Żużel w Opolu nie musi zginąć

Bez pieniędzy z miasta Kolejarz nie będzie w stanie wystartować w lidze. Czy to oznacza śmierć żużla w Opolu? Niekoniecznie. Do rozgrywek może zostać zgłoszony inny klub.

Oliwer Kubus
Oliwer Kubus
Czwartkowa decyzja ratusza o braku dotacji dla Kolejarza była niespodzianką, jeśli nie sensacją. Dotychczas miasto wspierało żużel kwotą 250-300 tysięcy złotych rocznie i choć nowy wiceprezydent Janusz Kowalski zapowiadał, że Kolejarz nie będzie już jednym z trzech głównych beneficjentów, jego słowa traktowano przede wszystkim jako ostrzeżenie dla zarządu i prezesa Jerzego Drozda. Przed ogłoszeniem podziału spekulowano o dwóch możliwościach: zachowaniu statusu quo, a więc przeznaczeniu Kolejarzowi sumy porównywalnej do tej z lat ubiegłych, co byłoby czymś w rodzaju ostatniej szansy dla ekipy Jerzego Drozda; lub obniżeniu dotacji. Drugie rozwiązanie skutkowałyby problemami dla klubu, lecz nie przekreślałoby ostatecznie jego szans na występy w lidze.
Tych półśrodków jednak nie zastosowano. Zdecydowano się na trzecią, najmniej spodziewaną i zarazem najbardziej radykalną opcję - miasto zakręciło Kolejarzowi kurek. Pierwsze reakcje? Konsternacja, a także pytania o przyczyny i przyszłość opolskiego speedwaya. Klub, którego 40 procent budżetu stanowiły pieniądze miejskie, zostaje odłączony od respiratora. Znaleźć 300 tysięcy złotych z sektora prywatnego? W Kolejarzu rzecz prawie niemożliwa - wsparcie sponsorów co roku zamiast wzrastać, malało. Dwuosobowemu zarządowi ewidentnie brakowało zapału i pomysłu na przekonywanie firm do sponsoringu. Po nieudanych, dość karkołomnych próbach (polegających głównie na wysyłaniu nieprofesjonalnie przygotowanych listów) rozpowszechniano teorię, że w Opolu przedsiębiorstwa nie chcą pomagać klubom sportowym. A jednak działacze Odry, Gwardii czy Orlika darczyńców pozyskać potrafili. Tymczasem na murawie stadionu przy Wschodniej widniała zwykle jedna reklama - województwa opolskiego, która na inaugurującym sezon turnieju została skutecznie zasłonięta... taczką.
Symboliczny obraz - jedyna reklama na murawie stadionu była zasłonięta taczką Symboliczny obraz - jedyna reklama na murawie stadionu była zasłonięta taczką
Właśnie brak sponsorów wymieniano jako jedną z przyczyn obcięcia dotacji. Prezydenci od dawna przekonywali, że w konstruowaniu budżetu obok miasta powinny partycypować także inne podmioty. Drugi powód to szkolenie młodzieży. Ono w Kolejarzu praktycznie nie istniało. Co jakiś czas adepci zdawali licencje, jednak jak zaczęli, tak szybko kończyli przygody z czarnym sportem. Wystarczy wspomnieć o Marcinie Koju, Pawle Koyu, Piotrze Czerwińskim czy Pawle Chudym. Wyjątek stanowił Damian Dróżdż, ale on po dwóch latach startów, nie widząc perspektyw w Kolejarzu, przeniósł się do ekstraligowej Sparty. Trzon opolskiego zespołu tworzyła więc armia zaciężna - żużlowcy z innych miast lub obcokrajowcy, którzy na mecze i treningi dojeżdżali, nie identyfikując się z Opolem ani nie wydając tam pieniędzy. Inaczej jest w przypadku Odry, Gwardii i Orlika. Większość zawodników tych drużyn mieszka w Opolu. Gra i trenuje regularnie, z dużą częstotliwością, podczas gdy spotkania ligowe przy Wschodniej odbywały się przeciętnie raz na miesiąc i były słabo opakowanym produktem. To także miało znaczenie przy podziale dotacji.

Jednak najistotniejszymi kryteriami były struktura organizacyjna klubów oraz szanse na rozwój. Kolejarzem od dwunastu lat kierował Jerzy Drozd. W drugim roku swojej pracy wprowadził opolan do I ligi i był to ostatni sukces za jego kadencji. Od 2006 roku Kolejarz jeździł w najniższej, trzeciej klasie rozgrywkowej, a sezon 2014 zakończył jako czerwona latarnia ze wstydliwym dorobkiem dwóch punktów. Wynik sportowy mógłby zejść na dalszy plan, gdyby klub funkcjonował nowocześnie, rozwijał się i udzielał na płaszczyźnie marketingowej. Pogrążał się jednak w długach, co wynikało z nierozsądnego zarządzania, oferowania wygórowanych stawek żużlowcom oraz małych przychodów. Tonący okręt opuszczali zniechęceni do współpracy z prezesem ludzie. Kapitan Drozd został sam i własnymi środkami wyciągał klub z opresji, do których jednak wcześniej się przyczyniał. Sytuacja powtarzała się od kilku lat. Kolejarz kończył rok na minusie. By przystąpić do następnych rozgrywek, spłacał zaległości pierwszą transzą dotacji z miasta (na co radni przymykali oczy). W konsekwencji brakowało finansów na bieżące wydatki i opłacenie zawodników. Wtedy z pomocą przychodził Jerzy Drozd i dzięki jego pieniądzom klub mógł dokończyć sezon. Wielkim nadużyciem jest stwierdzenie, sugerowane przez wielu internetowych dyskutantów, że prezes Drozd czerpał z działalności w Kolejarzu korzyści finansowe. Ale na jego całościową ocenę przyjdzie jeszcze pora.

Za Kolejarzem przemawiały dwa, dość istotne argumenty: frekwencja oraz 55-letnia tradycja. Miejscy decydenci stanęli przed wyborem: albo tolerować prowizorkę i dotować żużlowy klub na poziomie z ostatnich lat, co prawdopodobnie oznaczałoby kolejny rok wegetacji, albo ryzykowną rewolucją doprowadzić do kapitulacji obecnego zarządu, licząc, że w sytuacji kryzysowej znajdą się ludzie gotowi ratować żużel. Postawiono na drugi wariant. Na dziś żużla w Opolu nie ma, bo zgłoszony do rozgrywek Kolejarz bez pieniędzy z miasta upadnie, co zapowiedział już zresztą Jerzy Drozd.

Czy wierzysz, że w 2015 roku w Opolu będzie istnieć drużyna ligowa?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×