Rosjanie wydali miliardy na darmo. Nie zarobią na wielkiej inwestycji

Co najmniej 11 mld rubli wydali Rosjanie na budowę toru Igora Drive w Sankt Petersburgu. Obiekt miał być oczkiem w głowie Władimira Putina, który pochodzi z tego miasta. Teraz będzie można obserwować na nim co najwyżej lokalnych kierowców-amatorów.

Łukasz Kuczera
Łukasz Kuczera
Władimir Putin Wikimedia Commons / kremlin.ru / Na zdjęciu: Władimir Putin
Business FM oszacował koszty budowy toru Igora Drive w Sankt Petersburgu na ponad 11 mld rubli (wówczas ok. 200 mln dolarów). Koszty miały ostatecznie być wyższe, bo dopiero po zakończeniu prac podjęto decyzję, by to właśnie w mieście Władimira Putina organizować wyścigi Formuły 1. Dlatego rozpoczęto szybką modernizację, mającą na celu dostosowanie obiektu do wymagań F1.

Dla porównania, tor w pobliżu wioski olimpijskiej w Soczi, na którym rozgrywano GP Rosji od roku 2014, miał kosztować "tylko" 33,3 mln dolarów, choć też trzeba pamiętać, że część infrastruktury powstała wcześniej ze względu na zimowe igrzyska olimpijskie.

Inwazja Rosji na Ukrainę wywołała ogromny sprzeciw F1, która najpierw odwołała zaplanowane na ten rok GP Rosji w Soczi, a następnie wypowiedziała umowę na zawody, które począwszy od sezonu 2023 miały być organizowane w Sankt Petersburgu. Efekt? Nowoczesne obiekty będą stać i niszczeć, pościgać na nich będą mogli się co najwyżej lokalni kierowcy.

ZOBACZ WIDEO: Sporty zimowe nie są domeną Polaków? "Często nie mamy warunków, żeby trenować"

Miasto Putina miało podbić F1

Dlaczego Rosjanie, choć posiadali kontrakt na zawody w Soczi, postanowili przenieść wyścig do Sankt Petersburga? Powodów jest kilka. Być może ten najważniejszy to atrakcyjność ścigania, a raczej jej brak, na torze położonym w Kraju Krasnodarskim. GP Rosji zapewniało w ostatnich latach nudne wyścigi, wszystkie też padły łupem Mercedesa, a funkcjonująca obok infrastruktura olimpijska nie pozwala na modyfikację nitki wyścigowej.

Niektórzy twierdzą, że wybrano Sankt Petersburg ze względu na osobę prezydenta Rosji. Putin wychował się w tym mieście i w ostatnich latach prężnie się ono rozwija, w czym pomaga stosunkowo niewielka odległość od Europy.

To właśnie lokalizacja miała sprawić, że na GP Rosji docierałaby większa grupa fanów F1 z Europy. Chociażby z pobliskiej Finlandii, która ma w stawce Valtteriego Bottasa. Z Helsinek do Sankt Petersburga jest tylko 290 kilometrów.

- Fani będą przyjeżdżać, by kibicować. Jednak przy okazji korzystają z innych atrakcji, a do tego coraz częściej zabierają ze sobą całe rodziny. Na całym świecie trwa walka o turystę po pandemii koronawirusa. Dlatego każde takie wydarzenie zwiększa naszą wartość, poprawia wizerunek - powiedział rosyjskiemu "DP" Siergiej Korniejew, szef miejskiego komitetu rozwoju turystyki.

Aby to wszystko stało się możliwe, w budowę toru zainwestował państwowy bank VTB, spełniający wszystkie zachcianki Putina i objęty sankcjami po rozpoczęciu wojny w Ukrainie. Jego szefom nie przeszkadzało to, że już wcześniej przejęli obiekt w Soczi. W lipcu firma zapłaciła 250 mln dolarów za 45 proc. udziałów w Igora Drive. Pozostałe akcje należą do rosyjskich oligarchów powiązanych z prezydentem.

W pobliżu, tuż przy autostradzie prowadzącej na tor, znajduje się również ośrodek narciarski Igora. Działacze liczyli, że uda się połączyć funkcjonowanie obu obiektów i czerpać w ten sposób podwójne zyski. 24 lutego, w dniu inwazji Rosji na Ukrainę, plan posypał się niczym domek z kart.

Miliardy wydane na darmo

Igora Drive od momentu zakończenia budowy nie miała szczęścia. W roku 2020 na tym obiekcie miała ścigać się seria DTM, a wraz z nią Robert Kubica. Jednak pandemia koronawirusa doprowadziła do zmian w kalendarzu i niemiecka seria wyścigowa nie pojawiła się w Rosji. Lokalni działacze musieli też zapomnieć o zawodach W Series czy mistrzostw świata w rallycrossie.

Niewielką aktywność na torze w Sankt Petersburgu tłumaczono tym, że część federacji nie chce organizować zawodów w Rosji z powodu kary WADA. Światowa organizacja antydopingowa zabroniła rywalizowania w tym państwie w imprezach rangi mistrzowskiej, po tym jak Rosja przez kilka lat prowadziła proceder dopingowy, polegający na fałszowaniu próbek i zacieraniu śladów dopingu w sporcie.

Efekt? Obiekt kosztujący 11 mld rubli organizował dotąd lokalne mistrzostwa i puchar Rosji. W imprezach prywatnych na tor mogli wyjeżdżać też kierowcy-amatorzy. W ostatnich kilkunastu miesiącach na Igora Drive odbyła się tylko jedna impreza rangi międzynarodowej - wyznaczono tam jeden z etapów rajdu terenowego Baja.

Wojna w Ukrainie sprawiła, że Sankt Petersburg musi zapomnieć o Formule 1, motocyklowych MotoGP i World Superbike, a nawet driftowych mistrzostwach świata. W najbliższej przyszłości nowoczesny obiekt przyjmie co najwyżej kierowców-amatorów.

Czytaj także:
Rosjanie kombinują! Nie podpiszą specjalnych dokumentów
"Nieuzasadnione sankcje" mają "zadowolić zachodnich polityków". Gorąco w Rosji

Czy F1 w niedalekiej przyszłości wróci do Rosji?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×