To nie jest siatkówka - komentarze po meczu Znicz Basket - Spójnia

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Spójnia Stargard Szczeciński zanotowała przekonywujące zwycięstwo nad Zniczem Basket Pruszków 84:63. Dla gości była to największa wyjazdowa wygrana w obecnym sezonie pierwszej ligi, a double uzyskał środkowy beniaminka pierwszej ligi Wiktor Grudziński.

Mieczysław Major (trener Spójni): Musieliśmy być cały czas bardzo czujni, aby zespół gospodarzy nie złapał właściwego rytmu, bo gdy już go złapią to są bardzo groźni. Tę koncentrację utrzymaliśmy do samego końca, dlatego odnieśliśmy tak przekonywujące zwycięstwo. Tym bardziej cieszy, że Znicz Basket sąsiaduje z nami w tabeli, a wynik tego spotkania może mieć znaczenie w kontekście play off. Do Łańcuta możemy teraz pojechać jako zespół podbudowany kolejną wyjazdową wygraną w lidze. Widać było po Marcinie spore braki kondycyjnie. W niektórych momentach ponosiła go też fantazja. Dla mojego zespołu był jednak niezwykle ważnym graczem. Ponownie ton w naszej defensywie nadał Łukasz Grzegorzewski. Do niego dostosowali się później wszyscy zawodnicy. Całemu zespołowi należą się gratulacje ze ten mecz.

Roman Skrzecz (trener Znicza Basket): Było to nasze najgorsze spotkanie w tym sezonie. Spójnia w stu procentach to wykorzystała. Nie realizowaliśmy zadań w obronie, a w ataku była totalna niemoc. Na własnym parkiecie trafiamy zaledwie połowę rzutów wolnych, wszystkie w pierwszej połowie. Później już była gonitwa. Byliśmy zespołem zdecydowanie słabszym, to trzeba przyznać.

Wiktor Grudziński (kapitan Spójni): Zrealizowaliśmy praktycznie wszystkie założenia przedmeczowe w stu procentach. Wynik nie odzwierciedla jednak przebiegu meczu. Marcin to jest walczak i człowiek, który na koszykówce zjadł zęby. Wiedziałem, że do tego meczu podejdzie bardzo mocno zmotywowany. Pokazał na parkiecie, że jest mózgiem naszego zespołu. Z Dominikiem Czubkiem nie mam żadnych rachunków do wyrównania, a nasze przepychanki to były sprawy typowo meczowe. Po meczu przybiliśmy piątkę i życzyliśmy dobrych świąt. Sprawa jest zamknięta. Koszykówka to nasza praca dlatego na parkiecie staramy się dawać z siebie wszystko, z tego powodu czasami pojawiają się dodatkowe emocje.

Dominik Czubek (kapitan Znicza Basket): Popełniliśmy aż 23 straty. To nie oni, więc wygrali, tylko my zagraliśmy tragicznie. Dobrze zacząłem mecz i co z tego? Liczy się tylko końcowy wyniki, a ten jest dla nas bardzo niekorzystny. W końcówce próbowaliśmy grać po wariacku, ale piłka nie wpadała do kosza. To nie jest siatkówka tylko koszykówka, dlatego na parkiecie czasem są spięcia.

Marcin Stokłosa (rozgrywający Spójni): Wynik nie odzwierciedla przebiegu gry. W Pruszkowie graliśmy bardzo zespołowo, a do tego dobrze w obronie. Byliśmy w końcu od początku zawodów drużyną. Nikt nie wybierał się z indywidualnymi akcjami, wszystko było przemyślane. Mecz był bardzo wyrównany, a Znicz Basket wcale nie zagrał źle. Życzyłbym sobie takiego samego wyniku w zaległym spotkaniu Łańcucie, tam również nie będzie jednak łatwo. Pachwina dalej bolała podczas meczu, a w pewnych momentach dodatkowo zmęczenie dawało znać o sobie. Trzeba było jednak wytrzymać, w czy pomogły mi leki przeciwbólowe. Przed meczem w Pruszkowie na pełnych obrotach praktycznie nie trenowałem. Bardziej był to trening rzutowy i lekkie rozbieganie, niż ciężka praca. Dobrze, że teraz będzie przerwa świąteczno-noworoczna jest czas na wyleczenie kontuzji.

Grzegorz Radwan (skrzydłowy Znicza Basket): Zabrakło nam skuteczności. Oddawaliśmy rzuty często z dobrych pozycji, ale niemiłosiernie pudłowaliśmy. Spójnia grała równo przez cały mecz. W pierwszej połowie nie trafiliśmy też kilku rzutów wolnych, z tego zrobiła się przewaga. Goniliśmy, ale nie trafialiśmy. Nie byliśmy skoncentrowani od samego początku, dlatego goście już na początku nam odskoczyli, a poprzez swoją mądrą grę potrafili utrzymać przewagę.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)