Mariusz Puszakowski: Od rana miałem oczy jak żarówki

Orzeł Łódź po niedzielnej wygranej z GKM Grudziądz jest bliżej awansu do finału rozgrywek Nice PLŻ. Mariusz Puszakowski nie ukrywał, że denerwował się przed tym pojedynkiem.

Mateusz Kędzierski
Mateusz Kędzierski
Ostatecznie to miejscowi mogli cieszyć się z końcowego triumfu 48:42. Niedzielne spotkanie było znacznie bardziej wyrównane, aniżeli to z pierwszej fazy sezonu. Jak ocenił je Mariusz Puszakowski - zdobywca 7 punktów i 3 bonusów. - Było wiadomo, że nie dojdzie do powtórki z rundy zasadniczej. Do drużyny z Grudziądza doszedł Rafał Okoniewski, a to jest zawodnik ekstraligowy. Nie odpuszczaliśmy i jechaliśmy do samego końca. Broniłem tych trzecich miejsc jak oka w głowie, bo zawsze chciałem lepiej i spadałem na ostatnią pozycję. Teraz tak się umówiliśmy, że jadę po te „jedynki” z bonusem, bo lepsze jest 3:3, niż 4:2 w plecy. Mój wynik może nie jest do końca zadowalający, ale trzeba się cieszyć, że zdrowo odjechaliśmy zawody - powiedział w rozmowie z naszym portalem "Puzon".- Przed nami mecz w Grudziądzu i to nasi przeciwnicy będą pod większą presją. My pojedziemy tam wyluzowani. Osobiście miałem podejść do meczu w Łodzi na luzie, a od 6:00 miałem oczy jak żarówki. Życie - nie chce się zawieść kibiców, prezesa i całego klubu, który mi zaufał. Myślę, że powinniśmy się cieszyć tym wynikiem - dodał doświadczony zawodnik.
W rundzie zasadniczej Orzeł Łódź nieznacznie przegrał w Grudziądzu 44:46. Liderem przyjezdnych był wówczas Jakub Jamróg, który wywalczył 13 "oczek". 7 punktów i bonus to dorobek Mariusza Puszakowskiego. - Jechałem wtedy jako prowadzący parę. Teraz będę startował jako ten drugi. Trener musi optymalnie poustawiać pary. Myślę, że nie powinien nic zmieniać. Ja tamten tor znam bardzo dobrze, aczkolwiek nie mogę zagwarantować jakiegoś wyniku. Wszystko jest możliwe i na pewno nie poddamy się bez walki. Uważam, że sześć punktów jak na play-offy, to jest dobra zaliczka - kontynuował.

Sympatyczny żużlowiec podziękował nie tylko łódzkim kibicom za doping, ale również sympatykom GKM-u Grudziądz, którzy przywitali go w niedzielę bardzo gorąco. Dodajmy, że w grudziądzkim klubie Mariusz Puszakowski spędził cztery sezony (2003-2004 i 2007-2008). - Kibice z Grudziądza po raz kolejny zachowali się bardzo kulturalnie. Skandowali moje imię i nazwisko. To jest coś przemiłego, gęsia skórka przechodzi po człowieku i łza się zakręca w oku. Cieszę się, że jestem odbierany w tym sporcie pozytywnie - zakończył.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×