Seksafera w polskim kolarstwie. Sąd Apelacyjny uchylił wyrok ws. Andrzeja P.

Sąd Apelacyjny we Wrocławiu rozpatrzył odwołanie Andrzeja P. Sędzia Andrzej Kot uchylił wyrok 4,5 roku bezwzględnego więzienia. Mimo że uznał byłego trenera reprezentacji Polski i dyrektora sportowego Polskiego Związku Kolarskiego winnym.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Andrzej P był jednym z najważniejszych postaci polskiego kolarstwa w ostatnich kilkunastu latach Getty Images / Christian Petersen / Andrzej P. był jednym z najważniejszych postaci polskiego kolarstwa w ostatnich kilkunastu latach.
Seksafera w polskim kolarstwie ciągnie się już od ponad pięciu lat. W listopadzie 2017 roku w rozmowie z serwisem WP SportoweFakty ówczesny wiceprezes PZKol - Piotr Kosmala - publicznie ujawnił, że w przeszłości podczas zgrupowań kadry narodowej dochodziło do skandalicznych scen: zastraszania, podawania środków nasennych, seksu z podopiecznymi (również nieletnimi), a nawet... próby gwałtu. Cały wywiad znajdziesz TUTAJ >>.

W lutym 2022 roku Sąd Okręgowy w Legnicy wymierzył karę oskarżonemu - Andrzejowi P., byłemu selekcjonerowi w kolarstwie górskim oraz dyrektorowi sportowemu PZKol. "Uznaję Andrzeja P. za winnego i wymierzam mu łączną karę pozbawienia wolności na okres 4 lat i 6 miesięcy" - powiedział wówczas sędzia Andrzej Szliwa. - Dodatkowo nakładam zakaz wykonywania zawodu trenera kolarstwa na okres 6 lat oraz zakaz zbliżania się do poszkodowanych kobiet na okres również 6 lat.

Apelacja wszystko zmieniła

20 grudnia 2022 roku ten wyrok uchylił Sąd Apelacyjny we Wrocławiu. Obrońcy Andrzeja P. zapowiadali, że odwołają się od postanowienia sądu w Legnicy (TUTAJ o tym pisaliśmy >>), i tak też zrobili.

ZOBACZ WIDEO: Przełomowy moment finału mistrzostw świata. "To był szok"

Apelacja zmieniła sytuację o 180 stopni. Sędzia Andrzej Kot uchylił wyrok I instancji. Jedna z najważniejszych osób w polskim kolarstwie w ostatnich latach uniknie więc najprawdopodobniej kary więzienia.

Najprawdopodobniej? Tak, bo jest jeszcze możliwość złożenia kasacji. Rozmawialiśmy z Michałem Krawczykiem, mecenasem jednej z poszkodowanych kobiet. Nie wyklucza możliwości odwołania się od tego wyroku do Sądu Najwyższego. To oczywiście potrwa kilka, może nawet kilkanaście kolejnych miesięcy.

Prawie rok w areszcie

Przypomnijmy, że - według Sądu Okręgowego w Legnicy - poszkodowanymi przez Andrzeja P. były trzy kobiety. Do przestępstw miało dochodzić w różnych miejscach, m.in. poza granicami Polski.

Sędzia Andrzej Kot zmienił kwalifikację tych czynów, co spowodowało, że w dwóch przypadkach zostały automatycznie zgodnie z przepisami prawa... przedawnione. Sąd Apelacyjny nie orzekł więc, że oskarżony jest niewinny. Orzekł, że nie należy się w ogóle zajmować tymi sprawami. Umorzył je.

W trzecim przypadku Andrzej P. został uznany winnym, natomiast sędzia skorzystał z artykułu 37a Kodeksu Karnego, który pozwala zamienić karę pozbawienia wolności (jeżeli nie jest surowsza niż rok) na karę grzywny.

Kilkanaście tomów akt

Andrzej P. przebywał już w areszcie tymczasowym, gdyż prokuratorzy obawiali się matactwa z jego strony. Opuścił go ostatecznie za poręczeniem majątkowym (90 tys. zł) i dlatego mógł odpowiadać przed sądem z "wolnej stopy".

Proces toczył się w Legnicy. Wiosną 2022 sprawa trafiła do Wrocławia. Byłego trenera reprezentował zespół jednego z najlepszych prawników w Polsce - Jacka Dubois, który często w sprawach politycznych współpracuje z mecenasem Romanem Giertychem.

Przesłuchano kilkudziesięciu świadków, zgromadzono kilkanaście tomów akt, duża część procesu przypadła na okres pandemii koronawirusa, co spowodowało pewne komplikacje i wydłużyło czas (w 2020 roku było sporo przełożonych rozpraw). Po ponad pięciu latach poznaliśmy prawomocny wyrok sądu II instancji.




Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×