Damian Gapiński: Komunikacyjne problemy Stali Rzeszów

PGE Stal Rzeszów od strony sportowej prezentuje się u progu sezonu 2015 bardzo przyzwoicie. W klubie zapomniano niestety co to PR i właściwa współpraca z mediami.

Damian Gapiński
Damian Gapiński
"Niedzielny mecz PGE Stal Rzeszów - Fogo Unia Leszno wywołał wiele, często bardzo skrajnych emocji. Obserwując sytuację w świecie żużla można rzec, że one wciąż nie opadły. Po decyzji sędziego o powtórzeniu biegu zawrzało. Dziennikarze prześcigali się w wyłapywaniu ostrych słów kierowanych pod adresem arbitra. W wielu przypadkach portale internetowe cytowały rzekome wypowiedzi prezesa Andrzeja Łabudzkiego, jednak jako klub oficjalnie informujemy, że osoby przez nas uprawnione nie udzielały autoryzowanych wywiadów na temat niedzielnego meczu. Warto też mieć na uwadze, że meczowi, a zwłaszcza jego wynikowi towarzyszyły ogromne emocje, które mogły przyczynić się do błędnej oceny sytuacji lub nieprawidłowego zrozumienia słów prezesa klubu. Ponadto wszystkie decyzje sędziego były zgodne z obowiązującymi przepisami i klub ich nie kwestionuje" - tak brzmi treść oświadczenia, które otrzymaliśmy drogą mailową z rzeszowskiego klubu. Wobec takiego przekazu medialnego ze strony PGE Stali Rzeszów nie mogliśmy przejść obojętnie i śpieszymy kibicom z wyjaśnieniami i odpowiednim nagraniem, które dowodzi, że beniaminek PGE Ekstraligi ma wyraźne problemy nie tylko z komunikacją zewnętrzną, ale również określeniem właściwej hierarchii w klubie.

Aby właściwie poznać problemy PGE Stali Rzeszów trzeba sięgnąć do końcówki okresu transferowego i czasu, kiedy klub prowadził negocjacje z Grzegorzem Walaskiem. Walasek ostatecznie wybrał ofertę Falubazu Zielona Góra. Trener PGE Stali - Janusz Ślączka winą za całą sytuację obarczył jednak… dziennikarza naszego serwisu Radosława Gerlacha, który w jednym ze swoich tekstów poinformował, że rzeszowianie są bliscy porozumienia z Peterem Kildemandem. To w ocenie trenera beniaminka PGE Ekstraligi miało zaważyć na niepowodzeniu negocjacji... z Walaskiem. Dodać należy również, że pretensje Janusza Ślączki były z kilku powodów dziwne i nieuzasadnione. Po pierwsze, informację o tym, że Peter Kildemand może trafić do Rzeszowa podaliśmy już wcześniej. Już 1 grudnia w swoim tekście pisał o tym Jarosław Galewski. Po drugie trener Stali wykazał się naiwnością wierząc, że nikt poza nim nie jest wtajemniczony w rozmowy z Kildemandem. Nagranie potwierdzające oskarżenia trenera Ślączki:

Rzeszowski klub na tyle obraził się na nasz serwis, że w czasie gdy wysyłane były wnioski akredytacyjne, próbowano wpływać na to, którzy konkretnie redaktorzy z ramienia SportoweFakty.pl będą mogli być akredytowani na mecze Stali. To praktyki znane w państwach o ustroju komunistycznym, za którym jak widać w rzeszowskim klubie mocno tęsknią. Z czasem sprawę udało się załagodzić i wskazani przez nasz serwis dziennikarze mogli pojawić się w parku maszyn podczas niedzielnego meczu z Fogo Unią Leszno.

Z kolejnym zgrzytem mamy do czynienia obecnie. Prezes Andrzej Łabudzki za pośrednictwem naszego serwisu tak ocenił pracę sędziego Artura Kuśmierza w meczu z Fogo Unią Leszno: - Bieg został powtórzony zgodnie z przepisami, ale w co najmniej skandalicznych okolicznościach. Pan sędzia miał prawo do tego, bo w każdej chwili może powtórzyć wyścig. Jednak bieg już się skończył i nikt do tego nic nie miał. Nie wiem, w którym miejscu pan sędzia zobaczył, że taśma poszła nierówno. Miał do tego prawo i było to zgodne z przepisami. Mimo wszystko, dla mnie to skandaliczna decyzja. To nie służy żużlowi ani sportowi - powiedział Andrzej Łabudzki. Aby udowodnić, że rozmowa miała miejsce zamieszczam poniższe nagranie:

Po pojawieniu się tego tekstu prezes Łabudzki próbował wpłynąć na dziennikarza naszego serwisu, aby tekst został usunięty, bo jak twierdził: "nie wyrażałem zgody na publikację tych słów". O tym, że przepisy prawa nie są w PGE Stali przestrzegane mieliśmy okazję przekonać się na etapie procesu akredytacyjnego. Właśnie dlatego w rozmowie telefonicznej z prezesem Łabudzkim próbowałem wyjaśnić, jakie przysługiwały mu prawa, z których nie skorzystał (możliwość autoryzacji). W oświadczeniu prezes pisze, że wypowiedź nie była autoryzowana. Nie mogła być jednak autoryzowana, bo o taką autoryzację prezes nie poprosił. O tym jednak, że cytowane w naszym tekście słowa padły, mogą się Państwo przekonać po przesłuchaniu nagrania.

W oświadczeniu PGE Stali uderza także ten fragment: "W wielu przypadkach portale internetowe cytowały rzekome wypowiedzi prezesa Andrzeja Łabudzkiego, jednak jako klub oficjalnie informujemy, że osoby przez nas uprawnione nie udzielały autoryzowanych wywiadów na temat niedzielnego meczu". Nie chce nam się wierzyć w to, że prezes Łabudzki jest jedynie marionetką, a władzę w klubie sprawuje z tylnego siedzenia ktoś inny. Nie wierzymy również, aby prezes Łabudzki nie był osobą uprawnioną do udzielania wypowiedzi mediom. Jeżeli jednak w hierarchii klubowej jest ktoś ponad prezesem Łabudzkim, to warto na przyszłość to wyraźnie określić tak, aby media nie rozmawiały z przypadkowymi - jak się okazuje - osobami.

Na marginesie jest również sprawa wypożyczenia Łukasza Sówki do Wybrzeża Gdańsk. Zawodnik potwierdził naszemu redaktorowi, że przejdzie do drugoligowca. Zapomniał jednak, że dogadanie się z gdańskim klubem nie oznacza faktu wypożyczenia. To będzie miało miejsce w momencie, gdy oba kluby dojdą do porozumienia. Jednak jak widać komunikacyjne problemy prezesa klubu przenoszą się również na trenera i zawodników.

Jak się jednak okazuje, Stal ma także problemy z komunikacją wewnętrzną. Można się o tym dowiedzieć z wymiany zdań za pośrednictwem jednego z portali społecznościowych. Pisze o tym żużlowiec tego klubu Peter Ljung.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×