Grzegorz Drozd: Długi Per

Przerwał długoletnią hegemonie Duńczyków. Po szesnastu długich latach posuchy w szwedzkim żużlu zdobył upragnione mistrzostwo dla Trzech Koron.

Grzegorz Drozd
Grzegorz Drozd
Gdy był na topie i przewodził w statystykach w trzech najmocniejszych ligach świata nieszczęśliwy wypadek podczas derbów Pomorza przerwał jego karierę. Per Jonsson - kilka dni temu obchodził swoje 49. urodziny, a teraz był gościem honorowym na Best Pairs w Toruniu.
Skazany na żużel

Per przyszedł na świat w marcu 1966 roku. Mama Anne-Britt pochodziła z rodziny, gdzie z powodzeniem ścigano się na motocrossie z tytułami mistrzostw Szwecji włącznie. Ojciec Christer zafascynowany był żużlem, a idolem Jonssona seniora był Fritz Lofqwist. Po latach pomagał i przygotowywał sprzęt dla Dennisa Lofqwista.

Per już od dziecięcych lat wykazywał zainteresowanie motocyklami. - Byłem niejako skazany i nie miałem wyjścia - śmieje się. Pierwszy swój motocykl dostał, gdy miał zaledwie 5 lat. Rok później ojciec zawiózł go na obiekt Bysarny Visby, bowiem właśnie na wyspie Gotland (wschodni brzeg Szwecji) mieszkał z rodzicami.

Sześcioletni Per wykonał swoje próbne jazdy na żużlowym torze. Jednak pierwsze sukcesy przyszły w innej odmianie dyscypliny motorowej, a mianowicie motocrossie, który również jest bardzo popularny u naszych północnych sąsiadów. - Ojciec obrał taktykę, że zanim na poważnie zabiorę się za żużel, motocross będzie dla mnie świetnym przygotowaniem i obyciem z jazdą na motocyklu, a także poznaniem smaku rywalizacji - mówi Per. Utalentowany młodzik poczynał sobie nad wyraz dobrze i zajął wysokie szóste miejsce w mistrzostwach kraju. - Czułem, że nie ma co czekać i przesiadłem się na żużlówkę - wspomina Per. Dobre kontakty ojca w środowisku żużlowym jeszcze raz dały o sobie znać i osobistym opiekunem Pera został Trojbron Harryson, czołowy szwedzki żużlowiec przełomie lat 60-tych i 70-tych. - Pod jego okiem nabyłem podstawowe umiejętności jeździeckie, które już w dalszej fazie kariery sam szlifowałem. Byłem otoczony odpowiednimi ludźmi, którzy wpoili i jak zawodnik powinien podchodzić do wykonywanego przez siebie zawodu jeśli chce osiągać sukcesy - tłumaczy.

Na głębsze wody

Karierę w dorosłym żużlu rozpoczynał w 1982 roku w barwach Getingarny Sztokholm - w najbardziej utytułowanym szwedzkim klubie, w którym startowały największe rodzime gwiazdy jak Anders Michanek, Richard Hellsen czy Tommy Nilsson. W pierwszym sezonie startów wykręcił niewiarygodną średnią meczową 8.47! i przyczynił się do wywalczenia złotego medalu w lidze. Młodym utalentowanym nastolatkiem szybko zainteresowała się liga brytyjska, która od lat słynie z wyławiania talentów na całym świecie. Trafił pod skrzydła Jana Anderssona w Reading. Pojętny uczeń zaaklimatyzował i przystosował się do nowych warunków bardzo szybko. W sumie na torach brytyjskich spędził dziewięć sezonów. Plastron Reading zakładał do 1994 roku z dwoma przerwami - 1989 i 1991. Pierwszy poważny wyspiarski sukces Pera, to było mistrzostwo par ligi w 1986 roku w Oxford. Z kolegami z Reading dwukrotnie okazał się najlepszy w British League, a także wywalczył Puchar Ligi. 22 lata temu w Swindon wygrał ceniony przez każdego jeźdźca Indywidualne Mistrzostwa Ligi Brytyjskiej. - Per był profesjonalistą od początku startów w naszej lidze. Szanował rywali i kibiców. Wiedział po co przyjechał. Miał jeden cel - być najlepszym. W momencie przerwania kariery on ciągle był na etapie rozwoju - mówi znany brytyjski promotor Peter Oakes.

Odsal magiczny wieczór

- Per Jonsson - odpowiedział z rozbrajającym uśmiechem na pytanie angielskiego reportera na kilka chwil przed rozpoczęciem finału w Bradford. Wieczór 1 września 1990 roku był szczególny dla Jonssona. Po rocznym rozbracie ze speedwayem - postanowił poważnie zając się ojcostwem i zrezygnował z występów w lidze brytyjskiej, a także z udziału w indywidualnych mistrzostwach świata. Po małym oddechu od speedwaya podszedł do sezonu z nowymi nadziejami. Odstawił czeską Jawę i przesiadł się na włoskiego GM-a. Eliminacje przeszedł jak burza. Za każdym razem plasował się w czołowej trójce. Przyszedł długo wyczekiwany - jak każdego roku - dzień dla całego światka żużlowego: kibice, dziennikarze, działacze i przede wszystkim zawodnicy. Wszyscy skupieni na jednym turnieju, który miał wyłonić mistrza świata. - Jednodniowe finały, to było coś magicznego. Oprócz dobrego przygotowania, aby wygrać potrzebowałeś szczęścia. Decydowały ułamki sekund. Jeden błąd mógł zniweczyć całe twoje plany - mówi Per.
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×