Rzeczywistość bez Marka Cieślaka. W Tarnowie budowali zespół na innych zasadach

- Ten okres transferowy był z wielu powodów inny - zauważa prezes Unii Tarnów Łukasz Sady. Między innymi dlatego, że w klubie nie było już Marka Cieślaka, który przeniósł się do Ostrowa Wlkp.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski
- Liga w sezonie 2015 może być całkiem ciekawa. Nie chcę jednak dzielić skóry na niedźwiedziu i odnosić się do spekulacji, czy będzie w niej widoczny wyraźny podział na dwie czwórki. Rozdawanie kart przed sezonem nie ma sensu, choć rzeczywiście cztery ekipy wydają się teoretycznie mocniejsze od pozostałych. Żużel to jednak bardzo nieprzewidywalna dyscyplina. Pokazał to ubiegły rok. Unia Tarnów wygrała w cuglach rundę zasadniczą, a później przeszkodziły nam kontuzje. Wszystko się zawaliło. W związku z tym rozdawanie medali na tym etapie nie jest szczęśliwym pomysłem - powiedział w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Łukasz Sady.
Cel tarnowskiego klubu na sezon 2015 jest jasny. Zarząd uważa, że zespół, który udało się skompletować tej zimy, jest w stanie wywalczyć awans do fazy play-off. Łukasz Sady zauważa jednak, że tym razem jego drużyna była budowana na trochę innych zasadach. - Ten okres transferowy był z wielu powodów inny - podkreślił prezes Unii. - Rok temu dużo do powiedzenia miał trener Marek Cieślak. To on układał ten skład tak, aby sportowo był na jak najwyższym poziomie. To było najważniejsze. Po jego sugestiach budowano drużynę, nie patrzono szczególnie na stronę finansową. Teraz prowadziłem rozmowy negocjacyjne zupełnie inaczej. Prowadziłem je sam, a w późniejszym czasie moimi doradcami byli Mirosław Cierniak i Paweł Baran - wyjaśnił Sady. Priorytetem było zbudowanie zespołu za mniejsze pieniądze niż rok czy dwa lata temu.

Prezes Unii zauważa również, że tej zimy negocjacje z żużlowcami były nieco inne niż w poprzednich latach. Zawodnicy, z różnych powodów, musieli zabiegać bardziej o pracę. - W spółce pracuję już dziewięć lat i mam pewne porównanie. Tej zimy wybór zawodników był większy. Negocjacje przebiegały nieco inaczej i nie było potrzeby, żeby się licytować. Była liczna grupa żużlowców, która sama pukała do drzwi klubów w poszukiwaniu pracy. To było korzystne dla prezesów i mogli to umiejętnie wykorzystać - zakończył Łukasz Sady.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×