Koronawirus. Pierwsi pracownicy zespołów F1 już w Australii. Rozegranie wyścigu jednak niepewne
Pierwsi pracownicy zespołów F1 wylądowali już w Australii. Nie oznacza to jednak, że pierwszy wyścig nowego sezonu odbędzie się zgodnie z planem. - Sprawy są poza moją kontrolą - powiedział Martin Pakula, odpowiedzialny za zdrowie w stanie Wiktoria.
Eskalacja kryzysu spowodowanego koronawirusem sprawia, że Grand Prix Australii ciągle jest zagrożone. Ross Brawn zapewnił już, że wyścig się nie odbędzie, jeśli wybrane ekipy nie zostaną wpuszczone do kraju. Mowa o Ferrari, Alpha Tauri, Alfie Romeo i Haasie, czyli zespołach, w który spory odsetek pracowników stanowią Włosi. To właśnie tam śmiertelne żniwo zbiera teraz koronawirus.
Martin Pakula, odpowiedzialny za sprawy zdrowia w stanie Wiktoria, nie chce składać żadnych deklaracji. - Zdaję sobie sprawę z tego, że sytuacja jest niezwykle dynamiczna. Do pewnego stopnia sprawy są poza moją kontrolą. Mam wielką nadzieję, że wyścig F1 się odbędzie, ale nie mam 100 proc. pewności - stwierdził.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny filmW rozmowach z australijskimi mediami swoimi obawami podzielił też Alan Jones, były mistrz świata F1. - Gdyby odwołano wyścig, kibiców na Antypodach spotkałaby ogromna krzywda - skomentował.
Za to niemiecki RTL, który wcześniej podjął decyzję o niewysyłaniu swoich dziennikarzy do Wietnamu, rozszerzył zakaz o Australię i Bahrajn. Stacja pierwsze trzy wyścigi nowego sezonu F1 zrealizuje ze studia w Kolonii.
- Rozprzestrzenianie się koronawirusa powoduje zagrożenie dla zdrowia i bezpieczeństwa ludzi. Nie jesteśmy w stanie zagwarantować naszym pracownikom wystarczających środków bezpieczeństwa. Dlatego to jedyna słuszna decyzja - przekazał w specjalnym komunikacie Manfred Loppe z RTL.
Sezon 2020 w F1 miał być rekordowo długi, po raz pierwszy w historii miał liczy 22 rundy. Po odwołaniu Grand Prix Chin wiadomo już, że tak nie będzie. Co więcej, grozi nam odwołanie kolejnych imprez.
- Nie chcę lekceważyć zagrożenia koronawirusem. Postaramy się jednak utrzymać kalendarz F1 w takiej formie. Musimy jednak zachowywać się odpowiedzialnie. Poprosiliśmy zespoły, by wysłały na wyścigi jak najmniej personelu. Chcemy ograniczyć liczbę osób w padoku - zdradził w "Speedweeku" Ross Brawn.
- Chcę, aby Grand Prix Wietnamu się odbyło, ale muszę też chronić ludzi. Dlatego szukamy rozwiązań, z których wszyscy mogą być zadowoleni. W tej chwili sporo się dzieje, ustalenia zmieniają się z dnia na dzień. Nie chcę mówić nic konkretnego. Po prostu szukamy rozwiązań - dodał dyrektor sportowy F1.
Czytaj także:
Wspólny bunt przeciwko Ferrari i FIA
Robert Kubica miał nosa ws. Haasa