Boks to jest potęga - rozmowa z Andrzejem Wasilewskim, właścicielem zawodowej grupy bokserów Bullit KnockOut Promotions

Andrzej Wasilewski wierzy w zwycięstwo Krzysztofa Włodarczyka z Giacobbe Fragomenim. - To będzie pierwszy tytuł mistrza WBC uzyskany w Polsce - mówił w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl. Zdaniem szefa grupy Bullit KnockOut Promotions polski boks zawodowy rośnie w siłę, a kibice będą przeżywali w najbliższym czasie ogromne emocje. Na walkę Włodarczyka przygotowano 16 tysięcy biletów! Już sprzedano pond siedem. Wasilewski liczy na komplet widzów i nie boi się w przyszłości konkurencji MMA czy K1.

Wojciech Potocki
Wojciech Potocki

Wojciech Potocki: Walka Krzysztofa Włodarczyka z Giacobbe Fragomenim miała się pierwotnie odbyć na warszawskim Torwarze. Czemu przeniósł pan ją do Atlas Areny w Łodzi? Chodziło tylko o rozmiary widowni?

Andrzej Wasilewski: Tak, to była jedyna przyczyna. Sprzedaliśmy już prawie 7 tysięcy biletów, czyli już więcej niż może się zmieścić kibiców na Torwarze, a przecież do walki zostało nieco ponad miesiąc. Jestem przekonany, że hala zapełni się do ostatniego miejsca. No, może prawie do ostatniego.

Łódź to prawie środek Polski.

- To był kolejny argument. Z Warszawy można w sobotę dojechać tam w godzinę. Niewiele dalej mają kibice ze Śląska, Poznania, czy Kalisza. To dziś najlepszy obiekt w kraju.

Oczywiście wierzy pan, że te 10 tysięcy ludzi, będzie fetować sukces Włodarczyka, który pokona Włocha i zostanie mistrzem świata.

- Dziesięć tysięcy? My mamy przygotowane szesnaście tysięcy biletów. Walka będzie bardzo ciężka, ale wszyscy wierzymy w to, że Krzysztof ją wygra i jako pierwszy polski bokser zdobędzie historyczny tytuł mistrza świata bardzo prestiżowej federacji właśnie w naszym kraju.

Kiedy po zdobyciu praw na organizację walki dowiedział się pan o terminach walk Adamka, a potem Sosnowskiego, nie myślał pan o przesunięciu terminu waszej gali?

- Po pierwsze nie było takiej możliwości, a poza tym uważam, że walka Tomka Adamka jest nieporównywalna z pojedynkiem Krzyśka o mistrzowski pas WBC. Jeśli zaś chodzi o Alberta Sosnowskiego, to tak naprawdę, jego pojedynek "wyskoczył" w ostatniej chwili i odbędzie się dwa tygodnie później, więc nam raczej nie przeszkadza.

W mediach jest jednak dużo więcej szumu związanego z tamtymi dwoma walkami.

- Czy ja wiem? Jeśli chodzi o Tomka, to aż tak wiele się nie mówi. Co innego pojedynek Alberta z Kliczką. Trudno się dziwić. Kliczko to już legendarna postać w boksie zawodowym, a po drugie ta cała medialna otoczka jest potrzebna, żeby przyciągnąć na stadion 50 czy 60 tysięcy widzów. My jednak musimy robić swoje, pracować nad organizacją gali w Łodzi i na tym się koncentrujemy.

Nie żałuje pan, że Sosnowski nie boksuje w pana grupie?

- Szczerze? Zupełnie nad tym nie myślałem. Historycznie, od początku boksuje w naszej grupie Krzysiek Włodarczyk, a Sosnowski zawsze był związany z Krzysztofem Zbarskim, którego zresztą bardzo cenię. Współpracujemy, szanujemy się i jeśli tylko będę mógł mu pomóc, na pewno to zrobię.

Na razie pomógł mu pan "oddając" trenera Fiodora Łapina. Nie boi się pan, że trener po walce w Gelsenkirchen powie: Dziękuję, zostaję z Albertem na stałe.

- Nie, nie mam najmniejszej wątpliwości jeśli chodzi o jego lojalność. Trener Łapin, jest związany z naszą grupą jak z rodziną. Mocno się angażuje w pracę i jest można nawet powiedzieć, że jest ojcem chrzestnym całej grupy zawodników. Przecież on prowadzi Rafała Jackiewicza, Krzyśka Włodarczyka, czy na przykład Andrzeja Wawrzyka, któremu wróżę ogromną karierę.

W ciągu najbliższych kilku tygodni trzech Polaków będzie walczyć w prestiżowych pojedynkach, z czego dwóch, Sosnowski i Włodarczyk, o pasy mistrzowskie federacji WBC. To najlepszy okres dla naszego boksu zawodowego?

- Ostatnio, często na różnych konferencjach prasowych mówiłem słowa, które nie zawsze były przez dziennikarzy przyjmowane poważnie. Z badań oglądalności wynika, że boks, od pewnego czasu, jest absolutną potęgą i rozwija się zdecydowanie najszybciej ze wszystkich dyscyplin sportowych. Te trzy najbliższe walki to duże wydarzenie, ale nie żaden przypadek. Jestem pewien, że w najbliższym czasie czekają nas kolejne emocje. Przypomnę tylko, że Rafał Jackiewicz stoczy wkrótce walkę o tytuł mistrza świata federacji IBF, Dawid Kosteczki jest w tej chwili czwarty w rankingu WBC i w dziesiątce pozostałych federacji, wiec właściwie tylko czekamy na walkę o mistrzowski pas. Paweł Kołodziej jest ósmy na świecie w wadze criuser, też pewnie będzie niedługo walczył o tytuł. Tomasz Hutkowski jest jedenasty - no. Pewnie jeszcze nie powalczy o pas, bo musi awansować do piątki, ale też jest blisko. Jak widać polski boks przeżywa ogromny rozwój i jest grupa młodych zawodników, którzy niedługo powinni się bardzo liczyć. Na przykład Andrzej Wawrzyk wielki talent wagi ciężkiej, młodzieżowy mistrz świata. To gwarantuje, że polski zawodowy boks będzie przez całe lata bardzo mocną dyscypliną.

Ostatnio jednak boks zaczyna być spychany na drugi plan, przez różne dziwne "sporty" walki. KSW, czy K1 albo jeszcze inne "mordobicia" z użyciem rąk, nóg i dużo mniej… głowy, które są bardziej atrakcyjne dla pewnej części - szczególnie młodych - kibiców.

- Na tle tych innych sportów walki, boks jednak się wyróżnia. Po pierwsze ma bardzo długą historię, po drugie jest częściowo dyscypliną olimpijską, po trzecie tylko w boksie można znaleźć tak wielkie i charyzmatyczne postaci jak Muhammad Ali, Joe Frazier, Mike Tyson i wielu, wielu innych. W żadnym KSW czy K1 takich postaci nie ma i pewnie nigdy nie będzie. Dlatego nie widzę żadnego zagrożenia dla boksu.



Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×