Jaskółki wciąż walczą o fazę play-off. "Kluczowy mecz z Wrocławiem"
Po planowym triumfie nad zespołem MRGARDEN GKM-u Grudziądz ekipa Unii Tarnów ciągle liczy się w grze o awans do fazy PO. Droga do pierwszej czwórki jest jednak najeżona już tylko ciężkimi bataliami.
Gospodarzom w przekonującym zwycięstwie nie przeszkodziły nawet dwa solidne opady deszczu, które rozpętały się nad Tarnowem tuż przed rozpoczęciem zawodów. Właściwie problemy mieli tylko młodzieżowcy. Ponieśli niespodziewaną porażkę z jedną z najsłabszych formacji najwyższej klasy rozgrywkowej. Kto wie jednak z jakim dorobkiem skończyłby Ernest Koza, gdyby nie upadek z Krzysztofem Buczkowskim w czwartym wyścigu. - Tor dostał trochę wody, było przyczepniej niż zazwyczaj. Świadczy o tym rekord toru Janusza Kołodzieja. Po pierwszym biegu nasi juniorzy zrobili korekty. Widać było, że poszły one w dobrą stronę, Ernest dobrze wyskoczył ze startu, ale niestety wsadził nogę w koło "Buczka", a efekt widzieliśmy wszyscy. Myślę, że gdyby nie ta kolizja utrzymałby swoją pozycję i tak dojechał do mety. Niestety taki jest sport. Czasem okrutny - stwierdził.
- Tor nie był w stu procentach taki jak chcieliśmy, bo tyle wody byśmy w niego nie wlali. Rozmawialiśmy z chłopakami przed spotkaniem, nikt nie zgłaszał zastrzeżeń. Nie było nawet myśli żeby nie przystąpić do meczu. Arbiter zszedł do parku maszyn po drugiej ulewie. Nastąpiła chwila zastanowienia. Nie było protestów w stylu, że tor nie nadaje się do użytku. Nic nie wymuszaliśmy, chcieliśmy dać sobie szanse, a nie robić coś na siłę. Przestało padać, wyszło słońce, postanowiliśmy przejść się po torze. Po pracach służb porządkowych sędzia dał zielone światło na jazdę i nie było dyskusji - dodał.Do ciekawej sytuacji doszło podczas próby toru. Desygnowani do niej zostały pary młodzieżowe obu ekip. - To była decyzja arbitra. Sędzia też chodził po torze, widział, że w jednym miejscu jest trochę więcej luźnego materiału, w innym znów twardziej. Takie niespodzianki zawsze są niebezpieczne. I jeśli juniorzy nie mieli kłopotów z płynnym pokonywaniem łuków, to seniorzy tym bardziej - wyjaśnił.
Lubujący się w przyczepnej nawierzchni Janusz Kołodziej czuł się w takich warunkach jak ryba wodzie, co udokumentował nowym rekordem toru. - Janusz oczywiście jest walczakiem, kochającym się ścigać. Wiadomo, że tacy zawodnicy zawsze na twardo przyszykowanej nawierzchni mają gorzej. W meczu z Grudziądzem dostał "pod koło" i można było obserwować fajne mijanki. Wynik końcowy de facto nie odzwierciedla tego, co się działo na torze, bo wyścigi mogły się podobać - powiedział.
Sporą przeszkodą, aby w jeszcze większy atut zamienić swój domowy obiekt są duże odstępy czasowe, w jakich tarnowianie występują w Jaskółczym Gnieździe. - Naszym mankamentem jest to, że mecze w Tarnowie rozgrywaliśmy z ponad miesięczną przerwę i później z prawie trzydziestodniowym odstępem. To jest trudne. W marcu i kwietniu była inna wilgotność i temperatura. Podczas batalii z Toruniem było inaczej, na zawodach z Lesznem też, a z Grudziądzem całkowicie odmiennie. Gdyby spotkania były u nas częściej zawodnikom lepiej by się czytało ten owal. Mimo tego, że on w drugiej części meczu się zmienia - ubolewał.
Skrót meczu Unia Tarnów - MRGARDEN GKM Grudziądz Źródło: x-news/PGE EkstraligaKUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>