Będzie śledztwo? Poważne oskarżenia pod adresem F1
Czy F1 powoła komisję, która zbada wpływ wyścigów na łamanie praw człowieka na Bliskim Wschodzie? Czy Formuła 1 pomaga w oczyszczaniu wizerunków brutalnych dyktatorów? Te pytania stawiają brytyjscy parlamentarzyści.
Scriven stoi na czele grupy parlamentarnej, która zajmuje się prawami człowieka w Zatoce Perskiej. Tuż przed GP Bahrajnu wezwała ona władze w Manamie do uwolnienia więźniów politycznych i osób skazanych na śmierć. Brytyjscy politycy chcą też, aby F1 stworzyła niezależną komisję, której celem byłoby zbadanie, w jaki sposób wyścigi oczyszczają wizerunek autorytarnych rządów na Bliskim Wschodzie.
Formuła 1 broni się przed zarzutami
Brytyjscy parlamentarzyści liczą, że kierowcy F1 podczas występów w Bahrajnie, Arabii Saudyjskiej czy Katarze będą głośno mówić o tym, co robią tamtejsze rządy. Scriven zasugerował nawet, że gdyby zawodnicy bojkotowali Grand Prix rozgrywane w autorytarnych państwach, to Formuła 1 odstąpiłaby od wizyt w takich lokalizacjach.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Anita Włodarczyk i piłka nożna? No, no - zdziwicie się!Tyle że królowa motorsportu, tradycyjnie już zresztą, nie widzi nic złego w czerpaniu milionów dolarów z Bliskiego Wschodu. "Przez dziesięciolecia Formuła 1 ciężko pracowała, aby być pozytywną siłą wszędzie tam, gdzie się ściga, włączając w to korzyści ekonomiczne, społeczne i kulturowe. Sporty takie jak F1 mają wyjątkową pozycję, zdolność przekraczania granic i kultur, dzięki której mogą łączyć kraje i różne społeczności" - napisała F1 w oświadczeniu, z którego wiele nie wynika.
"Traktujemy nasze obowiązki bardzo poważnie i jasno przedstawiliśmy nasze stanowisko ws. praw człowieka i innych kwestii naszym partnerom, a także krajom goszczącym F1. Zobowiązują się one do poszanowania praw człowieka przy organizacji wydarzeń" - dodała Formuła 1.
W kalendarzu F1 roi się jednak od państw, które regularnie łamią prawa człowieka. Są to Bahrajn, Arabia Saudyjska, Katar, Azerbejdżan i Zjednoczone Emiraty Arabskie. Do tej listy należałoby jeszcze dodać Chiny, gdyby nie fakt, że prowadzona do niedawna polityka "zero COVID" po raz kolejny doprowadziła do odwołania wyścigu w Szanghaju.
Oczyszczanie wizerunku poprzez F1
Kraje Bliskiego Wschodu płacą ponad 50 mln dolarów rocznie za obecność w F1. Często firmy z tego regionu, jak chociażby saudyjskie Aramco, są głównymi sponsorami królowej motorsportu, co zapewnia jej dodatkowe wsparcie finansowe. To wszystko sprawia, że kwestia praw człowieka schodzi na dalszy plan.
W polityce w kontekście tych państw zaczęto nawet używać określenia "sports-washing", które należy traktować jako wybielanie wizerunku poprzez organizację zawodów sportowych najwyższej rangi. Chociażby z tego powodu Katar organizował piłkarski mundial i inwestuje w Paris Saint-Germain, Arabia Saudyjska promuje się poprzez F1, a do swojej ligi za miliony dolarów ściągnęła Cristiano Ronaldo. Przykłady takich działań można mnożyć.
- Szkoda, że obecne władze FIA i F1 uważają, że pieniądze, zysk i poczucie własnej wartości są o wiele ważniejsze, niż dawanie dobrego przykładu i poszanowanie praw człowieka w krajach, z których czerpią tak ogromne zyski - powiedział Paul Scriven w BBC.
Na reakcję F1 liczy też Instytut na Rzecz Ochrony Praw Człowieka i Demokracji w Bahrajnie (BIRD). - Najwyższy czas, aby F1 i FIA przestały pozwalać na to, by obecność w Bahrajnie czy Arabii Saudyjskiej była wykorzystywana do zmywania krwi z rąk tych autokratów - stwierdził Sayed Alwadaei, dyrektor BIRD.
- Pomimo przerażającego traktowania praw człowieka, oba państwa cieszą się hojnymi kontraktami F1 i wykorzystują ten sport do oczyszczania swojego wizerunku na arenie międzynarodowej, podczas gdy tysiące więźniów politycznych przebywa za kratkami. Formuła 1 musi wszcząć niezależne i bezstronne dochodzenie, które zbada jaką rolę pełnią jej wyścigi w łamaniu praw człowieka - dodał Alwadaei.
Więzień pisze do F1. "Odsiaduję wyrok za pokojowe protesty"
Szanse na reakcję F1 i FIA są wręcz zerowe. Zimą Mohammed ben Sulayem wprowadził przepisy, które zabraniają kierowcom wypowiadania się ws. politycznych i światopoglądowych. Emiratczyk twierdził, że robi to po to, aby dostosować regulamin do wymogów MKOl, który sprzeciwia się łączeniu polityki ze sportem. W padoku ruch prezydenta FIA odebrano jednak jako ustępstwo względem Bliskiego Wschodu, z którego sam się wywodzi."To niefortunne, że Formuła 1, jak również inne wydarzenia sportowe odbywające się w Bahrajnie, są wykorzystywane jako przykrywka do ograniczania wolności słowa i wybielania swojego wizerunku. Jestem więźniem sumienia od maja 2013 roku. Odsiaduję wyrok 10 lat więzienia za udział w pokojowych protestach w Manamie" - napisał Al-Hajee w specjalnym liście.
"Poddano mnie okrutnym torturom, zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Moje przyznanie się do winy, uzyskane pod przymusem, było podstawą do 10-letniej odsiadki" - dodał więzień polityczny Bahrajnu.
Co na to władze Bahrajnu? Przed wyścigiem F1 wydały one oświadczenie, w którym zapewniły, że są "zaangażowane w poszanowanie i promowanie praw człowieka". Kraj szczyci się też "wielkimi postępami w ochronie praw człowieka i poszanowaniu godności mieszkańców" dzięki serii reform w państwie.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Netflix znów to zrobił. Gwiazda krytykuje popularny serial
- "Próżnia moralna". F1 pod lawiną krytyki