Cavendish po etap w różowej koszulce - komentarze po 1. etapie Giro

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Pozycja lidera Giro d'Italia wywalczona przez Marka Cavendisha (Columbia) jeszcze przed etapami sprinterskimi stawia przed nim jasny cel: wygranie finiszu w różowej koszulce.

W tym artykule dowiesz się o:

- Założę ją jutro [w niedzielę] dla całego zespołu - powiedział człowiek z wyspy Man. - Postaram się ją zatrzymać przez co najmniej dwa dni i w tym czasie wygrać etap - dodał.

- Kolejne dni to sprinty, które pasują i mnie i mojej ekipie. Oczywiście, presja opadła z powodu dzisiaj, ale spróbujemy kolejnych zwycięstw - komentował sytuację Columbii Brytyjczyk, zwycięzca klasyku Mediolan-Sanremo.

Pod wrażeniem występu swojej ekipy był Danilo Di Luca (Lpr), ostatni włoski triumfator Giro. Usatysfakcjonowany z postawy Astany był natomiast Lance Armstrong, który w sobotę zadebiutował w Giro.

Garmin spokojnie

Zwycięzcy otwierającego etapu sprzed roku, Garmin, spokojnie podeszli do wyników drużynówki. - Oczywiście, że to zawód, gdy nie wygrywasz, wiedząc, że mocno pracujesz. Ale czy to znaczy, że powinieneś skończyć z tym wysiłkiem? - retorycznie pytał Jonathan Vaughters, manager amerykańskiej ekipy.

Na metę David Zabriskie i spółka dojechali w pięcioosobowym składzie. Czterech zawodników poniosło straty. Vaughters przyznał jednak, że taki finisz był zaplanowany.

- Celem było dzisiaj z pewnością wygrać, ale wynik nie może być konkretnym parametrem do mierzenia postępu. Myślę, że chłopcy pojechali dzisiaj znakomitą czasówkę. Byliśmy tylko o sześć sekund gorsi od najlepszego zespołu świata - powiedział.

Zestresowany Szmyd

Mimo ósmego z kolei startu w Giro wciąż jako o najbardziej stresującej rzeczy w tym sporcie w kontekście jazdy drużynowej mówi Sylwester Szmyd (Liquigas). - Drużyna pojechała równo, tracąc trochę rytm w drugiej połowie dystansu - pisze bydgoszczanin na swoim blogu. - Jesteśmy tu, żeby walczyć o zwycięstwo końcowe, więc porównując się do innych liderów nie było źle - dodaje.

- Cieszę się, że zaraz będą góry. Nie wydaje mi się, że dużo jeszcze potrzebuję aby być w pełni formy, ale o tym tak naprawdę przekonam się już za parę dni - pisze doświadczony Szmyd, który w Dolomitach rozpocznie swoją misję opieki nad Ivanem Basso.

Piąte miejsce ekipy ISD za dobry wynik uznał debiutujący w "różowym wyścigu" Bartosz Huzarski. - Rano dwa razy objechaliśmy trasę i mieliśmy jeszcze szansę przed rozgrzewką zobaczyć jak jadą inni. Chcieliśmy do minimum wyeliminować błędy, których i tak kilka popełniliśmy. Mogliśmy zakończyć rywalizację na czwartym miejscu - pisze "Huzar" na swojej stronie internetowej dodając, że w zespole jednak liczyli na troszkę więcej.

Huzarski podzielił się jeszcze spostrzeżeniami na temat swojej dyspozycji. - Czułem się po prostu normalnie: ani wyjątkowo dobrze, ani źle. Wiem, że dojdę do dobrej dyspozycji w czasie trwania wyścigu.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)