Duża hala przypomina bardziej jezioro - rozmowa z Tomaszem Ziółkowskim, zawodnikiem Stoczniowca Gdańsk

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

21-letni Tomasz Ziółkowski jest w tym sezonie najskuteczniejszym zawodnikiem Stoczniowca Gdańsk. Wychowanek gdańskiego klubu wypowiedział się na łamach portalu SportoweFakty.pl po wygranym meczu z MMKS-em Podhale Nowy Targ.

Michał Gałęzewski: Udało wam się wygrać 5:3 z MMKS-em Podhale Nowy Targ. Jak byś ocenił to spotkanie?

Tomasz Ziółkowski: W pierwszej tercji niezbyt nam się wiodło. Straciliśmy jedną bramkę, co prawda stało się to na 20 sekund przed końcem, jednak ją straciliśmy, dodatkowo ofensywa nam nie grała najlepiej. Później posypało się trochę kar i jak widać na tym zyskaliśmy. Zdobyliśmy kolejne bramki i udało nam się wygrać to spotkanie.

Jak mówisz trochę kar, to każdemu kibicowi może się skojarzyć twoją bójkę, po której poszedłeś na ławkę kar. Dlaczego do niej doszło?

- W hokeju jest niestety tak, że nie można tknąć bramkarza. Trzeba było się zrehabilitować i pokazać, że nie dotyka się bramkarza.

W tym sezonie jesteś najskuteczniejszym zawodnikiem Stoczniowca. Chyba jeszcze niedawno nie mógłbyś się tego spodziewać...

- Tak, to prawda. Początek sezonu bardzo dobrze owocuje, mam szczęście a to najważniejsze w hokeju. Oby tak dalej. Ważne jednak jest to, żeby było jak najwięcej wygranych Stoczniowca. Później te punkty się sumują. Może nie zajmiemy pierwszego, czy drugiego miejsca, może też nie czwartego, ale może być dobrze.

W piątek zdobyłeś kolejną bramkę. Jak byś ocenił tą akcję?

- Wojtek Jankowski dostał tak zwanego kartofla. Chciał uderzyć na bramkę, ale zorientował się że stoję w odpowiednim miejscu. Podał mi, a ja można powiedzieć, że efektownie strzeliłem z bliskiej odległości i bramkarz nie mógł już zareagować.

Początek sezonu wyglądał w waszym wykonaniu obiecująco. Wygraliście 5:0 z Podhalem na wyjeździe, ambitnie graliście w Sanoku i z Cracovią. Co się stało w ostatnich kolejkach? Dwucyfrowych przegranych dawno w Gdańsku nie było...

- No właśnie. Zaliczyliśmy kolejną dwucyfrówkę na wyjeździe i można powiedzieć, że wyjazdy nam po prostu nie służą. Na gdańskim lodowisku walczymy i niewiele zabrakło z Cracovią, czy z Tychami. Na meczach wyjazdowych nam nie idzie. Ostatnio mieliśmy bardzo osłabiony skład, kilku zawodników nie pojechało w tym trzech podstawowych i można powiedzieć, że jedna piątka odpadła. Walczyliśmy jak mogliśmy, ale tamte drużyny pokazały większą klasę od nas i rozstrzelali naszych bramkarzy.

Gracie w Gdańsku w iście spartańskich warunkach. Na pewno nie wpływa to na promocję hokeja na lodzie. Są słabe warunki dla kibiców na trybunach, wasze szatnie też nie wyglądają najlepiej...

- Musimy przebierać się w zastępczej szatni, bo nasza mamy zalaną. W małej hali na trybunach jest bardzo zimno, krzesełek też jest mało, a stać na mrozie też nie jest przyjemnie, szczególnie że coś tutaj może spaść na głowę, powiedzmy jakieś krople wody (śmiech, dop. red.). Nie wiadomo kiedy będzie otwarta duża hala, pewnie będą się szykowały kolejne remonty, bo przypomina ona bardziej jezioro.

Jeszcze niedawno na hokej w Gdańsku chodziło regularnie 2-3 tysiące ludzi. Czy waszą grą będziecie w stanie zapełnić dużą halę? Bo teraz chodzi ich bardzo mało

- Na mniejszych halach na szczęście wydaje się być zawsze więcej ludzi. Wiadomo, że mieliśmy o wiele mocniejszy skład i walczyliśmy o pierwszą czwórkę. O co teraz będziemy mogli walczyć? Tego nie wiadomo, okaże się to w dalszej części sezonu.

Przed sezonem przyszedł do was trener Tadeusz Obłój. Wasze treningi z tym szkoleniowcem różnią się od tych, jakie mieliście przeprowadzane z Andrzejem Słowakiewiczem?

- Na pewno się różnią. Jest w nich więcej taktyki, więcej ćwiczeń na nogi. Przypomnijmy, że nie mieliśmy przygotowań letnich, tylko każdy się przygotowywał indywidualnie. Teraz musimy to nadrabiać i nie mamy praktycznie żadnego dnia wolnego, codziennie mamy trening, albo nawet dwa. W niedzielę czeka nas kolejny mecz.

Jesteście bardzo młodą drużyną, więc w tym sezonie Stoczniowiec może iść według dwóch prognoz. Albo będziecie się rozwijać, albo brak przygotowania sprawi, że nie wytrzymacie kondycyjnie... Jak przewidujesz?

- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, trzeba byłoby na nie odpowiedzieć za kilka miesięcy. Teraz jest dobrze, mamy trochę świeżości, ale czy wytrzymamy kondycyjnie? Szczególnie wyjazdy są bardzo męczące. Młodzi zawodnicy jeszcze nie wiedzą co to znaczy, ale czasem mamy trzy wyjazdy w ciągu pięciu dni. Najbliższym naszym wyjazdem jest mecz w Sosnowcu, a to 500 kilometrów. Jest ciężko.

W niedzielę gracie z Aksamem Unią Oświęcim. Ta drużyna spisuje się w tym sezonie znakomicie...

- Unia ma bardzo dobry skład, który uzbierała przed sezonem. Trudno mi powiedzieć jak będzie przebiegał ten mecz, bo nie graliśmy z nimi ani jednego sparingu i nie mieliśmy okazji widzieć jak grają. Przekonamy się o tym w niedzielę. Za nami przemawia własna hala. Z tego co słyszałem, to jak przyjechali tutaj zawodnicy Cracovii, to też byli trochę w szoku. To lodowisko nam sprzyja.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)