"W ogniu pytań". Adrian Miedziński: Kilka razy myślałem nad zmianą

- Miałem szczęście w nieszczęściu. Gdyby sprawy nieco bardziej się skomplikowały, mógłbym zapomnieć o powrocie na tor - mówi Adrian Miedziński, który po kontuzji i rehabilitacji wznowił treningi.

Oliwer Kubus
Oliwer Kubus

Wychowanek klubu z Torunia jako trzeci z kolei wziął udział w cyklu i odpowiedział na pytania czytelników. Informujemy jednocześnie, że mimo kilkakrotnie składanych obietnic swoich odpowiedzi nadal nie przesłał przewodniczący GKSŻ Piotr Szymański

Daria Jezierska: W tamtym sezonie zaczęliśmy od przegranej w Gdańsku, co było wielką niespodzianką. W tym roku tylko zremisowaliśmy na własnym torze z Wrocławiem. Dlaczego toruńska drużyna od początku sezonu nie zachwyca? Czy może nad Toruniem ciąży jakieś fatum? Adrian Miedziński: Nie sądzę, by to było fatum. Już tak po prostu jest, że gdy pojawiają się nieszczęścia, to najczęściej idą one całą serią. Karta w końcu się odwróci. Poza tym wiele drużyn w podobnym składzie i przy równie dużych problemach chciałoby osiągać takie wyniki jak my. Przy całym pechu, jaki nas spotkał, remis ze Spartą nie był najgorszym rezultatem. Sezon jest długi i za wcześnie, by stawiać odważne tezy.
Walczę z całych sił, by wrócić na zdrowia, a i tak to, co zrobiliśmy, to mistrzostwa świata. W poprzedni czwartek wyjechałem na tor, dokładnie po miesiącu i jednym dniu od operacji. Tak szybki powrót wydawał się nierealny, bo zwykle przynajmniej cztery tygodnie trzeba nosić gips. Podziękowania dla lekarzy i rehabilitantów, którzy wykonali wspaniałą pracę.

Michał Szymczak: Czy przed sezonem miałeś oferty z innych klubów? Jeśli tak, to z jakich?

- Teraz nie czas na rozmowy o kontrakcie. Koncentruję się na jeździe, a sezon ogórkowy już za nami.

Maciej Idziński: Adrian, od początku kariery jeździsz w jednym klubie. Czy kiedykolwiek byłeś blisko podpisania umowy z innym klubem?

- Byłem. Kilkakrotnie myślałem nad zmianą, choć w tej chwili trudno mi sobie przypomnieć, o które sezony chodziło.

Damian Ziołański: Czy kiedykolwiek w swojej karierze miałeś ofertę z Leszna?

- Nie przypominam sobie. Do żadnych konkretnych rozmów nie doszło.

Marcin Waszczuk: Czy istnieją jakiekolwiek okoliczności, w których byłbyś w stanie zmienić barwy klubowe?
Damian Ziołański: Czy w przypadku znacznej obniżki formy i braku chęci współpracy z Toruniem zdecydowałbyś się na jazdę w lidze niższej?

- Po pierwsze, cieszę się z tego, że mogę jeździć w rodzinnym mieście i reprezentować silną drużynę. Po drugie, nie jestem w stanie obiecać, że nigdy nie zmienię klubu. Gdybym tak powiedział, mogłoby to być później mi wytykane. A różne rzeczy mają wpływ na nasze decyzje.

Niki Bella: Na kim pan się wzorował, podążając drogą na szczyt kariery?

- Na początku XXI wieku w Toruniu jeździli wielce zawodnicy, tacy jak Tony Rickardsson i Jason Crump. Dla większości to właśnie Szwed, jako że był wtedy najlepszy, stanowił wzór. Dla mnie również.

Marcin Waszczuk: Jesteś wychowankiem toruńskiego klubu, tworzysz jego historię od samego początku swojej kariery, jesteś wieloletnim reprezentantem Grodu Kopernika, lojalnym i oddanym żużlowcem. W związku z tym, czy według ciebie krótkoterminowe kontrakty zawodników z klubami powodują obniżenie lojalności klubowej? Czy może należałoby coś zmienić w kontraktowaniu zawodników?

- Myślę, że nie. Mamy wolny rynek i jestem za tym, żeby każdy robił to, co uważa za słuszne. Profesjonalny sport tak dziś wygląda i uważam, że nie ma sensu tworzyć nowych praw czy sztucznych ograniczeń.

Bryan: Zaczynałeś razem z Karolem Ząbikiem. To o nim mówiło się jako o większym talencie, ale po skończeniu wieku juniora praktycznie skończyła się jego kariera. Myślisz, że może się jeszcze podnieść, czy powinien odpuścić sobie jazdę na żużlu? Nie myślałeś o tym, żeby wyciągnąć do niego pomocną dłoń i zaprosić go do startu w swoim turnieju jubileuszowym? Jakie macie relacje?

- Pierwsza część pytania nie do mnie. Wiadomo, że Karol odniósł dwie kontuzje, i to chyba najpoważniejsze, jakie w żużlu mogą się przydarzyć. Mam z nim normalne relacje. Natomiast turniej był tak organizowany, by obsada była jak najsilniejsza i wystąpili w nim świetni zawodnicy. I to się w moim mniemaniu udało. Tym, którzy przyszli, zawody powinny przypaść do gustu. Szkoda tylko niskiej frekwencji.

Kacper Wasiak: Chciałbym nawiązać do tego nieszczęsnego finału ligi w 2013 roku, bo na dobrą sprawę nigdy nie widziałem twojego komentarza. Zmienił się właściciel, więc powiedz, jak ty uważasz. Czy twoim zdaniem wtedy w Zielonej Górze, choćby z samego szacunku do kibiców Falubazu, do kibiców z Torunia, powinniście pojechać ten mecz, mimo iż w takim składzie, jaki miał być, byliście teoretycznie skazani na pewną porażkę?

- To zamknięty temat. My, zawodnicy, jesteśmy którymś z kolei, jeśli chodzi o decyzyjność, więc nic nie byliśmy w stanie zdziałać. Zresztą nie czas, by odgrzebywać stare rzeczy. Skupmy się na teraźniejszości.

Jakub Olszewski: Adrian, why so serious? A tak na poważnie - wielu kibiców uważa cię za osobę bardzo stonowaną i zamkniętą w sobie, czasami nawet niekoleżeńską. Choć osobiście uważam, że twój jubileusz w Toruniu pokazał, że potrafisz się dobrze bawić. Chciałbym wiedzieć, jakie są najczęściej uprawiane przez ciebie rekreacje pozatorowe. Czy poza torem spędzasz czas z kolegami po fachu?

- Może ostatnio bardziej otworzyłem się na kibiców i media, natomiast każdy zawodnik jest inny i ma swój sposób koncentracji. Jeden lubi się śmiać, drugi woli usiąść w kącie. Ważne, by metoda była skuteczna. A poza torem lubię grać z kolegami w piłkę czy uprawiać sporty wodne. Z żużlowcami widzę się zwykle podczas zawodów, a gdy wracam do domu, spędzam czas z kimś innym.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×