Robert Noga - Moje Boje: Cele sportowe przegrywają przez nokaut
Jak to się wszystko w żużlu zmienia. Przez całe dziesięciolecia wiele drużyn i ich fanów marzyło aby awansować do elitarnej I ligi. W niektórych ośrodkach przypominało to czekanie na gwiazdkę z nieba.
Być może było w tym trochę słabości innych zespołów, w każdym bądź razie fakt awansu łodzian do finału rozgrywek należy uznać za na pewno niespodziewany i zapewne przed sezonem niewielu było takich, którzy taki rozwój sytuacji przewidzieli. W finale na faworyzowany Rzeszów armat już zabrakło, ale tak czy owak drugie miejsce w myśl regulaminu dawało armadzie pod dowództwem rewelacyjnie jeżdżącego Jasona Doyle'a szansę na uzyskanie awansu w meczach barażowych. Szanse tym większe, że rywal łodzian, który zajął przedostatnie miejsce w ekstralidze - częstochowski Włókniarz przez cały sezon trwał w finansowym kryzysie, często nie korzystając z najlepszych zawodników i jeżdżąc na mecze w młodzieżowym zestawieniu. Bo tak taniej.
A kilka dni temu, jak wiemy wygaszono mu licencję nadzorowaną. Drużyna Lecha Kędziory mogła więc właściwie otwierać szampany na część tego, że udało się dokonać rzeczy niemal niemożliwej. Ale z tej okazji nie skorzystano, Orzeł ustami pana Skrzydlewskiego już wcześniej zadeklarował , że w ewentualnych barażach nie pojedzie, tym samym bez rywalizacji ustępując pola i godząc się z utratą sportowej szansy. Nie wiem co na to łódzcy kibice, dla których był to sezon nadziei i radości. Ale ja prywatnie Skrzydlewskiego rozumiem. Zbudował budżet, na jaki było go stać, zresztą jak powiedział w jednym z wywiadów i tak przekroczony. Wie czym dysponuje, jakie warunki panują na łódzkim stadionie, który przypomina po prostu relikt minionej epoki. Wie po prostu, że ekstraliga na tym etapie to progi zdecydowanie zbyt wysokie. A że jest wziętym biznesmenem, więc liczyć potrafi. I wyszło mu czarno na białym, że trzeba powiedzieć pas, a nie porywać się z motyką na słońce.
To jest wszystko zrozumiałe... Ale wnioski z tego casusu są z pewnością niepokojąco smutne. Oto cele sportowe, a więc te które przez dziesięciolecia istnienia żużla były najważniejsze teraz schodzą na plan dalszy. Ekstraliga nie jest już rajem, na który się czeka z utęsknieniem, perspektywa walki o cel najwyższy - drużynowe mistrzostwo kraju przegrywa przez nokaut z realiami. Myślenie racjonalne zaczyna górować nad efektownymi szarżami, które mogą się potem źle skończyć Oby tylko w przyszłości nie okazało się, że chętnych do ekstraligi brakuje.
Robert Noga