Część klubów przed sezonem zagrała w pokera - rozmowa z Wojciechem Stępniewskim

Wojciech Stępniewski obawia się, że niektóre kluby przed sezonem 2015 podpisały kontrakty przekraczające ich możliwości. Zapowiada jednak większą kontrolę ze strony Ekstraligi.

Damian Gapiński
Damian Gapiński

Damian Gapiński: Przed nami sezon 2015. Jaki on według pana będzie?

Wojciech Stępniewski: Rozpatruję go w dwóch aspektach. Pierwszy to sportowy. Mimo wielu teorii na temat ligi dwóch prędkości uważam, że będzie to sezon wyrównany, a zespoły skazywane na porażki doskonale sobie w nim poradzą. To pokazują chociażby pierwsze mecze sparingowe. Nie ma w tym momencie drużyn, które można spisać na straty. Moim zdaniem zapowiada to ciekawe rozgrywki. Drugi aspekt to finanse. W tym przypadku musimy sięgnąć pamięcią do listopada zeszłego roku. Jeżeli ktoś kontraktował zawodników w oparciu o realny budżet, którym dysponuje, to może spać spokojnie. Jest jednak grupa prezesów, która moim zdaniem zagrała w pokera i może to rodzić jakieś kłopoty. Ja liczę na to, że nie będziemy świadkami problemów licencyjnych klubów, jakie miały miejsce w tym sezonie.

Poza aspektem sportowym i finansowym jest jeszcze ten, który interesuje kibiców, czyli telewizyjny. Wszyscy żałują, że nie doszła do skutku pierwsza kolejka ligowa głównie dlatego, że planowano transmisje ze wszystkich spotkań. Czy docelowo chcecie, aby pokazywano wszystkie mecze danej kolejki?

- To jest marzenie nasze i marzenie telewizji. Taka możliwość istniałaby, gdyby wszystkie mecze były rozłożone na cały weekend. W przypadku jednego dnia powstaje problem konstrukcji kalendarza. Proszę pamiętać, że na każdy mecz trzeba założyć trzy godziny. Dodatkowo trzeba wziąć pod uwagę, że zawodnicy jeżdżą w zawodach rangi mistrzostw Europy i Świata. Do tego dochodzą ligi zagraniczne. Ułożenie kalendarza tak, żeby nie było kolizji jest praktycznie niemożliwe.

Starty w innych ligach to także problem dla klubów, bo co z tego, że zawodnik jest ubezpieczony, jak w przypadku kontuzji osłabia potencjał zespołu. Czy zatem podpisuje się pan pod propozycją, aby ograniczyć liczbę startów zawodników w innych ligach?

- Popieram ten pomysł. Myślę, że modelowo powinno to funkcjonować w ten sposób, że zawodnik ma możliwość startu w lidze polskiej plus swojej narodowej. Decydując się na starty w lidze polskiej musiałby sobie zdawać sprawę, że priorytetem są dla niego starty w Polsce. Do tego tak jak wspomniałem eliminacje czempionatów, które nie mogą być rozgrywane w środku tygodnia, bo nikt na takie zawody nie przyjdzie. Organizatorzy liczą na frekwencję. Stąd musiałyby one być organizowane w weekendy, a w ten sposób powracamy do problemu konstrukcji kalendarza. Organizowanie spotkań ligowych w środku tygodnia sprowadziłoby niektóre ligi do miana kadłubowej.

Ale większość lig właśnie ze względu na rozrywki w Polsce rozgrywa już mecze w środku tygodnia. Wyjątkiem jest liga angielska. W ten sposób o każdej lidze poza polskimi można powiedzieć, że jest kadłubowa?

- Myślę, że tutaj w grę wchodzą pewne uwarunkowania historyczne. Anglicy nie mogą się pogodzić z faktem, że stracili miano najbardziej atrakcyjnej ligi żużlowej świata. To kompleks, który przez długi czas mieliśmy również w Polsce. W tej chwili jest odwrotnie.

Powiedział pan, że część klubów przed sezonem zagrała w pokera. Co zrobić, żeby w lidze było jak najmniej pokerzystów, a więcej osób grających w otwarte karty?

- Ja uważam, że zdrowy rozsądek jest najlepszym rozwiązaniem naszych problemów. Powtarzam to jak mantrę. Poza tym widać pewne zmiany na stanowiskach osób zarządzających polskimi klubami. Jest mniej bogatych prezesów, którzy wykładają własne pieniądze, a coraz więcej osób, które muszą gospodarować tym, co udało im się zebrać w ramach budżetu. Odpowiedzialność w klubach jest przez to coraz większa. Proszę również pamiętać, że liga będzie zmierzała do zwiększania kontroli nad finansami klubów. Chcemy, aby jeździły w niej kluby wypłacalne. Przy czym chcę podkreślić, że zadłużenie klubów, czy nawet wzięcie kredytu nie jest czymś złym. Jeżeli klub bierze kredyt i go spłaca, to ja nie widzę problemu. Problem powstaje wtedy, kiedy kredyty są brane i nie są spłacane. Kredyt obrachunkowy na bieżące wydatki to jednak nic złego.

Prezesi, którzy wykładali własne pieniądze w większości odchodzili, bo narzekali na organizację PGE Ekstraligi. Czy to jest wasza porażka?

- Posłużmy się konkretnymi przykładami. Po pierwsze Marta Półtorak – narzekała na regulamin i niekorzystne dla jej klubu wyroki Trybunału. Ja uważam, że w żadnym przypadku rzeszowski klub nie został już skrzywdzony. Dodatkowo pamiętajmy, że to pani Marta nawoływała do tego, aby nie jechać w Lesznie.

Ale z drugiej strony jest Roman Karkosik.

- W tym przypadku ciężko jest mi się wypowiadać. Nie wiem, w czym mielibyśmy upatrywać swojej winy, że nie daliśmy panu Romanowi postawić na swoim?

Nie. W tym, że żaden inny klub nie dostałby tak wysokiej kary finansowej jak Unibax. Zrobiono to tylko dlatego, że właścicielem był jeden z najbogatszych Polaków. Jako drugi przykład podał sytuację, w której BETARD Sparta Wrocław otrzymała dużo niższe kary.

- Obie sytuacje nie są porównywalne. Sparta nie mogła wystąpić w meczu, bo z różnych powodów nie osiągnęła dolnego KSMu. W przypadku Unibaksu zespół mógł wystartować, ale nie zrobił tego, bo właściciel na to nie pozwolił.

Do tego dochodzi także Józef Dworakowski, który wspólnie z wymienionymi wcześniej prezesami odchodził twierdząc, że nie chce uczestniczyć w organizacji, w której nie ma nic do powiedzenia. Czy nie warto było z tymi osobami usiąść i porozmawiać?

- Ci sami prezesi dwa lata wcześniej przyszli i prosili, żeby PZM wziął to w swoje ręce.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×