Spojrzenie z Zachodu (26): Zatarta magia Falubazu
To miał być felieton o szansach czterech najlepszych drużyn ekstraligowych rywalizujących w meczach o złoty i brązowy medal. Tekst będzie jednak o największym przegranym rozgrywek ekstraligowych.
Sytuacja staje się więc groteskowa. Dowhan w wywiadach sugeruje, że nic nie ma wspólnego z tym, co mówi Hampel, ale jednocześnie chętnie - niczym dobry, choć sędziwy wuj - gani swoich podopiecznych. Niby poza organizacją, ale jednocześnie wciąż w jej środku. Taki medialny rozkrok prezesa-senatora. Nie chcę roztrząsać tego, czy Hampel miał rację, mówiąc o tym, że z klubu nie otrzymał żadnej pomocy. Nie wiemy wciąż, od kogo rzeczywiście dowiedział się o odsunięciu od składu w pierwszym meczu o brązowy medal. Tu są sprzeczne relacje i zwyczajnie nie trzymają się kupy. Gorsze jest to, że Falubaz wysłał sygnał, iż nie ma już lukru i słodyczy, a w klubie nie jest jasne, kto za co odpowiada. To jest dziś największą porażką Falubazu - brak klarownych reguł i podziału kompetencji. Kilka pytań aż się ciśnie na usta: Jaką rolę pełni bowiem Marek Jankowski? Czy to prezes z prawdziwego zdarzenia, czy malowany prezes, który dopiero zaczyna się rozpychać łokciami? A może to wciąż przyjaciel senatora, który przecież wprowadził go w struktury klubowe? Czy Jankowskiego stać na niezależność i samodzielność? Między innymi od tego uzależniona jest przyszłość Falubazu w kontekście zarządzania organizacją. A pytań jest więcej...
Falubaz w ostatnich latach jawił się jako kraina szczęśliwości i dobrobytu, narażając się często na drwiny lub skrywany podziw. Pełny stadion, moda na Falubaz, produkt kojarzony z najwyższym poziomem - jak podkreślali często odpowiadający za klub - nie tylko w kraju, ale także za granicą. Z tego lukru pozostał jedynie gorzki smak. Do tego dochodzą ci, którzy - podobno - zawsze byli na dobre i na złe z drużyną. Fani Falubazu odwrócili się od swojej drużyny w Gorzowie po półfinałowej klęsce ze Stalą. Bez względu na to, w jaki sposób można ocenić takie zachowanie, jedno jest pewne: kiedyś byłoby to nie do pomyślenia! Dziś słyszę głosy tych, którzy sugerują, że wobec mizerii żużlowców kibice mieli prawo wyjść. Jasne, że mieli. Tylko czy powinni? Z klubem żużlowym jest trochę jak z domem. Po to budujemy stabilne i mocne fundamenty, by w razie ostrych burz budynek był trwale osadzony. Wystarczyło jednak kilka silnych podmuchów wiatru, by grunt się osunął, ściany mocno popękały i potrzebny jest prawdziwy lifting. Okazuje się więc, że fundamenty nie były trwałe.Moda na Falubaz i całe szaleństwo w ostatnich latach uzależnione były więc od wyniku sportowego. Gdy jednak pojawiają się ciemne chmury, wtedy należy pokazać klasę i problemy rozwiązywać we własnym gronie. W Zielonej Górze już dziś wiadomo, że taka perspektywa jest nierealna. Wystarczyły więc dwa miesiące i fundament zielonogórskiego cudownie działającego Falubazu legł w gruzach. To jest dziś największa porażka Falubazu - nie perspektywa zajęcia czwartego miejsca w tabeli i brak medalu. Markę świetnie działającej organizacji opartej na zrozumieniu i wzajemnym zaufaniu trudniej będzie odbudować, niż zdobyć kolejny medal mistrzostw Polski.
Maciej Noskowicz
Polskie Radio Zachód / Program Pierwszy Polskiego Radia