F1. Jarosław Wierczuk: Robert Kubica wsadzony na minę. Szalony wyścig na Hockenheim (komentarz)

Robert Kubica w Grand Prix Niemiec jako pierwszy testował nowe części Williamsa. Okazały się one bardzo delikatne i przyczyniły się do uszkodzeń. Mam wrażenie, że zespół o tym wiedział i wpakował Kubicę na minę. Sam wyścig na Hockenheim był przedni.

 Redakcja
Redakcja
Robert Kubica podczas Grand Prix Niemiec Newspix / XPB Images / Na zdjęciu: Robert Kubica podczas Grand Prix Niemiec
Nietypowa pogoda w Niemczech zwiększyła rolę kierowcy i od razu Robert Kubica był przed Georgem Russellem. Możliwości jeździeckie na pewno są. Jednak zastanawiający dla mnie jest początek weekendu w wydaniu Williamsa. Brytyjski zespół zdecydował o użyciu długo oczekiwanych unowocześnień wyłącznie w bolidzie Kubicy. Russell miał otrzymać pakiet dopiero następnego dnia.

Części okazały się bardzo delikatne i ponoć przyczyniły się do uszkodzeń w bolidzie Roberta oraz konieczności wymiany podwozia. Mam wrażenie, że zespół brał pod uwagę taki scenariusz i właśnie dlatego sprawdzał części tylko w jednym bolidzie.

W jakiej roli w zespole stawia ta sytuacja Kubicę? Chyba w nie do końca równej Russellowi, o czym mówimy od początku sezonu.

Czytaj także: F1 potrzebuje Micka Schumachera

ZOBACZ WIDEO: 2. Bundesliga. HSV - Darmstadt: VAR w doliczonym czasie gry i rzut karny! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Natomiast sam wyścig był przedni. Czy było to ostatnie Grand Prix na Hockenheim? Tego na razie nie wiemy. Pewne jest jedno. W sensie charakterystyki tor nie odbiega od standardów reprezentowanych w kalendarzu przez najnowsze obiekty. Hockenheim zmieniał się mocno, bo to przecież kawał historii. Obecna pętla nie ma już jednak nic wspólnego z ciągnącymi się w nieskończoność prostymi przez las, na których nawet stare bolidy F1 osiągały prędkości rzędu 350 km/h.

Tegoroczne Grand Prix od pierwszych minut wolnego treningu zwiastowało dominację Ferrari, a konkretnie Charlesa Leclerca. Różnica w rezultatach pomiędzy młodym kierowcą z Monako, a doświadczonym, wielokrotnym mistrzem jest faktem i coraz mniej dziwi. To bynajmniej nie oznacza, że Sebastian Vettel jest już sportowym emerytem o potencjale przypominającym równię pochyłą.

Proszę zwrócić uwagę na moment, w którym wyniki obu kierowców zaczęły coraz bardziej od siebie odbiegać. Takim przełomem było Grand Prix Francji, a to właśnie wtedy Ferrari zaprezentowało obszerny pakiet zmian. Kolejne zmiany tylko tę różnicę pogłębiały. Jaki z tego wniosek? Ano taki, że Włosi w przeciwieństwie do początku sezonu, kiedy Vettel miał wyraźny status kierowcy numer jeden wzmocniony ogromnymi oczekiwaniami walki o mistrzostwo, teraz zdecydowali się postawić na Charlesa i projekt rozwojowy jest ukierunkowany pod jego styl jazdy.

Ów styl jest wyraźnie odmienny od charakterystyki jazdy Vettela, który preferuje mocno stabilny tył, dający mu dużo pewności siebie. Leclerc jeździ w sposób bardziej kartingowy, dąży wręcz do nadsterowności i nie ma problemów z prędkością w zakręcie przy ciągłej konieczności korekt.

Co ważne, taki typ kierowcy odpowiada pożądanemu kierunkowi prac nad bolidem i bardzo możliwe, że to również, oprócz ewidentnej naturalnej prędkości była istotna przesłanka, aby pójść "za Leclerciem". Nie jest bowiem tajemnicą, iż aktualna konstrukcja Ferrari ma duże tendencje do podsterowności. Przy możliwym kompromisie z tyłem auta zespół może pozwolić sobie na znacznie więcej w sensie rozwoju w walce z kiepskim przodem.

Pamiętajmy również, że presja na zespół Ferrari jest od bardzo długiego czasu ogromna. Włosi są od co najmniej dwóch sezonów bardzo blisko topowej formy, ale sekwencja błędów nie umożliwia jak dotąd pożądanych wyników. Do tego dochodzi bardzo wyraźna amplituda formy w zależności od charakteru toru. Hockenheim miało być długo oczekiwanym przełomem. Wszystko zmieniło się w decydującym momencie, czyli w kwalifikacjach. Problemy techniczne zmusiły Vettela do startu z końca stawki, a Leclercowi uniemożliwiły walkę w Q3, a był to jeden ze ścisłych pretendentów do pole position. Niby defekty się zdarzają. Niektórym jednak, jak na przykład Mercedesowi zdarzają się bardzo rzadko.

Czytaj także: Meksyk pokazał, jak zarabiać na Formule 1 

Wyścig mógłby spokojnie stanowić scenariusz połowy sezonu. Zwroty akcji, całkowita nieprzewidywalność i wiele dramatów stanowiły trzon Grand Prix. Zanosiło się między innymi na powtórkę z Silverstone i kolejne ostre starcie Verstappen - Leclerc. Jednak pogoda podyktowała inny plan. Mokry wyścig często ma w sobie element loterii, ale Grand Prix Niemiec przebiło wiele deszczowych batalii.

Oś wydarzeń stanowiło tempo podsychania toru i wiążąca się z tym coraz większa przyczepność. Kluczowe było w tym sensie 24. okrążenie, kiedy zespół Ferrari podjął pokerową decyzję o wymianie opon w bolidzie Vettela na gładkie. Ta decyzja okazała się zdecydowanie przedwczesna, ale w sytuacji Vettela nie dziwiła. Sebastian startował przecież z końca i wysoki poziom ryzyka mógł być jednym z potencjalnych sposobów przebicia się do czołówki.

To, co było dla mnie jednak całkowicie niezrozumiałe to reakcja łańcuchowa, którą ów pit-stop Vettela wywołał. Zareagowała cała czołówka z Valtterim Bottasem, Lewisem Hamiltonem i Maxem Verstappenem włącznie. I to zareagowała niemal natychmiast. Dla mnie to był po prostu szok. To jedna z tych sytuacji, w których bardzo trudno uwierzyć mi w naiwność sowicie opłacanych, zespołowych strategów. W moim przekonaniu teamy działały według szablonu, a gremialne przejście na  "suche" opony wynikało z ich głębokiego przekonania i przyzwyczajenia, że muszą szybko zareagować i odpowiedzieć na ruch konkurencji.

Brak wiedzy o aktualnym stanie przyczepności czy poleganiu na ponadczasowym, nie-telemetrycznym wyczuciu kierowcy szokuje niemniej. Nawierzchnia na Hockenheim schła długo i teamy powinny to przewidzieć. Owe 24. okrążenie spowodowało lawinę błędów kierowców, z których wielu jak choćby Bottas zakończyli ściganie przed czasem.

Oczywiście konieczne było wycofanie się z tej decyzji i powrót na opony przejściowe. Te incydenty i związane z nimi fazy neutralizacji wielokrotnie przetasowywały stawkę. W efekcie Vettel, który jeszcze po połowie dystansu miał dość przeciętne tempo wyścigowe przyjechał na drugim miejscu za rewelacyjnym Verstappenem.

Czytaj także: Wypadek ciężarówki Renault w drodze na Węgry

W tym wyścigu błędy nie przekreślały szansy na sukces. Kierowcy ze ścisłej czołówki po pięć razy zjeżdżali do alei serwisowej. Im bardziej tor był suchy, tym tempo wyścigowe Vettela było bardziej konkurencyjne. To była namiastka potencjału jaki Ferrari miało zamiar zaprezentować na Hockenheim. Element popisowej rundy Włochów był zatem zagwarantowany, a początkowo dorobek punktowy Mercedesa wyniósł 0, ale z drugiej strony przewaga w klasyfikacji Hamiltona jest na tyle duża, że nie ma poważnych powodów do obaw. Do Brytyjczyka uśmiechnęło się też szczęście, bo zyskał dwa darmowe "oczka" po dyskwalifikacji kierowców Alfy Romeo.

Jarosław Wierczuk

Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.

Strona fundacji Wierczuk Race Promotion

Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku

Czy Robert Kubica pozostanie w F1 po sezonie 2019?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×