Stalowym piórem (4): Matej, który uratował Stal. Nigdy go nie zapomnę

- Poznałem wielu żużlowców, ale jednego z nich nie zapomnę do końca życia. Gdyby nie Matej Ferjan, w Gorzowie nie byłoby dziś złota - wspomina w swoim felietonie Władysław Komarnicki.

Jarosław Galewski
Jarosław Galewski

Matej, który uratował Stal. Nigdy go nie zapomnę

Zbliża się szczególny czas, który jest doskonałym momentem na refleksje. Udany rok nam się kończy, Stal po wielu latach ma złoto. Jestem szczęśliwym człowiekiem, ale ostatnio, naszła mnie też pewna refleksja. Droga do złota gorzowskiego klubu rozpoczęła się wiele lat temu i był jeden człowiek, bez którego nie byłoby dziś tego sukcesu. Niestety, nie ma go wśród nas, ale ja go nie zapomnę nigdy.

Byliśmy w pierwszej lidze pięć lat. Mieliśmy naprawdę bardzo mocną konkurencję w walce o awans do żużlowej elity. Wybijającym się klubem był KM Ostrów. Z góry było wiadomo, że awansujemy albo my, albo oni. Udało się nam, bo był z nami Matej Ferjan. Gdybyśmy wtedy przegrali, to bym odszedł. Byłem bardzo zmęczony. Jeśli wtedy spełniłby się czarny scenariusz, Gorzów nie byłby dziś mistrzem Polski, tylko prezentowałby poziom drugoligowy.

Matej Ferjan był wtedy wspaniałym zawodnikiem i zrobił rewelacyjną robotę. Okazał się człowiekiem bardzo transparentnym i mądrym. Współpracowałem z wieloma zawodnikami i każdemu starałem się uświadomić, ile wysiłku kosztowało mnie zorganizowanie pieniędzy. Matej wiedział, jak się koszmarnie męczyłem, ile jeździłem po całym kraju, żeby znaleźć środki.

Gdyby wtedy ta próba przekupstwa się powiodła, a w grę wchodziło kilkadziesiąt tysięcy euro, to runęłoby wszystko, co budowałem przez pięć lat. To trafiłoby na śmietnik historii. Przecież on mógł się przewrócić dwa razy, zanotować defekt, wziąć grubą kasę i powiedzieć do widzenia. Wolał nas jednak poinformować. Dzięki temu wszystko odbyło się po sportowemu. Weszliśmy do żużlowej elity.

Do dziś jestem dłużnikiem Mateja. Wiedziałem od razu, że mam wobec niego dług, którego nigdy nie spłacę. Uratował moją pięcioletnią pracę i Stal Gorzów. Cieszę się, że teraz mam możliwość to wszystko o nim napisać. To nazwisko już zawsze będzie w moim sercu. Potrafię spojrzeć na to, co się wydarzyło z dużym dystansem. Doskonale wiem, gdzie byłaby dziś Stal bez takiej postawy Ferjana. Klub pałętałby się w drugoligowej otchłani. Po pięciu latach prób było już powoli zmęczenie materiału. Mogliśmy przegrać, a później żyć w nieświadomości, dlaczego tak się stało.

Matej jeździł później w Ekstralidze. Może i to była dla niego zbyt wysoka poprzeczka, ale po tym sezonie ja byłem gotów podpisać z nim kontrakt na kolanie. On na to sobie zasłużył. Trzeba mieć mocny charakter, żeby oprzeć się takiej sumie, którą on mógł skasować.

Ferjan nie był wybitnym zawodnikiem, ale uważałem go za znakomitego rzemieślnika. Wybijał się na poziomie pierwszoligowym. Cieszę się, że dla mnie jeździł.

Kiedy dowiedziałem się, że Matej od nas odszedł byłem na urlopie poza granicami kraju. Byłem niesamowicie poruszony. Żałowałem, że nie będę na pogrzebie. Byłem wtedy z nim myślami, teraz one znowu wróciły.

Wszyscy, którzy kochają Stal Gorzów, powinni sobie teraz o nim przypomnieć. Mamy 1 listopada. Nie trzeba wielkich gestów, ale apeluję, żeby każdy kibic złotej drużyny, przypomniał sobie imię i nazwisko Matej Ferjan i powiedział po cichu dziękuję. Ja to robię teraz. Jesteśmy mistrzami Polski po 31 latach. Matej, dziękuję Ci i nigdy Cię nie zapomnę! Zrobiłeś coś wspaniałego.

Władysław Komarnicki 

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×