnie i konsekwentnie wykorzystywali swoją taktykę dogrywania pod kosz, która po chwili dała dziewięciopunktowe prowadzenie (64:55).

Sopocianie zbliżyli się jednak na 68:62 i w tym momencie szkoleniowiec mistrzów Polski zdecydował, aby jego gracze faulowali. Zgorzelczanie z różną skutecznością wykorzystywali rzuty wolne, ale po raz pierwszy od czasów Filipovskiego wygrali w Sopocie (74:69). Zdecydowanym bohaterem okazał się Andres Rodriguez, który na swoim koncie zapisał 21 punktów, 5 zbiórek, 5 asyst i trzy razy przechwytywał piłkę.

Tegoroczny finał Dominet Bank Ekstraligi dostarcza wiele emocji, a tych na pewno nie zabraknie, bowiem sprawa mistrzowskiego tytułu nadal jest otwarta. Do wyłonienia mistrza Polski będzie potrzebny decydujący siódmy mecz, który odbędzie się 4. czerwca w Zgorzelcu.

Prokom Trefl Sopot – PGE Turów Zgorzelec 69:74 (8:14, 23:18, 17:20, 21:22)

Prokom Trefl: Gurović 16, Milicić 15 (5), Dylewicz 14 (1), Slanina 11 (2), Stanojević 5, Sow 3, Masiulis 2, Serapinas 2, Shakur 1 i Roszyk 0.

PGE Turów: Rodriguez 21 (3), Drobnjak 19 (1), Logan 11 (3), Kelati 10 (2), Witka 6, Petrović 3 (1), Kitzinger 2, Nana 2, Ljubotina 0 i Scekić 0.

Źródło artykułu: