Boks. Śmierć Dawida Kosteckiego. Rzecznik Praw Obywatelskich dotarł do bardzo ważnej informacji

Były pięściarz zmarł w areszcie na początku sierpnia, a my nadal nie mamy pewności, co się właściwie stało w celi więzienia na Białołęce. Raport przygotowany przez zespół Adama Bodnara rzuca nowe światło na sprawę.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Dawid Kostecki Newspix / Michał Stawowiak / Na zdjęciu: Dawid Kostecki
Przypomnijmy, że zdaniem Służby Więziennej Dawid Kostecki w nocy z 2 na 3 sierpnia 2019 popełnił samobójstwo w celi na Białołęce (TUTAJ więcej szczegółów >>). Rodzina zmarłego nie może jednak uwierzyć w tę hipotezę. Najbliżsi Kosteckiego są w szoku, przecież do końca odsiadki byłego zawodowego pięściarza zostało już niewiele czasu, na dodatek miał cały czas kontakt z żoną i dziećmi, cieszył się już na samą myśl o wyjściu na wolność.

Wynajęci przez rodzinę prawnicy - Roman Giertych oraz Jacek Dubuois przez kilkanaście dni walczyli o wyjaśnienie sprawy. Przedstawiali nowe dowody, wnioskowali o przeprowadzenie dodatkowej sekcji zwłok, organizowali konferencje prasowe, aby wywierać presję na prokuraturę (TUTAJ przeczytasz więcej >>).

Ostatecznie odbył się pogrzeb (na prośbę rodziny, aby nie przeciągać sprawy w nieskończoność) i wydawało się, że sprawa naturalnie się wyciszy. Nic z tego. Rzecznik Praw Obywatelskich - Adam Bodnar - postanowił przyjrzeć się sprawie. Wysłał na Białołękę zespół swoich pracowników, którzy przygotowali raport. Fragmenty raportu przedstawiła "Gazeta Wyborcza".

ZOBACZ WIDEO: "Klatka po klatce" (on tour): Mamed Chalidow opowiedział o zatrzymaniu, poruszające słowa gwiazdy KSW

Okazało się, że ludzie Bodnara dotarli do bardzo ważnej informacji. Analizując historię obchodów cel, wychwycili, iż między godziną 2:15 a 4:27 strażnik nie sprawdził celi Kosteckiego. A powinien. Bowiem wedle regulaminu podczas nocnego dyżuru obchody mają się odbywać co dwie godziny. Doszło do zaniedbania. Nie trzeba pewnie dodawać, że Kostecki zmarł właśnie w tym czasie.

To nie koniec nieprawidłowości. Natychmiast po śmierci osadzonego, strażnicy powinni odizolować współwięźniów, aby nie mogli ustalić wspólnej wersji i aby nie mieli dostępu do swoich rzeczy. Nic takie się nie stało. Osadzeni z Kosteckim nie dość, że mogli swobodnie rozmawiać (nie tylko ze sobą, ale i z więźniami z innych cel), to również mieli dostęp do swoich rzeczy.

Pracownikom Biura Rzecznika Praw Obywatelskich nie udało się skontaktować ze strażnikami, którzy pełnili służbę feralnej nocy. W raporcie czytamy, "po zdarzeniu obaj funkcjonariusze otrzymali długoterminowe zwolnienia lekarskie".

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×