Łukasz Zachariasz: Nie popadałbym w hurraoptymizm

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Takich emocji na sosnowieckim Stadionie Zimowym nie było od dawna. Zagłębie w zaledwie 10 sekund pokonało Stoczniowiec. Jest to czwarta wygrana sosnowieckiej ekipy pod rząd. Jednak Łukasz Zachariasz uspokaja, by nie popadać w hurraoptymizm.

Zagłębie w niesamowity sposób pokonało Stoczniowiec. Gra była wyrównana w każdym elemencie, a o zwycięstwie zadecydowało... 10 sekund. Właśnie w tym czasie sosnowiczanie zdołali strzelić dwie bramki, które wystarczyły do odniesienia wygranej 4:3. Decydującego gola zdobył powracający na lód po poważnych problemach zdrowotnych Łukasz Zachariasz. - Cieszę się tym bardziej, że niedawno byłem w szpitalu. Udało się strzelić bramkę. Chociaż nie ukrywam, że dla mnie punkty nie są tak ważne jak zwycięstwa - szczerze przyznał Zachariasz. - To nie jest tak, że ja się tutaj ślizgam. Staram się dla tej publiczności - dodał.

Niedzielna wygrana jest już czwartym z rzędu triumfem Zagłębia nad wyżej notowanymi rywalami. Wszyscy w Sosnowcu świętują, począwszy od kibiców, a skończywszy na trenerach. Jednak sam zawodnik jest ostrożny. - Nie popadałbym w hurraoptymizm. Ze Stoczniowcem dwie tercje niespecjalnie nam wyszły, na szczęście mecz się tak obrócił, że wygraliśmy. Jeśli tak zagralibyśmy z Cracovią, to będzie bardzo trudno zwyciężyć - wybiegał już myślami do następnego spotkania.

Po odejściu hokeistów, którzy mieli stanowić o sile drużyny w tym sezonie wydawało się, że gra Zagłębia będzie coraz gorsza. Jednak zmiana w treningu wprowadzona przez Krzysztofa Podsiadłę i Mariusza Kiecę przyniosła pozytywny skutek. - Dla mnie kuriozalną sytuacją jest, że zawodnicy, których wszyscy nazywają gwiazdami, odeszli z Zagłębia. Teraz grają wychowankowie podparci Jarkiem Dołęgą i Martinem Voźnikiem, radzimy sobie kapitalnie - zauważył Łukasz Zachariasz.

Źródło artykułu: