Nicola Zalewski na ziemi ojczystej. Kopał, aż krowy podskakiwały
Getty Images / Na zdjęciu: Nicola Zalewski w meczu Holandia - Polska w Lidze Narodów
Mateusz Skwierawski Mateusz Skwierawski

Nicola Zalewski na ziemi ojczystej. Kopał, aż krowy podskakiwały

- Pamiętaj synek, mężczyźni nigdy nie płaczą. Trzeba być chłopem - powtarzał Nicoli Zalewskiemu ojciec. Przed śmiercią chciał, by wszystko było załatwione. Żeby młody udźwignął traumę, zrobił karierę w piłce i zastąpił go w roli głowy rodziny.

Jeszcze zanim autobus zatrzymał się na przystanku, Teresa z okna pojazdu widziała wystającą ponad płot głowę. Przy ogrodzeniu kręcił się chłopak, który wyraźnie się niecierpliwił.

Gdy autobus wytracał prędkość przy niewielkiej budce, zapiszczały hamulce i otworzyły się drzwi. Drobny brunet stał już przy drzwiach. - Jak się czujesz, jesteś zmęczona? - tak zawsze Nicola witał babcię.

Kobieta, z natury życzliwa i uśmiechnięta, mogła śmiało powiedzieć, że tak, że czuje się zmęczona. Po wyjeździe z Polski i zamieszkaniu z rodziną we Włoszech pracowała fizycznie, głównie sprzątała. To była dla niej duża zmiana po 25 latach zajmowania dobrej państwowej posady najpierw w Zambrowie, później w Łomży.

Chłopak nie czekał na odpowiedź. Brał od babci torebkę i stawiał na murku. Teresa tylko się uśmiechała. Znała te numery i wiedziała, co się stanie dalej.

Gdy pięcioletni chuderlawy chłopiec doprowadzał babcię na podwórko, sprawy nabierały tempa. - Nonna (babcia po włosku - przyp. red.), teraz będę strzelał gole - krzyczał. Kobieta bez większego sprzeciwu, w zwykłym ubraniu, najczęściej przewiewnej sukience, stawała w bramce, zanim jeszcze zdążyła wejść na próg domu. Nogą starała się odbić lecącą piłkę, ale młody zgłaszał sprzeciw.

- Nonna! Musisz się rzucać, o tak! - i demonstrował, turlając się po trawie. - Jak na meczach! - pokrzykiwał. Wachlującej się ręką babci przynosił wodę, a na jej rozgrzane czoło kładł liście mięty.

To był stały obrazek w wiosce pod Rzymem, gdzie dorastał Nicola Zalewski.

Z zawodu ojciec Nicoli

Obecnie to jeden z największych talentów piłkarskich polskiej reprezentacji. 20-latek to oczko w głowie słynnego trenera Jose Mourinho. Portugalczyk świetnie wprowadził wychowanka Romy do dorosłej drużyny. Zalewski w jeden rok zrobił ogromny przeskok. Z klubem wywalczył puchar Ligi Konferencji, a w kadrze Polski - wydaje się - zaczyna odgrywać jedną z głównych ról. Pomocnik wystąpił w narodowych barwach pięć razy, ma pewne miejsce w składzie na listopadowy mundial w Katarze. 
W drugim sezonie w seniorskiej piłce Zalewski (w środku) wygrywa pierwsze trofeum W drugim sezonie w seniorskiej piłce Zalewski (w środku) wygrywa pierwsze trofeum

Ale bohaterami tej historii niemal na równi są najbliżsi chłopaka. Wystarczy kilka chwil, by przekonać się, jaką osobą jest Teresa Zalewska. To wrażliwa i ciepła kobieta z sercem na dłoni. Gdy rodzinie wiodło się trudniej, sprzedała na Podlasiu trzy hektary lasów pod ścinkę drzew. Kilkadziesiąt tysięcy złotych przekazała na wnuczka, by mógł dojeżdżać do piłkarskiej akademii Romy. Zalewscy mieszkają bowiem w Poli, a to 60 kilometrów od ośrodka treningowego drużyny. W tę i z powrotem trzeba było jeździć codziennie przez kilka lat.

Teresa wygląda jak typowa "włoska babcia" tańcząca z życiem kankana - energetyczna, opalona, schludnie ubrana, z włosami do ramion. Jej oczy błyskawicznie zdradzają emocje - gdy się uśmiecha, odbijają światło, jak woda słońce. Toną jednak równie wyraźnie na jedno wspomnienie, wciąż żywe.

Śmierć Krzysztofa Zalewskiego, ojca Nicoli, pozostawiła w ich rodzinie ogromną wyrwę. W Starych Modzelach, skąd pochodzi mężczyzna, mówią zgodnie: to był człowiek orkiestra. Uparty, zdecydowany, grający na swoich zasadach. Gdy w wigilię 2020 roku opuścił klinikę po szczegółowych badaniach przy świątecznym stole zapanował ponury nastrój. Ale Krzysztof Zalewski nie zamierzał się zamartwiać. Na nowotwór machnął ręką. - Kochani, spokojnie, ja tego raka pier***e - wyśmiał temat.

Zalewski senior dbał, by nikomu z jego bliskich nie spadł włos z głowy. Mógł rozmawiać godzinami, dlatego Teresie tak bardzo brakuje głosu syna.

Kobieta nie jest w stanie o nim mówić. Opowiada tylko, że miał świetny kontakt z dziećmi - córka Jessica ze wszystkiego mu się zwierzała. A relacja z synem Nicolą była czymś więcej, niż poświęceniem ojca. Teresa nazywa to inaczej - Nicola to był jego zawód.
Krzysztof i Nicola Zalewscy. Zawodnik debiutował w kadrze do lat 16, później występował w starszych rocznikach, aż dotarł do seniorskiej reprezentacji Krzysztof i Nicola Zalewscy. Zawodnik debiutował w kadrze do lat 16, później występował w starszych rocznikach, aż dotarł do seniorskiej reprezentacji

Z mercedesa do Cinquecento

Po dziesięciu latach emigracji, przed 2000 rokiem, Krzysztof Zalewski otworzył we Włoszech własną firmę remontową. Z kolegami kładli glazurę. Wcześniej pracował dorywczo, też fizycznie. Był murarzem, robił w polu, mył samochodowe szyby na światłach. Gdy przeszedł na swoje, tak naprawdę zasuwał na dwa etaty - przy remontach i dziecku. Brudny od materiałów budowlanych, dużym furgonem woził Nicolę 120 kilometrów w dwie strony na treningi i czekał na chłopaka w aucie, także zimą, bez ogrzewania w środku.

Firma budowlana prosperowała, Zalewscy nie narzekali. Przeprowadzili się do domu, wcześniej współdzielili mieszkanie z inną rodziną. Po 12 latach Krzysztof zamknął biznes.

- Dowoził syna wszędzie: na treningi, na wyjazdy. Próbowaliśmy robić to na dwa samochody. Umawialiśmy się w konkretnym punkcie, przywoziłam Nicolę i z mężem jechali dalej. Po jakimś czasie Krzysiek stwierdził, że nie ma to sensu. Poświęcił się dla Nicoli i zostawił pracę - opowiada mama zawodnika Ewa Zalewska w reportażu Mateusza Święcickiego na kanale "2AngryMen". 

Początkowo wyjeżdżali o 6.30 rano, żeby na 7 być w szkole w Rzymie. Po południu trening i powrót około 22. Na dłuższą metę nie dało się tego pogodzić, dlatego Zalewski senior, gdy Nicola miał 14 lat, wynajął mieszkanie w Trigorii, niedaleko klubowego ośrodka treningowego. Mieszkał tam z synem przez pięć lat. Do Poli zjeżdżali w weekendy.

Z czasem ojciec piłkarza podupadł na zdrowiu. Cukrzyca osiągnęła mocno zaawansowane stadium, Krzysztofowi wysiadał wzrok. Dochodziło do tego, że Nicola musiał mówić ojcu, jakie jest światło, zielone czy czerwone, gdy jechali samochodem. Doszły też problemy z nogą i lekarze upierali się, by ją amputować.

Babcia miała sen

Zalewscy rezygnowali z kolejnych udogodnień, ale nie z marzeń dzieci. Nicola trafił do Romy, gdy miał osiem lat i przechodził w klubie kolejne szczeble. Córka Jessica miała dobre wyniki w nauce. 

- To było wydarzenie, gdy Krzysiek wjeżdżał do Modzeli swoim wielkim mercedesem, ale żeby mieć pieniądze na Nicolę, przesiadł się do cinquecento - wspomina Mariusz Zalewski. - W tym fiacie nawet spał - opowiada brat cioteczny Krzysztofa. - Jeździł za Nicolą na każdy mecz Romy. Z klubu dostawał bilety, ale nie mógł nocować w hotelu z drużyną. Dla oszczędności rozkładał fotel w aucie i tak czekał do rana - opowiada.
Artykuł z włoskiej gazety z 2018 roku o wschodzącym talencie Romy oprawiony w ramkę i powieszony w domu babci zawodnika w Starych Modzelach. Nicola Zalewski występował wtedy w zespole do lat 16 Artykuł z włoskiej gazety z 2018 roku o wschodzącym talencie Romy oprawiony w ramkę i powieszony w domu babci zawodnika w Starych Modzelach. Nicola Zalewski występował wtedy w zespole do lat 16

Później, gdy syn był już nastolatkiem, ojcu zawodnika pomogła Roma. Klub dał Krzysztofowi Zalewskiemu etat i wypłacał pensję przez cztery lata. W zamian miał dowozić syna na treningi. Po wykryciu nowotworu w 2020 r. było jednak tylko gorzej. Leczenie pożerało fortunę. Tygodniowy pobyt w klinice kosztował 35 tysięcy euro, a nie skończyło się na jednej wizycie.

Pierwsza chemia ze Stanów Zjednoczonych przyjęła się bardzo dobrze. Lekarze byli w szoku, zabiła aż 75 procent nowotworu i rokowania były bardzo dobre. Kolejną dawkę, już w okresie pandemii, organizm niestety odrzucił. Ojcem piłkarza do końca zajmowali się lekarze z klubu. Rak był jednak bardzo inwazyjny i szybko postępował. Zaatakował żołądek, wątrobę, płuca i gardło.

Teresa Zalewska miała sen. Zobaczyła syna siedzącego przy stole nad kontraktem Nicoli. Trzymał się za głowę i powiedział do niej: "Mamo, ja mu już nie pomogę." Tego samego dnia chłopak zadzwonił do babci z nowiną: podpisał nową umowę z Romą. Niedługo później dostał pierwsze powołanie do reprezentacji Polski, a na początku września 2021 roku zadebiutował w spotkaniu z San Marino (7:1). W Serravalle był Krzysztof Zalewski, na trybunach popłakał się ze szczęścia. Przed meczem już był w ciężkim stanie, ale w swoim stylu mówił: "nie przeżyje, to jak syna nie zobaczę w narodowych barwach". Osiemnaście dni później zmarł. Miał 54 lata.

Twarde zasady

Z Mariuszem Zalewskim byli blisko - w Starych Modzelach dorastali, chodzili do tej samej szkoły, mieszkali przez ulicę i grali w piłkę brama na bramę.

- Miał swoje powiedzonka, twarde zasady - opowiada brat cioteczny Krzysztofa. - Mówił Nicoli: "Jak grasz, to musisz być zawsze widoczny. Inaczej nie ma co zaczynać" - wspomina.

- Nie pozwalał mu rozpamiętywać sytuacji. Powtarzał: "Strzelisz gola w następnym meczu, asyst jeszcze będziesz miał wiele. Jedziemy dalej" - podaje kolejne przykłady.

- Przeważnie mówił dosadnie i w podobnym stylu tłumaczył życie Nicoli. "Olej wszystko, idź do przodu" - powtarzał. - A jak młodemu brakowało słów i zwracał się do ojca po włosku, Krzysiek tylko wymownie na niego patrzył, palcem machał - śmieje się.

- To był bardzo charakterny facet i tym uporem wygrywał. Postawił się lekarzom, nie dał sobie nogi uciąć. Mówił do mnie: "To już wolę, żeby mi łeb upier***i". Taki był - obrazuje Mariusz Zalewski.
Mariusz Zalewski, wujek piłkarza, ze zdjęciem Nicoli w młodzieżowej reprezentacji Polski Mariusz Zalewski, wujek piłkarza, ze zdjęciem Nicoli w młodzieżowej reprezentacji Polski

Włoska emigracja

Mariusz Zalewski to dziś Sołtys wsi Stare Modzele. Łączy wiele obowiązków. Tak jak ojciec, jest strażakiem. Do tego prowadzi gospodarstwo, co w okolicy przestało być normą. Na sześćdziesiąt domów we wsi jest tylko sześciu rolników, w tym Zalewscy. Kiedyś było 65 rolników. Na podwórku mają ciągniki i oborę. Hodują krowy, a mleko dostarczają do rozlewni.

W Starych Modzelach młody Nicola Zalewski spędzał wakacje. Tu poznali się rodzice piłkarza. Jak mówią krewni, ojciec zawodnika chodził do miejscowości matki na skróty przez las. Ewa mieszkała niedaleko w Śniadowie.

Do Włoch wyjechali jako para. Krzysztof opuścił Polskę w 1989 roku pod pretekstem "odwiedzin cioci". W rzeczywistości zrobił to, by nie iść do wojska. Po kilku miesiącach ściągnął Ewę. W 1990 r. pobrali się w Watykanie, pobłogosławił ich Jan Paweł II. Mama Teresa dojechała dwa lata później. Wzięła roczny urlop w Wojewódzkim Związku Kółek Rolniczych, a po redukcji etatów stwierdziła, że zostanie w Italii na stałe. Obecnie jest na emeryturze i pomaga Ewie prowadzić dom.

Aż krowy podskakiwały 

Po 30 latach Stare Modzele są jak nowe. Jest asfalt zamiast żużlu. Wtedy czarny dym unoszący się na wysokość kilku pięter od razu zdradzał, że przez wieś przejechał samochód. Kurzyło się jednak rzadko, bo okolice mijały raczej konie zaprzęgowe. Płoty były drewniane i leżały na poboczu w chaszczach. Teraz jest ulica, ładne ogrodzenia z kostki, ochotnicza straż pożarna. Szkół i większych sklepów trzeba szukać w sąsiednich miejscowościach. Młody chłopak przyjeżdżający spod Rzymu nie narzekał jednak na nudę. - Z moim ojcem ciągnikiem jeździli do lasu. Na placu mieliśmy wtedy trawę i przychodzili z chłopakami piłkę pokopać. Mówili do niego: "Daj ją chociaż dotknąć". Nicola odbijał piłkę piętkami, bawił się z nimi - kontynuuje Mariusz Zalewski. - Z drzwi od obory zrobili sobie bramkę - pokazuje. - Łopotało to drewno, aż w domu dudniło. Aż krowy podskakiwały! Kilka okien też pospadało - śmieje się Mariusz Zalewski.
Podwórko Sołtysa Mariusza Zalewskiego. Tutaj w piłkę grał kilkuletni Nicola Podwórko Sołtysa Mariusza Zalewskiego. Tutaj w piłkę grał kilkuletni Nicola

- Jeździliśmy na skuterze - kontynuuje. - Siadałem z tyłu, Nicola przede mną i gaz po dróżkach - wspomina. - Tak spędzał wakacje. U nas był też na pierwszej dyskotece. Założył białą koszulę, buty za kostkę, postawił włosy na żel i poszedł na tańce do remizy - opowiada.

Piłkarski pokój

W mieszkaniu Teresy Zalewskiej nadal jest "Pokój kibica". Plakietka z takim napisem na niebieskim tle przyczepiona jest w tym samym miejscu: na ścianie nad drzwiami. - Mówił tylko: "Babcia, zrób kanapki". Z kolegami debatowali tam o piłce - opowiada kobieta.

Na półce stoi model samolotu i duży czarny magnetofon starego typu z długą anteną. W kubku na biurku są kredki. Na drzwiach od szafy pełno naklejek z Bravo Sport: Samuela Eto'o, Andresa Iniesty, Leo Messiego, Cristiano Ronaldo. Tych graczy podziwiał. - Rozmawialiśmy ostatnio i Nikuś mówił, że będzie z Ronaldo grał. Teraz, w Romie. To by była historia, prawda? - puszcza oko babcia piłkarza. 

Kobieta odsuwa szufladę i sięga po zeszyt w linie. - Od małego lubił rysować, chyba po cioci - mówi i kartkuje. - Siadał zawsze przy swoim biureczku, na tym krzesełku i ćwiczył pisownię. Rysował dzbanki, klucze, piłki i podpisywał w języku polskim - opowiada.
Biurko Nicoli Zalewskiego w domu babci w Starych Modzelach. Na ściance przyklejone jego zdjęcia - z juniorów Romy i młodzieżowej kadry Polski Biurko Nicoli Zalewskiego w domu babci w Starych Modzelach. Na ściance przyklejone jego zdjęcia - z juniorów Romy i młodzieżowej kadry Polski

Kobieta nie zmieniła nic w pokoju wnuczka, jedynie kilka rzeczy dodała. Nad łóżkiem zawiesiła koszulkę chłopaka z meczu reprezentacji Polski z Holandią (2:2). Zalewski asystował w nim przy golu Matty'ego Casha. - Powiedział, żebym do Modzeli zawiozła na pamiątkę - uśmiecha się Teresa Zalewska. 

- Pytałam, jak go przyjęli w zespole, jaki jest Lewandowski - kontynuuje. - Nikuś powiedział, że Robert wziął go pod pachę i wytargał, że to równy gość, żadna gwiazda. Lewandowski zaprosił chłopaków do swojej restauracji w Warszawie, bliżej się poznali. Oni wszyscy świetnie go przyjęli: Krychowiak, Glik, dużo pomagał mu Zieliński - komentuje kobieta.

To będzie jego

Piłkarza nie było w Starych Modzelach kilka lat. Ostatnio odwiedził rodzinne strony z ojcem między meczami kadry młodzieżowej. Wtedy już tak nie brykał po wsi, nie chciał jeździć nawet na rowerze, żeby nie złapać kontuzji. Miał już dietę, unikał słodyczy i pierogów, które uwielbia. Wszystko podporządkował piłce.

Ale dom z dwoma pokojami, salonem połączonym z kuchnią i sporą działką ma być miejscem, w którym będzie mógł odciąć się od świata. Mieszkanie jest po remoncie i tak, jak chciał ojciec - kiedyś otrzyma je Nicola.
Koszulka Nicoli Zalewskiego z czerwcowego meczu Holandia - Polska (2:2) Koszulka Nicoli Zalewskiego z czerwcowego meczu Holandia - Polska (2:2)

Mężczyźni nigdy nie płaczą

Choć mówimy o zawodniku, który dla Romy zagrał już 25 razy i pięć spotkań rozegrał dla narodowej kadry, to jednak seniorem jest jeszcze tylko z nazwy. Nie rozstaje się z domem rodzinnym, w którym mieszkał do niedawna z mamą, siostrą i babcią.

Zna i wspiera go całe Poli. To dwutysięczna wioska, która tak jak Stare Modzele, jest dumna z wychowania takiego zawodnika. Na pogrzebie ojca zawodnika ludzi przyszło tylu, że stali przed kościołem. Pożegnać Krzysztofa Zalewskiego przyjechali piłkarze Romy, Zbigniew Boniek i Jose Mourinho.

W czerwcu, na boisku pięćdziesiąt metrów od domu piłkarza zorganizowano memoriał poświęcony pamięci Krzysztofa Zalewskiego. W Poli nazywany jest "przyjacielem miasta". Uczestnicy turnieju grali z numerem 59, czyli tym samym, który ma w Romie Nicola.
Memoriał imienia Krzysztofa Zalewskiego w Poli - I edycja Memoriał imienia Krzysztofa Zalewskiego w Poli - I edycja

- Jest twardy - babcia zaciska pięść. - Ale ostatnio mnie rozczulił. Napisał: "Tato, jeżeli tu gdzieś jesteś, ześlij mi moc uścisków" - opowiada kobieta. - Pytam Nicolę i Jessicę, czy śni im się tata. Mówią, że tak, ale nic więcej. Nie naciskam. To trudne do zaakceptowania. Tak nagle odszedł, tak szybko - mówi Teresa Zalewska.

Z dumą podkreśla wartości, które przekazał chłopakowi ojciec. - Mówił mu: "Musisz być sobą, a nie udawać wielkiego piłkarza" - przypomina. - Mieli bardzo bliskie relacje. Mieszkali sami przez pięć lat w trzypokojowym mieszkaniu. Nicola i tak wolał spać w tym samym pokoju z ojcem - wspomina.

- To bardzo skromny chłopiec. Jest inteligentnym, uczynnym i dobrym wnuczkiem. Nigdy nie miał konfliktów z rodzicami. Ukończył liceum Jana Pawła II w Rzymie. Syn mówił, że aż mu łzy się kręciły w oczach, tak pochlebnie wypowiadali się o Nikusiu nauczyciele - komentuje.

Dziś to Nicola stara się wszystko załatwić, wspiera najbliższych finansowo. Razem z siostrą pilnują spraw bieżących. 

- Krzysztof wprowadził Nicolę w dorosłe życie. Przypominał: "Pamiętaj, mężczyźni nigdy nie płaczą. Mimo kłopotów, tarapatów, trzeba być chłopem". Nicola bardzo przeżywał jego śmierć - opowiada Teresa.
Od lewej: tata Krzysztof, mama Ewa, babcia Teresa, Nicola i siostra Jessica Od lewej: tata Krzysztof, mama Ewa, babcia Teresa, Nicola i siostra Jessica

Ojciec czuwa

- Jestem na każdym jego meczu w Rzymie i wie pan co? - przerywa. - W tym tłumie słyszę słowa syna. Krzyczał zawsze: "Daje, Niki! Daje Roma!". Jego głos wraca, tak jakby niósł Nikusia, czuwał nad nim - kończy Teresa Zalewska.

Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

Komentarze (0)
    Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
    ×