Dla młodzieży zrobiłbym wszystko - rozmowa z Janem Ząbikiem, trenerem Unibaksu Toruń

Jan Ząbik świetnie odnajduje się w roli wychowawcy i ciepło wypowiada się o swoich podopiecznych. - To my, trenerzy, odpowiadamy za stan ich wiedzy i umiejętności - podkreśla.

Oliwer Kubus
Oliwer Kubus

Oliwer Kubus: Całe podium Pucharu Świata 250ccm w Opolu zajęli reprezentanci Niemiec. Polacy czołowych ról nie odegrali. Jak oceni pan ich występ?

Jan Ząbik: Poziom był bardzo wysoki. Niemcy, Rosjanie oraz Finowie ścigają się na tych maszynach od 5-6 lat. Dla nas był to pierwszy występ w tej klasie. Dlatego uważam, że chłopcy nie pojechali tragicznie. Gdyby Marcin Kościelski nie wywrócił się, zdołałby wywalczyć więcej punktów. W sobotę miał ich dziesięć, w niedzielę dołożyłby kilka następnych i jego dorobek byłby zbliżony do tego, który osiągnął Igor Kopeć-Sobczyński. Marcin Turowski przygodę z żużlem dopiero zaczyna, ale widać, że poczyna sobie coraz pewniej. W planach mamy start w Niemczech, w mistrzostwach świata w klasie 125 ccm. Następnie pojedziemy na długi tor do francuskiego Morizes. Potrzebujemy jazdy i konfrontacji z najlepszymi. Nasze władze oraz osoby związane z minispeedwayem widzą w szkoleniu cel, żeby Rosjanie czy Niemcy za daleko nam nie odjechali.
Na razie są o krok przed nami, co może niepokoić.

- Martwi, że przespaliśmy pewien okres. Co jednak ważne - są perspektywy, że szkolenie będzie funkcjonowało i chłopcy od najmłodszych lat będą mieli otwartą drogę, by konfrontować się ze swoimi rówieśnikami z zagranicy.

W wieku 15-16 lat warto ścigać się na motocyklach o niższych pojemnościach czy lepiej przesiadać się na "pięćsetki"?

- W dorosłym żużlu chłopcy jeszcze nie łapaliby się do składów, a tu mają okazję zdobywać mistrzowskie laury w swoich kategoriach. Rozmawiałem z przewodniczącym Piotrem Szymańskim, żeby adepci jeżdżący na mniejszych maszynach, mogli także ubiegać się o licencję "Ż". Ci, którzy nie przebiliby się w klasycznym żużlu, mieliby możliwość rywalizacji na 250-tkach. Nie traciliby kontaktu z motocyklem, a przejście na większe motory odbywałoby się płynnie.

Pana podopieczni w tym roku przystąpią do licencji?
­
- Prawdopodobnie tak. Skończyli już wymagane 15 lat, więc nic nie stoi na przeszkodzie. Choć wiele zależy od ich woli. Jeśli zechcą jeszcze jeden sezon spędzić w miniżużlu, nie będziemy oponować.

Kościelski, Turowski i Kopeć-Sobczyński to pańscy niejedyni uczniowie. Ilu adeptów ćwiczy pod pana okiem w szkółce?

- Oj, dużo. Zwłaszcza że prezesi Unibaksu utworzyli w wakacje akademię. Zakupili motocykle do miniżużla i gros dzieciaków, którzy nie posiadają własnych motocykli ani finansów, ma okazję się wykazać. Razem z dziewczynami zgłosiło się czterdziestu zapaleńców. Najmłodsi mają po osiem lat. Ścigają się na 50-tkach i 125-tkach. Zobaczymy, ilu z nich wytrwa.

Przesiew jest nieunikniony.

- Na pewno. To grono trzeba podzielić na grupy i do końca wakacji przekonamy się, przynajmniej wstępnie, kto się do żużla nadaje.

Można żałować, że Toruń jest jednym z niewielu ośrodków, gdzie stawia się na młodzież.

- Miniżużel powoli się rozwija. Jeździmy w lidze, a w Gdańsku czy Częstochowie jest kilku dobrze rokujących dzieciaków. Trudno powiedzieć, co z nich wyrośnie. Jeśli zwiększy się kontakt między klubami oraz krajowymi federacjami, to pozytywne efekty będą zauważalne.

Jak pan wspomniał, zaniedbaliśmy w ostatnich latach szkolenie na minitorach, choć z nich wywodzi się wielu dobrych bądź bardzo dobrych zawodników. Pierwsi, którzy przychodzą mi na myśl, to Bartosz Zmarzlik, Kacper Woryna czy Szymon Woźniak.

- W lidze zaczęliśmy startować dopiero w zeszłym roku, od razu zdobywając wicemistrzostwo indywidualnie i drużynowo. W tym sezonie możemy się pochwalić srebrem Marcina Kościelskiego w mistrzostwach Europy. Tak że idziemy do przodu. W Opolu widzieliśmy natomiast, co jeszcze musimy poprawić.

Różnica między młodymi Polakami a Niemcami, na korzyść tych drugich, tkwi przede wszystkim w sprzęcie?

- Tak. Reprezentanci Niemiec i Rosji odjeżdżali nam. Zakupiliśmy Jawy, jednak musimy je dopracować. Na to potrzebujemy chwili.

Któryś z naszych zawodników może w niedalekiej przyszłości zaistnieć w dużym żużlu?

- Plejada adeptów - oprócz trzech, którzy wystąpili w Opolu, dwóch zostało w domu - ma papiery na to, by ścigać się na wysokim poziomie. Teraz pozostaje kwestia ich zaangażowania i podejścia. Nie ukrywajmy - ten sport łatwy nie jest i wymaga sporych wyrzeczeń.
Puchar Świata w klasie 250ccm w Opolu (niedziela)Pana podopieczni są do tych wyrzeczeń zdolni?

- Uważam, że tak. Skoro tyle przetrwali, tyle żużlowi poświęcili i nie zniechęcili się, to trzeba być dobrej myśli. Trenują pod moją opieką od 4-5 lat. Następni rosną. Brat Igora, siedmioletni Borys Kopeć-Sobczyński już ładnie zasuwa, podobnie jak o dwa lata młodszy Nikodem Czmut. O to właśnie chodzi. Żeby w tak wczesnym wieku zaczynać i później, wzorem mojego syna Karola czy Adriana Miedzińskiego, walczyć o tytuły.

Im szybciej się zaczyna, tym lepiej?

- Ci chłopcy rosną razem z motocyklem. Omijają ich inne pokusy. Komputery czy telewizja - wiadoma rzecz, od tego uciec się nie da. Ale oni nawet nie mają na to czasu. Czekają na nich nie tylko treningi, ale i szkoły, bo przecież uczą się dobrze. Nie zapominają także o językach obcych i cieszy widok, jak potrafią dogadać się z kolegami z innych krajów.

Rozumiem, że czuwacie nad ich rozwojem mentalnym. Przeglądacie świadectwa, zaglądacie do dzienników...

- Oczywiście, nie ma innej opcji. Jestem radnym, a ponadto działam w komisji oświaty i sportu. Oni wiedzą, że o wszystkim wiem i utrzymuję stały kontakt z nauczycielami. Jest pełna kontrola (śmiech).

Unibax posiada najliczniejszą kadrę juniorską w Polsce. Z jednej strony jest się czym chwalić, z drugiej - ci początkujący żużlowcy w zawodach startują rzadko.

- Mamy szesnastu młodych zawodników. Chcemy im przynajmniej raz w tygodniu zapewnić ściganie, organizując zawody indywidualne czy parowe, tak by nie była to czcza jazda solo, a spod taśmy. Czy przystąpimy do rozgrywek ligowych? Wiele zależy od nowego właściciela i jego pomysłów na klub.

Materiału ludzkiego nie brakuje. Pytanie, czy ta młodzież będzie miała na tyle samozaparcia i umiejętności, by przebić się do pierwszej drużyny.

- Wielu tych nieco starszych zawodników już skończyło przygodę z żużlem. W pierwszych latach startów nie potrafili się wybić, nie rokowali, więc zostali mechanikami. I radzą sobie dobrze. Czują ten sport, znają się na rzeczy i sądzę, że nie zaprzepaścili tego, czego zdążyli się nauczyć.

Popierasz pomysł zgłoszenia Stali Toruń do rozgrywek ligowych?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×