Boks. Nikołaj Wałujew nie jest śmiertelnie chory. Źle zrozumiano jego słowa
- Nie mam raka, nie powiedziałem tego. To akromegalia, ale nie rak - mówi Nikołaj Wałujew. Rosyjski pięściarz został źle zrozumiany i w świat poszedł przekaz o śmiertelnej chorobie.
Wakacyjny koszmar Władimira Kliczki. Na jego jachcie wybuchł pożar >>
Zrobiło się wielkie zamieszanie, a kibice wysyłali wyrazy wsparcia. Wałujew jednak po kilku dniach ponownie zabrał głos. Okazuje się, że został źle zrozumiany i jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
- Nie mam raka, nie powiedziałem tego. To akromegalia, ale nie rak. Pacjenci z chorobą nowotworową nie chodzą tak żwawo, jak ja. Ktoś wypalił głupotę i wszyscy ją powtarzają - mówi 45-latek w gazecie "Komsomolskaja Prawda".
"Ludzie, postradaliście zmysły. Słyszycie dzwonienie, ale nie wiecie, gdzie. Zaczynamy bardziej wierzyć internetowi niż ludziom. Świat oszalał! Nie martwcie się. Wszystko jest w porządku. Nie wierzcie głuchemu telefonowi" - dodatkowo wyjaśnił na Instagramie.
Maciej Sulęcki: Było ciężko. Czasami nawet po dwa dni nic nie jadłem >>
Fani rosyjskiego pięściarza mogą zatem być spokojni. Nie ma mowy o nowotworze. Wałujew cały czas leczy akromegalię. To choroba, która z powodu nadmiernego wydzielania hormonu wzrostu prowadzi do gigantyzmu.