Stefan Smołka: Najważniejszy mecz - rok 1954

Mroczny rok 1954 nie był pomyślny dla całego polskiego sportu żużlowego. W mistrzostwach świata delikwentów z sowieckiej strefy wpływów jeszcze nie chciano.

Stefan Smołka
Stefan Smołka
Natomiast towarzyskich potyczek Polaków z wielkim światem w okresie sztucznej smuty po śmierci Stalina (1953) praktycznie nie było wcale. Elvis Presley pierwszy swój singel (wydany w lipcu tegoż 1954 roku) zatytułował That's All Right, ale tak było w Stanach... Schodząc do siermiężnej rzeczywistości wymiaru lokalnego - wydarzeń historycznie najistotniejszych dla żużlowego Rybnika - nie było OK. Był to sezon zdecydowanie mniej ciekawy od poprzednich. Co prawda już od początków XX stulecia nie brakowało w tym miejscu na Ziemi chętnych do uprawiania motocyklowego szaleństwa, a także do oglądania popisów odważnych jeźdźców (co trwa szczęśliwie do dziś), była ponadto wyjątkowa w skali kraju baza - stadion budowany z myślą o czarnym sporcie. Brakowało tylko jednego, dobrego pomysłu jak te niewątpliwe aktywa zagospodarować i przemienić w sportowy sukces większego kalibru.
Sposób w końcu znaleziono (intensywne szkolenie), ale musiało upłynąć trochę rdzawej wody w rzece Rudzie, a brudnej w Nacynie, nim dostrzeżono tych działań dorodne owoce. Na czele klubu żużlowego stanął wówczas Tadeusz Trawiński (dokładnie od 6 września), Wielkopolanin, który w Rybniku zamieszkał, tam sprowadził swego brata Wacława, także służącego ofiarnie lokalnej społeczności, temu miastu oddał swoje talenty zawodowe i organizatorskie, tam znalazł swój dom (mieszkanie w centrum), a po śmierci (1999 rok) honorowe miejsce na rybnickim cmentarzu.Trawiński był jednym z dyrektorów Rybnickiego Zjednoczenia Przemysłu Węglowego, więc gdy klub dotąd bliższy Rybnickiej Fabryce Maszyn, przeszedł ostatecznie pod pion górniczy, to rzutki menedżer z leszczyńskimi genami żużlowymi okazał się właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Co ciekawe przy tym, początki jako prezes Trawiński miał koszmarnie trudne. Być może to wzbudziło u tego wybitnego działacza o silnej osobowości determinację nieporównywalną z niczym u nikogo i zahartowało go na lata.
Dwaj działacze wielkiego formatu - Tadeusz Trawiński i Władysław Pietrzak Dwaj działacze wielkiego formatu - Tadeusz Trawiński i Władysław Pietrzak
Rybniccy żużlowcy, wsławieni już sukcesami indywidualnymi i medalowymi pozycjami w lidze lat 1950-1951, owego roku 1954 dołowali niemiłosiernie. Nie przyznano im tym razem żadnego ważnego turnieju indywidualnego, nawet w ramach eliminacji IMP. Może i dobrze się stało, bo jedyny rodzynek z Rybnika, Józef Wieczorek, w końcowej klasyfikacji MP zajął dopiero czternaste, ostatnie punktowane, miejsce w Polsce (mistrzem na rok 1954 został Mieczysław Połukard). Ówczesnego nieformalnego kapitana drużyny tłumaczy poniekąd fakt, że wziął udział w trzech spośród pięciu turniejów eliminacyjnych, a tylko w jednym dojechał do końca, w dwóch natomiast upadał ciężko, po czym musiał długo pauzować, osłabiając tym samym klubowy team. Kryzys przeżywał Paweł Dziura, ale ten weteran polskich torów nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Alfred Spyra, o pokolenie młodszy od Dziury, miał już apogeum kariery za sobą, bo do Rybnika z Bydgoszczy wrócił niedoleczony po kontuzji z jesieni poprzedniego roku i długo musiał dochodzić do siebie, czasem jednak demonstrując próbki wielkich możliwości, jakie drzemały w jego niepospolitym talencie. Na lidera wyrósł Marian Philipp, wywodzący się z branżowej, motocyklowo-sportowej rodziny. Marian był zawziętym górnikiem, sztajgrem, kimś ważnym w środowisku, sztygarem na kopalni. Był zawsze poważny, wobec młodszych kolegów bywał surowy w ocenach. Miewał świetne występy, co skutkowało później powołaniem do reprezentacji. Skład górniczej drużyny uzupełniali Stanisław Siemek, Zygmunt Kuchta, Jan Błąkała i Michalski. Zrezygnował ostatecznie z żużla Jan Paluch, rybnicki lider roku 1953, ale motocykla nie rzucił, startował w crossach, wyścigach i rajdach szosowych, odnosząc na tym polu spore sukcesy. Nie było z kolegami z Rybnika Joachima Maja, a przy nich stawiał pierwsze żużlowe kroki. Drugi rok z rzędu odsługiwał "wojsko" we wrocławskiej siedzibie centralnej wojskowej sekcji żużlowej. Był tam coraz lepszy.
Joachim Maj na motocyklu w barwach CWKS Wrocław Joachim Maj na motocyklu w barwach CWKS Wrocław
Rybniczanin Joachim Maj po raz pierwszy zaszokował żużlowy świat podczas międzynarodowych zawodów z okazji jubileuszu półwiecza światowej federacji motocyklowej (FICM powołano w Paryżu w 1904 roku) w Warszawie. W wigilię Świąt Wielkanocnych na stadionie SKRA Joachim Maj w pokonanym polu pozostawił m.in. Petera Cravena i Olle Nygrena, a z Polaków Floriana Kapałę. Do dziś pan Joachim wspomina wiwatujące na jego cześć kilkadziesiąt tysięcy widzów w stolicy. Wtedy jednak wysoka forma Maja służyła innej pani - armii LWP.

Drużyna Rybnika w dziesięciozespołowej I lidze zajęła siódme miejsce (Unia Leszno została mistrzem po raz szósty z rzędu), wyprzedzając Ogniwo Łódź z takimi sławami jak: Włodzimierz Szwendrowski, Eugeniusz Wróżyński, Jan Krakowiak, Włodzimierz Sumiński czy wreszcie Paweł Mirowski - o całe sześć punktów, co wydawało się bezpieczną przewagą. Ale gdzie tam? Władze sportowe, ze stalinowskiego nadania, postanowiły zmienić reguły praktycznie w czasie gry. Górniczy klub został po sezonie zdegradowany, bo od 1955 roku I liga liczyć miała tylko 6 drużyn. Można sobie próbować wyobrazić minę nowego sternika rybnickiego żużla Tadeusza Trawińskiego na tę hiobową wieść. Takie wstrząsy bywają twórcze. W Rybniku za sprawą ekipy nowego prezesa nastąpiła totalna mobilizacja sił i środków. O tym innym razem.

Dodać trzeba, iż niewiele brakowało rybniczanom do utrzymania się w pierwszej szóstce zespołów I ligi, pomimo rozlicznych kłopotów. Wystarczyło wygrać tylko jeden bardzo ważny dla końcowego układu tabeli mecz, a żaden cyniczny zabieg nie odebrałby górnikom statusu pierwszoligowca.

Chodzi o dramatyczne starcie Górnika Rybnik z zespołem CWKS z Wrocławia, gdzie występował m.in. młody Chimek Maj. Mecz rozegrano 22 sierpnia na stadionie przy ul. Gliwickiej, a znamienny wynik 26:27 zasmucił śląskich fanów z Rybnika. Alfred Spyra przypomniał sobie najlepsze dni, wygrał wszystkie trzy biegi, bijąc bardzo dobrze dysponowanych Mariana Kaisera i Rajmunda Świtałę. Przyzwoicie na swoim torze pojechał Marian Philipp, zdobywając siedem punktów na dziewięć możliwych. Józef Wieczorek, tracąc siły, zgarnął sześć punktów. Reszta zawiodła, Paweł Dziura i Stanisław Siemek mieli na koncie tylko po dwa punkty, zaś bojowy Zygmunt Kuchta upadł i potem nie zdobył już żadnego punktu. Z wrocławian najlepsi to Marian Kaiser i Rajmund Świtała (po 8 punktów). Szeregowiec Joachim Maj, z sześcioma punktami na koncie, trzykrotnie ustępował tylko liderom rybnickim, Spyrze, Philippowi i Wieczorkowi. Tak oto Maj dzień po swoich 22 urodzinach pogrążył kolegów z podwórka. Jako sportowiec z krwi i kości nie mógł postąpić inaczej. Rybniccy żużlowcy prowadzili przez całe spotkanie, ale niestety wciąż odczuwający skutki swoich niedawnych upadków Józef Wieczorek w ostatnim wyścigu uległ parze bojowych braci Świtałów. Wojskowi wywieźli z Rybnika zwycięstwo, co dało im szóste miejsce w końcowej tabeli ligowej, kosztem Rybnika. Nikt jeszcze wtedy nie wiedział, że gra toczyła się o být, nebo nebýt… w żużlowej ekstraklasie. Oznaczało to chwilową degradację Górnoślązaków, ale zarazem - od następnego sezonu - triumfalny marsz Górnika Rybnik na sam szczyt, do pierwszych tytułów DMP lat 1956, 1957 i 1958.

Wesołych Świąt Zmartwychwstania

Stefan Smołka

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×