Personalnie jesteśmy słabsi, ale ambitni i waleczni - rozmowa z Pawłem Baranem, trenerem Unii Tarnów
Zespół Unii Tarnów po 8 meczach ma na swoim koncie 6 punktów. Ostatnio Jaskółki doznały porażki u siebie z Fogo Unią. Trener Paweł Baran nie robi z tego tragedii i wierzy w awans do play-offów.
Wy przegraliście ostatnie spotkanie ligowe u siebie z Fogo Unią Leszno. Co dalej? Czy nadal liczycie na play-offy?
- Tak jak przed chwilą panu powiedziałem, to jest sport. Oczywiście smucimy się, że przegraliśmy ten mecz, ale nie możemy też z tego powodu robić wielkiej tragedii. Nie możemy szukać nie wiadomo czego i wzajemnie się obwiniać po jednym przegranym spotkaniu na własnym torze. Uderzamy się w pierś i wyciągamy wnioski na przyszłość.
Tym bardziej, że nie przegraliście z outsiderem, tylko bardzo mocnym rywalem.
- Otóż to. Fogo Unia Leszno potwierdziła, że są silnym zespołem. Trudno mówić, że powinęła im się noga we Wrocławiu, bo pamiętajmy, że się tam porozbijali i nie wiadomo, jakby się mecz potoczył, gdyby do jego końca pojechali w pełnym składzie. Mówienie o play-offach nie jest wyssane z palca, to nie są marzenia i bujanie w obłokach. Oczywiście nie ułatwiliśmy sobie sprawy, ale nadal jest to wykonalne.
Na waszą korzyść przemawia nieobliczalność, bo potrafiliście wysoko wygrać w Grudziądzu, gdzie nie ukrywajmy, faworytami nie byliście.
- Na chwilę obecną tak jak my pojechaliśmy w Grudziądzu nikt nie jest się w stanie przybliżyć. To tym bardziej pokazuje, że w naszej drużynie drzemie spory potencjał…
Ostatnio do waszego składu wrócił Leon Madsen, który od razu zdobył najwięcej punktów w drużynie.
- Dokładnie i to cieszy, że wrócił mocny Leon Madsen. Jest to budujące. Nie będziemy do kolejnych meczów podchodzić na zasadzie, że my musimy. Walczymy, chcemy zrobić wszystko, by awansować do play-offów, ale powiem to po raz kolejny, to jest sport żużlowy…
I tak jak w każdej dyscyplinie potrzeba szczęścia.
- Też. Bez wątpienia w sporcie szczęście jest potrzebne.
Ale Janusz Kołodziej już fajnie w swoim ostatnim biegu powalczył. Nie żałował pan potem, że nie postawił na niego w wyścigach nominowanych?
- Teraz można gdybać. Tak naprawdę analizując każdego zawodnika to wszyscy pojechali równo. Pojechałby Janusz, ale jakby mu się nie udało zrobić punktów to byłyby pytania, czemu nie pojechał Kenneth Bjerre, jak poradził sobie z Pawlickim, czy walczył jak równy z równym z Nickim Pedersenem. Przy przegranym meczu zawsze jest wiele różnych pytań, czemu było tak, a nie inaczej. Nikt nie jest alfą i omegą.
Jednak Artur Mroczka w 15. biegu to było zaskoczenie.
- Cóż, chciałem to tak taktycznie rozegrać i myślałem, że podjąłem dobrą decyzję.
Nie robi błędów ten, co nic nie robi.
- Tak jest. A gdyby to wypaliło, gdybyśmy wygrali w 14. wyścigu 5:1 to w 15. potrzebowalibyśmy jedynie dwóch punktów.
Obserwując obsadę biegów nominowanych można było odnieść wrażenie, że postawiliście wszystko na jedną kartę w 14. biegu.
- Tak było. W 15. nasi rywale desygnowali Nickiego Pedersena i Emila Sajfutdinowa a ich przywieźć podwójnie to było tego dnia mission impossible. Liczyłem jednak, że będzie możliwość tę parę rozdzielić. Nasze szanse upatrywałem w biegu 14., że tam Martin Vaculik wygra start, a Kenneth Bjerre pojedzie po dużej. Niestety dla nas, tak się nie stało.
Czyli z optymizmem spoglądacie w przyszłość i jedziecie swoje.
- Oczywiście, że z optymizmem. Po meczu można pogdybać, należy wszystko przeanalizować, wyciągnąć odpowiednie wnioski, ale nie rozpamiętywać, dlaczego nie wygraliśmy. Gdybyśmy cały czas wracali do jednego spotkania i zastanawiali się nad porażką, to nigdy byśmy z dołka nie wyszli. Spójrzmy na tegoroczne wyniki. Unia Leszno wysoko wygrała w Zielonej Górze z Falubazem, a przegrała u siebie z KS Toruń. Falubaz z kolei, który boryka się z kontuzjami i to im na pewno nie pomaga, pojechali do Torunia i gdyby nie błąd Krystiana Pieszczka to sprawiliby niespodziankę na Motoarenie. Dlatego cieszmy się z tego, że jeszcze sport żużlowy jest tak nieprzewidywalny, że wszystko może się zdarzyć i każdy z każdym może wygrać.
A zgadza się pan z tym, że trudno jest wygrać wszystkie spotkania u siebie, nawet posiadając nie wiadomo jak spory atut własnego toru?
- Zgadzam się z tym stwierdzeniem. Wystarczy popatrzeć na składy personalne drużyn. W żużlu jest też tak, że posiadając bardzo mocną piątkę seniorów, któryś z nich może słabiej pojechać. W tamtym roku jako Unia Tarnów byliśmy drużyną kompletną, a dla przykładu - na wyjeździe słabiej pojechał Artiom Łaguta, to nadrabiał Krzysztof Buczkowski. Z kolei później przychodziło do meczu u nas, Krzysiek miał gorszy dzień a Artiom był nie do złapania. Liderzy w osobach Grega, Martina i Janusza robili swoje. Reszta się uzupełniała, było też wsparcie w juniorze Kacprze Gomólskim. Personalnie jesteśmy słabszą drużyną w porównaniu do poprzedniego sezonu, ale ambitną i waleczną.
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>