Musimy odbić się od dna - rozmowa z Grzegorzem Dzikowskim, trenerem Wybrzeża
Grzegorz Dzikowski po latach pracy poza Gdańskiem, wrócił do swojego miasta. Celem zarządu oraz szkoleniowca jest odbudowa klubu i wykorzystanie potencjału drzemiącego w gdańskim środowisku.
Michał Gałęzewski: Gdański klub nie ma obecnie najlepszej opinii zarówno w środowisku żużlowym, jak i wśród kibiców. Czy według pana to się może zmienić w najbliższym czasie?
Grzegorz Dzikowski: Przede wszystkim zacznę od tego, że dziewięć lat nie było mnie w Gdańsku i miałem niewielki kontakt z klubem. Sytuacja, w jakiej znajduje się żużel w moim mieście nie jest zbyt wesoła. Teraz trzeba się już tylko odbić od dna i próbować reanimować potencjał, jaki drzemie w Gdańsku. Ważne jest też odzyskanie wiarygodności wśród kibiców, działaczy i sponsorów. Ten klub powinien istnieć i działać, mając taką bazę w postaci stadionu i warunków. To kwestia 2-3 lat. W tym czasie powinniśmy sobie dać radę z największymi problemami.- Nie dziwię im się, że podchodzą z dużą rezerwą i troszeczkę się obawiają. Ze swojej pozycji nie widzę jednak tego problemu. Zawodnicy mnie znają. Z wieloma z nich miałem kontakt w innych klubach i wiedzą jaki jestem. Zawsze staram się dotrzymywać obietnic. Nie mam problemów w rozmowach z zawodnikami i wiem, że proponujemy im realne stawki, które możemy wypłacić.
W poprzednich latach w Gdańsku na papierze były bardzo duże pieniądze. W 2013 roku i tak wypłacono więcej, niż przewidywał to regulamin finansowy, jednak nie starczyło to na wypełnienie kontraktów żużlowców. Jak teraz mają wyglądać te kwestie?- Jednym z powodów mojej decyzji powrotu do Gdańska jest to, że nad wszystkim będzie czuwał Tadeusz Zdunek, którego znam od lat. To w jego kompetencjach będą należały sprawy finansowe i wokół nich będę budował skład. Mam pewność, że jeżeli Tadeusz powie że będziemy to mieli, dotrzyma słowa. Chcemy odzyskać wiarygodność zawodników i na tym opieramy nasze rozmowy z nimi. Realnie oceniamy sytuację zarówno finansową, jak i sportową.
Nie ma pan obaw, że po raz kolejny w Gdańsku zawodnicy nie otrzymają stu procent tego, co im się należy?
- Nie chcę wracać do poprzednich lat. Teraz staramy się realnie oceniać sytuację. Nie będziemy się usprawiedliwiać tym, że kiedyś ktoś coś robił źle. Jestem przekonany, że żaden kontrakt w 2015 roku nie będzie przepłacony. Jeżeli w klubie nie byłoby Tadeusza Zdunka, nie byłoby w nim też mojej osoby.- Nie jest żadną tajemnicą, że negocjowaliśmy z Renatem Gafurowem i Magnusem Zetterstroemem. Renat był w Gdańsku i przy okazji rozmawialiśmy na temat jego planów startowych i przyszłego sezonu. Doszliśmy do porozumienia. Osobą, która sama zgłosiła chęć startów w Gdańsku jest Zetterstroem, który przez cztery sezony jeździł w Wybrzeżu. Na tych doświadczonych zawodnikach chcemy opierać skład.
W 2014 roku wprowadził pan zespół z Ostrowa Wielkopolskiego do Nice PLŻ. Czy po tych doświadczeniach uważa pan, że zespół który chcecie skompletować poradzi sobie na tamtejszych torach?
- W tej chwili to odległy temat. Mamy problemy z licencją i zaległościami za poprzednie sezony. Teraz to jest dla nas najważniejsze. Nie będę na razie rzucał nazwiskami w kwestii składu. Prowadzę rozmowy, mam pewną wizję, ale na razie zostawmy to na później.
Tadeusz Zdunek jeszcze niedawno mówił, że priorytetem w pierwszym sezonie nie będzie awans. Jak pan to widzi?
- Naszym głównym celem jest odbudowa wiarygodności, sprawy organizacyjne i szkolenie młodzieży. Nie znaczy to, że nie myślimy realnie o walce o awans. Patrzymy na cele sportowe i do każdego meczu będziemy podchodzić z chęcią zwycięstwa. Oprócz stabilizacji w klubie, wynik też jest ważny. Nie chcemy być chłopcami do bicia, ale i walczyć o najwyższe cele w tej lidze.
W minionym sezonie pomagał pan podczas treningów Piotrowi Szymce. Jak ocenia pan potencjał miejscowych zawodników?
- Mamy czterech licencjonowanych zawodników - Wittstock, Beśko, Bieliński i Kossakowski. Będą dwa miejsca w składzie i chłopacy będą mieli okazję pokazać się z jak najlepszej strony. W meczu pojedzie dwójka najlepszych.