Mariusz Puszakowski: Od rana miałem oczy jak żarówki
Orzeł Łódź po niedzielnej wygranej z GKM Grudziądz jest bliżej awansu do finału rozgrywek Nice PLŻ. Mariusz Puszakowski nie ukrywał, że denerwował się przed tym pojedynkiem.
Mateusz Kędzierski
Ostatecznie to miejscowi mogli cieszyć się z końcowego triumfu 48:42. Niedzielne spotkanie było znacznie bardziej wyrównane, aniżeli to z pierwszej fazy sezonu. Jak ocenił je Mariusz Puszakowski - zdobywca 7 punktów i 3 bonusów. - Było wiadomo, że nie dojdzie do powtórki z rundy zasadniczej. Do drużyny z Grudziądza doszedł Rafał Okoniewski, a to jest zawodnik ekstraligowy. Nie odpuszczaliśmy i jechaliśmy do samego końca. Broniłem tych trzecich miejsc jak oka w głowie, bo zawsze chciałem lepiej i spadałem na ostatnią pozycję. Teraz tak się umówiliśmy, że jadę po te „jedynki” z bonusem, bo lepsze jest 3:3, niż 4:2 w plecy. Mój wynik może nie jest do końca zadowalający, ale trzeba się cieszyć, że zdrowo odjechaliśmy zawody - powiedział w rozmowie z naszym portalem "Puzon".- Przed nami mecz w Grudziądzu i to nasi przeciwnicy będą pod większą presją. My pojedziemy tam wyluzowani. Osobiście miałem podejść do meczu w Łodzi na luzie, a od 6:00 miałem oczy jak żarówki. Życie - nie chce się zawieść kibiców, prezesa i całego klubu, który mi zaufał. Myślę, że powinniśmy się cieszyć tym wynikiem - dodał doświadczony zawodnik.
Sympatyczny żużlowiec podziękował nie tylko łódzkim kibicom za doping, ale również sympatykom GKM-u Grudziądz, którzy przywitali go w niedzielę bardzo gorąco. Dodajmy, że w grudziądzkim klubie Mariusz Puszakowski spędził cztery sezony (2003-2004 i 2007-2008). - Kibice z Grudziądza po raz kolejny zachowali się bardzo kulturalnie. Skandowali moje imię i nazwisko. To jest coś przemiłego, gęsia skórka przechodzi po człowieku i łza się zakręca w oku. Cieszę się, że jestem odbierany w tym sporcie pozytywnie - zakończył.