Gdyby sędzia nie przerwał walki, Corbin zaliczyłby ciężki nokaut - rozmowa z Dawidem Kosteckim, zdobywcą pasa WBC Baltic

Dawid Kostecki po wygraniu przez techniczny nokaut w czwartej rundzie z Seanem Corbinem z Gujany wywalczył pas WBC Baltic w kategorii półciężkiej. Mimo, że Corbin wstał po ciosach Kosteckiego arbiter, Daniel Van de Wiele zakończył pojedynek. Kostecki, to obecnie trzeci bokser federacji WBC w kategorii półciężkiej.

Marcin Frączak
Marcin Frączak

Marcin Frączak: Jak wrażenia po walce? Przeciwnik nie zmusił pana chyba do zbyt wielkiego wysiłku?

Dawid Kostecki: Może z boku tak to wyglądało, bo wygrałem efektownie. Jednak niech nikt nie myśli, że skoro walka zakończyła się w czwartej rundzie to mój rywal był słaby. On też miał czym przyłożyć, kilka jego ciosów odczułem. Cieszę się z tego zwycięstwa. Zrobiłem co do mnie należało, i to na pewno jest powód do zadowolenia, bo przecież każda wygrana przybliża mnie do walki o mistrzostwo świata, o czym od dawna myślę. Z walki na walkę mój boks jest coraz lepszy.

Arbiter, Daniel Van de Wiele z Belgii, zakończył pojedynek mimo, że zanim doliczył do dziesięciu, Corbin wstał po pana ciosach w czwartej rundzie!

- Gdyby nie zakończył tego pojedynku, Corbin przegrałby przez ciężki nokaut. Sędzia go przed tym uratował. Taka jest prawda. Nie sądzę, aby był w stanie długo kontynuować walkę.

Najważniejsza jest wygrana, ale liczą się też inne rzeczy. Nie miał pan w tej walce kłopotów choćby z pracą nóg. Obawiał się pan tego?

- Może nie tyle się obwiałem pracy nóg w kontekście całej walki, co w poszczególnych rundach. Nieraz mam przestoje. W pewnym momencie wykonuję super akcję, pracuję na nogach jak należy, a za jakiś czas mam przestój. Zamiast poruszać się jak trzeba, tylko człapię. A ja chcę na nogach pracować cały czas na jednakowym, dobrym poziomie przez dziesięć czy dwanaście rund. Nogi w boksie są bardzo ważne, dlatego cieszę się, że tym razem przez całą walkę było jak należy. Trener Fiodor Łapin, promotor Andrzej Wasilewski po walce byli zadowoleni.

Przygotowując się do walki z zawodnikiem z Gujany, jednego dnia mówił pan, że rywal jest mocny, a następnego wypytywał się niemal wszystkich, czy Corbin już się boi. Jak więc z tym było? Szanował pan rywala, był on mocny czy nie?

- Szacunek mam do każdego przeciwnika, który nie boi się wyjść do ringu, aby ze mną walczyć. Oczywiście jest jeszcze cała otoczka, którą robię. Taki mam sposób bycia, lubię sobie pożartować, być na luzie.

W pojedynku z Corbinem miał pan znacznie więcej do stracenia niż do zyskania. Czy to było dodatkowe obciążenie psychiczne?

- Ja na takie rzeczy staram się nie zwracać uwagi. Nie jestem od wybierania rywali. Kogo mi dają, z tym walczę. Owszem miałem więcej do stracenia, bo jestem wysoko w rankingu, ale przecież cały czas muszę ugruntowywać swoją pozycję. Muszę ryzykować. Ktoś może powiedzieć, że przeciwnik był mniej znany. Czasami walki z bokserami mniej znanymi są cięższe od tych z renomowanymi przeciwnikami. A jeśli od wyniku walki mojego rywala, choćby mniej znanego, zależy przyszłość jego rodziny? To wtedy jest on tak zdeterminowany, że naprawdę trudno z nim wygrać i walka, która teoretycznie miała być łatwiejsza, wcale taką nie jest.

Od początku boksował pan dużo lewym prostym, a nokaut był po ciosie z prawej ręki. Zaskoczył pan tym wielu!

- Polska szkoła boksu mówi, że lewy prosty umiejętnie wyprowadzany robi dużą przewagę. Z moim lewym prostym z walki na walkę jest coraz lepiej. Mogę być już z niego zadowolony. Tak, czy owak, przeciwnik był wysoki, i wcale nie było tak łatwo go trafić lewym prostym. Był szybki, robił uniki, ale wiedziałem, że jak tylko czysto trafię to będzie nokaut.

To pewnie była jedna z ostatnich pana walk przed starciem o mistrzostwo świata. Pana promotor, Andrzej Wasilewski, powiedział, że wiosna, to całkiem realny termin walki o jakiś poważny pas!

- Ja co walkę będę lepszy, wszyscy to zobaczą. Nie wiem kiedy będę walczył o mistrzostwo świata, wiele zależy od negocjacji jakie będzie prowadził Andrzej. Czy to będzie na wiosną, czy w innym terminie, trudno jednoznacznie powiedzieć. Jednego jestem pewien, prędzej czy później powalczę o mistrzostwo poważnej federacji. Mało tego, ja tą walkę wygram, bo mnie na to stać.

W ostatnim czasie mówiło się sporo o Krzysztofie Włodarczyku, Rafale Jackiewiczu czy Damianie Jonaku. A pan, może i trochę po cichu, wspiął się na trzecie miejsce wagi półciężkiej w rankingu WBC, czyli poważnej federacji!

- Po cichu może w tym sensie, że oni ostatnio więcej walczyli niż ja. Teraz jednak będzie się o mnie mówiło przez jakiś czas więcej, bo jestem tuż po walce. Na popularność wpływa też styl w jakim się boksuje. Wiele osób twierdzi, że walczę widowiskowo, a poza tym to co mówię przed walką sprawdza się w ringu. Powiedziałem, że Corbina "wyrwę z butów" i tak się stało. Wygrałem przez nokaut.

Od dłuższego czasu powtarza pan, że dąży do walki o mistrzostw świata. Jest duże prawdopodobieństwo, że do takiego pojedynku może dojść nie w Polsce, a na obcym ringu. To dla pana duży problem?

- Niech to będzie nawet na księżycu. O mistrzostwo świata mogę walczyć wszędzie, nawet tam. Prawdziwego mistrza cechuje to, że musi wygrywać wszędzie. Jeśli pojadę do innego kraju i tam przegram, spalę się psychicznie, to znaczy, że nie jestem prawdziwym mistrzem. Wiem jedno, prędzej czy później dostanę szansę walki o poważny pas i ją wygram. Byłem w Rosji, walczyłem na dużych galach. Nie przeszkadzało mi to, że walczę poza Polską, choć na pewno przyjemniej jest walczyć w kraju. Nie zawsze jest to możliwe. Poza tym jak dochodzi do dużego wydarzenie, to mnie to dodatkowo nakręca, mobilizuje, a nie spala psychicznie.

Będzie pan w tym roku chciał jeszcze boksować?

- Być może tak się stanie. Jestem w dobrej formie, dobrze byłoby to wykorzystać. Tylko ja chcę walczyć już teraz na dystansie dziesięciu, czy dwunastu rund. Mnie pojedynki sześciorundowe, czy ośmiorundowe nie interesują, bo one nie dadzą mi aż tak dużo w kontekście przyszłej walki o mistrzostwo świata.

W poprzednim pojedynku, w Gdyni, wywalczył pan pas WBF. Interesuje pana w ogóle jego obrona?

- Mój promotor, Andrzej Wasilewski decyduje czy korzystne są dla mnie takie czy inne walki. Zdaję się na niego. Co będzie z pasem WBF? Nie wiem, mam go u siebie. Ja wychodzę na ring, i walę jak najmocniej mogę. W promotora, w dobieranie przeciwników, nie będę się bawił. Byli tacy bokserzy, którzy mieli wielki talent, potencjał, ale niepotrzebnie rozmieniali się na drobne. Szukali sobie sami rywali. Ja powtarzam, w promotora nie będę się bawił. Zdaję się na Andrzeja Wasilewskiego, na sztab szkoleniowy. Skupiam się na treningu, to moja działka. Zorganizują mi obronę pasa WBF, będę go bronił. A o pas WBC Baltic boksowałem z prostego powodu, chciałem się utrzymać wysoko w rankingu.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×