Brak zawodnika z Grand Prix będzie naszym atutem - rozmowa z Pawłem Baranem, nowym trenerem Unii Tarnów
Przed Pawłem Baranem trudne zadanie zastąpienia na stanowisku menedżera Unii Tarnów Marka Cieślaka. Tym bardziej, że wychowanek Jaskółek będzie w tym roku dopiero debiutował w roli pierwszego trenera.
Kamil Hynek: Od tego sezonu objąłeś funkcję trenera-menedżera w tarnowskim zespole. Jak do tego doszło oraz czy decyzja o przejęciu zespołu po Marku Cieślaku była łatwa?
Paweł Baran: Zacznijmy od tego, że ostatecznie o odejściu Marka Cieślaka dowiedziałem się kiedy postanowiono rozwiązać umowę za porozumieniem stron. Doszło do tego bodajże na początku listopada. Do tego czasu żyłem nadzieją, że trener zostanie jednak w Tarnowie. Stało się inaczej i zwrócono się do mnie, czy podejmę się wyzwania prowadzenia zespołu. Dla mnie osobiście był to trudny temat. Dużo nad nim myślałem. Starałem się brać wszystkie za i przeciw. Wyszło, że znalazłem więcej plusów, poszedłem do prezesa i zakomunikowałem, że spróbuję.- Wiem, że będzie ciężko. Ale ja na to patrzę w inny sposób. Trener Cieślak ma większe doświadczenie w żużlu niż ja mam lat. On nie musiał nic udowadniać, każdy wiedział jaki to fachowiec. Jestem w jego miejsce i postaram się dobrze wykorzystać daną mi szansę.
Rozmawiałeś już z nim po swojej nominacji. Dał ci jakieś wskazówki na "dzień dobry"?
- Z Markiem Cieślakiem jestem w kontakcie i rozmawiamy na różne tematy, nie tylko związane z tarnowskim klubem. Znamy się trzy lata więc trudno, żeby zaniechać tej znajomości.
Wiadomo również, że twoją prawą ręką został Mirosław Cierniak. Macie jakiś podział ról, którego w sezonie będziecie się trzymać?
- Ja jestem trenerem, Mirek będzie moim asystentem. Dużo będzie mi pomagał w treningach z młodzieżowcami oraz w zajęciach ze szkółką. Oprócz tego będziemy wspólnie prowadzić drużynę w czasie meczu. Mirek wie co ma robić i ja też. Jak będzie potrzebował mojej pomocy, na pewno z niej skorzysta. To działa również w drugą stronę. Kiedy będę chciał coś od Mirka, to ja z kolei mogę na niego liczyć. Nie ma więc sztywnego przyporządkowania, a raczej wzajemne poszanowanie i ścisła współpraca.
Dosyć późno zostałeś anonsowany jako nowy trener Jaskółek. Sezon transferowy trwał wtedy już w najlepsze. Miałeś więc jakiś wpływ na tworzenie drużyny, kontraktowanie zawodników, czy dostałeś "gotowca"?
- Na początku prezes budował skład sam. Gdy już stało się jasne, że wraz z Mirkiem będziemy tworzyć sztab szkoleniowy, działaliśmy w trójkę. To co udało się zrobić, jaki jest efekt finalny to nasza wspólna, ciężka praca. Kluczową rolę odgrywały rzecz jasna finanse. Podpisać umowę z każdym zawodnikiem nie jest problemem. Kłopot zrobiłby się później kiedy doszłoby do wypłat za punkty. Dlatego to na co było nas w danym momencie stać, zmontowaliśmy.
Z poprzedniego zestawienia ubyło aż czterech zawodników, czyli praktycznie połowa składu została wymieniona. Nie ma już w Tarnowie Grega Hancocka, Artioma Łaguty, Kacpra Gomólskiego i Krzysztofa Buczkowskiego. Czy jest jakiś konkretny jeździec, którego ci szczególnie szkoda?
- Nie do końca. Trener Cieślak go zobaczył, wiedział jaki drzemie w nim potencjał i jak go wykorzystać. Dał Artiomowi szansę a ten ją wykorzystał. Według mojego odczucia Łaguta złapał już ten wiatr w żagle, jest na tyle ukształtowanym zawodnikiem, że da sobie radę.
A niejako wzięty w jego miejsce Leon Madsen nie jest bardziej uniwersalny, elastyczny niż Łaguta. Chodzi przede wszystkim o preferencje odnośnie przygotowania nawierzchni do spotkań, czy to u siebie, czy tego co zastaniecie na wyjeździe?
- Oczywiście Artiom jest typem jeźdźca preferującym twardsze tory niż przyczepne, ale teraz, przed sezonem możemy dywagować, kto będzie lepszy. Tak naprawdę obaj jeździli w barwach Unii i sprawdzili się. Jeden i drugi był skuteczny. Tor zweryfikuje wszystko, a teraz możemy tylko powiedzieć, że cieszymy się z pozyskania godnego następcy za Artioma.
W Unii Tarnów będzie też rodak Madsena Kenneth Bjerre. A skąd pomysł na akurat tego straniero. Po tym jak został "odstrzelony" przez Leszno, szybko znalazł się w Mościcach choć łączono go raczej z innymi klubami?
- Sprowadzając Kennetha Bjerre do Tarnowa na pewno patrzyliśmy na to, że nie startuje on w tym roku w Grand Prix. A wiemy, że zawodnik, który jeździ na każdy turniej jest mocno obciążony. Kluczowe jest to, że w takim wypadku przed ważnymi zawodami na swoim obiekcie nie ma możliwości spokojnego i solidnego potrenowania. Przykład Martina sprzed dwóch lat był już wałkowany, ale w tym wypadku nieodzowny. Na Kennetha nie patrzymy też przez pryzmat tego, że ma być liderem ekipy i ma nam wozić komplety oraz przeważać szalę zwycięstw w piętnastych biegach. Pewnie, jeżeli tego będzie dokonywał to super. Przeważnie Kenneth nie był wiodącą postacią, ale w parze robił swoją robotę. I pod tym kątem liczymy na niego w tym sezonie