Tomasz Depa: Wicie-rozumicie, to jak będziecie mieli, to mi zapłacicie...

No i mamy klops! A raczej pasztet. Nagle okazało się, w 25 proc. najlepsza żużlowa liga świata jest bankrutem i nie jest w stanie terminowo regulować swoich zobowiązań.

Tomasz Depa
Tomasz Depa
W ten sposób wypełnia przesłanki do ogłoszenia upadłości. Do tego kolejne 12,5 proc. tejże ligi jedzie na poręczony przez miasto kredyt. W tym miejscu wypada zastanowić się, gdzie leży przyczyna takiej sytuacji? No i jak z niej wybrnąć?
Wstyd przed Ryśkiem, czyli rozgrywki 2014

Kibicem jestem w kwiecie wieku, pamiętam czasy, kiedy było skromnie i szaro, ale za to lokalnie i ambitnie. I to nic, że wtedy znaczyliśmy niewiele na światowych salonach. Pamiętam, kiedy opadła żelazna kurtyna w Europie, a działacze Motoru Lublin skruszyli mur w głowach kontraktując Hansa Nielsena. Pamiętam "selektywne" powoływanie obcokrajowców na mecze ligowe, bo "twarda waluta" do regulowania faktur była towarem deficytowym. Ale takie to były czasy, w których łatwiej było o Adonisy, czy Nitki na bazarze, niż oryginalne obuwie w salonie firmowym. Odnoszę jednak wrażenie, że tak żenującej sytuacji w krajowym speedwayu nie było odkąd żyję.

Zaczęło się mało fartownie już w zeszłym roku, odjazdem drużyny Unibaksu z Wrocławskiej 69 w Zielonej Górze przed spotkaniem finałowym. Sytuacja bezprecedensowa. A potem było już tradycyjnie, czyli Komisja Orzekająca obradowała tygodniami i nałożyła kary na Unibax. Od sasa do lasa, bez ładu, składu i większego sensu. Po miesiącu Trybunał PZMot kary zmniejszył. Najgorsze jednak miało dopiero nadejść. Zgodnie z nowo uchwalonym regulaminem, w Ekstralidze miało jechać 8 drużyn, bo na więcej nas (podobno) nie stać, a cała reszta odstaje sportowo, finansowo i organizacyjnie. Wtedy okazało się jednak, że część drużyn z tejże 8, z powodu zadłużenia nie jest w stanie otrzymać licencji na starty w sezonie 2014. W takiej sytuacji, sternicy polskiego żużla musieli ratować twarz: wszak miało być profesjonalnie i na najwyższym poziomie, aż tu nagle(?) okazało się, że na poziomie wymarzonym i wyznaczonym przez Ekstraligę Żużlową jest w stanie funkcjonować 5,5 drużyny. I wtedy pojawił się temat licencji nadzorowanych, których zasadniczo nikt nie nadzoruje.

Dla kogo ten speedway?

Jakoś dwa lata temu uchwalono nowy regulamin, w którym szukając oszczędności i lekarstwa na zmniejszenie klubowych budżetów, ograniczono liczbę zespołów startujących w Ekstralidze do 8. Przy okazji zniesiono KSM, ale to temat na zupełnie inny felieton. Nie pomyślano jednak o wyścigu zbrojeń w sytuacji, w której najwyższą klasę rozgrywkową opuszczają 3 zespoły, co skończyło się ciężkim finansowym knock-downem Gniezna i Bydgoszczy, które to ośrodki na najbliższe lata zostały z Ekstraligi skutecznie wyleczone. Dołączy(ł) do nich chwiejący się na nogach przez cały sezon 2014 beniaminek z Gdańska, który z gracją do I ligi spadnie po zakończeniu obecnego sezonu. W rezultacie, obecnie mamy 8 drużyn w Ekstralidze, z czego w przypadku 2 istnieje realne ryzyko, że sezonu do końca nie odjadą. A jeżeli odjadą, to tylko dlatego, że składy wystawiane przez te zespoły są tańsze od kar za walkower.

Budżety drużyn ekstraligowych są obecnie nie mniejsze, kiedy było w niej 10 zespołów. Meczów w Ekstralidze jest mniej i są zdecydowanie mniej ciekawe od tych w sezonie 2013, kiedy drużyn było 10. W tym miejscu wypada zadać kilka pytań: no to gdzie te korzyści z ośmiozespołowej Ekstraligi? Dla kogo jest ta liga? Dla kogo robi się speedway? Domyślam się, że z punktu widzenia prezesów łatwiej odjechać 4 mecze, zrobić majstra i w lipcu ogłosić koniec sezonu, a nie tylko miesięczną przerwę. Rzecz jasna wszystko na najwyższym poziomie. Tylko kto będzie chciał to oglądać? Kto będzie chciał w tym jeździć? Kto i ile zapłaci za ten produkt?

Powiedzenie, że jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze nie pasuje do krajowego żużla A.D. 2014. W polskim speedwayu od dawna wiadomo, że chodzi o pieniądze, a w zasadzie o ich brak. Nie zgadzam się jednak z twierdzeniem, że na Ekstraligę stać 4-6 ośrodków. Ekstraliga powinna składać się z 10 drużyn, bo ma być ona otwarta, popularna, transparentna. Powinna sprzyjać sportowej rywalizacji i być w niej miejsce dla klubów-przedsiębiorstw z budżetami na poziomie kilkunastu milionów, które jadą o mistrzostwo, ale również dla drużyn, które jadą o środek tabeli z budżetem o połowę mniejszym. Tak jest na całym świecie - nikt w Hiszpanii nie wpadł na pomysł, żeby w Primera Division występował Real, Barcelona, Atletico i ktoś czwarty, bo reszta nie dorosła. Jest też druga strona medalu: drużyny z połowy tabeli nie podpisują kontraktów bez pokrycia, żeby za wszelką cenę pokonać np. Barcelonę.

Dam Ci bańkę za podpis i Ferrari dołożę

Przestrzeń wyznaczona przez regulamin i Ekstraligę Żużlową sp. z o.o. jest mało klarowna, a kierunek w którym zmierzają same rozgrywki pozostaje zagadką. Ale w tym miejscu wypada napisać kilka słów o prezesach klubów i samych zawodnikach, jako stronach kontraktów zawieranych przed sezonem. Pacta sunt servanda mówi łacińskie powiedzenie i jeśli przed sezonem podpisano umowę, to powinna być ona w pełni zrealizowana przez jej sygnatariuszy. Odnoszę jednak wrażenie, że wpisane w umowę kwoty przysłaniają nieco zawodnikom klarowność widzenia, a oni sami akceptują, że z części zobowiązań klub się nie wywiąże lub zrobi to po terminie. Fakt ten wydają się potwierdzać podpisywane co rusz ugody i od czasu do czasu renegocjacje kontraktów. Jestem przekonany, że tegoroczne wydarzenia sprawią, że w okresie transferowym 2014/2015 nie mniej ważna od kwoty w kontrakcie będzie wiarygodność klubu, spłaceni dotychczasowi zawodnicy i budżet zabezpieczony na sezon kolejny. Aby urealnić zarobki zawodników warto też odnieść kwoty kontraktowe, do poziomu zarobków w innych klubach, ligach i ogólnej sytuacji rynkowej. Wszak jeśli ktoś obiecuje nam niewspółmiernie wysokie wynagrodzenie za wykonywaną pracę, to nie dlatego, że nas lubi albo widzi w nas następcę Tomasza Golloba, tylko dlatego, że najprawdopodobniej nam tego wynagrodzenia, chociaż w części nie wypłaci. I przy milczącej, ale pisemnej akceptacji samych zawodników, już od lat wlecze się serial pt.: kontrakt-sezon-długi-ugoda-licencja-kontrakt...

Dobrego juniora tanio kupię

Prostym rozwiązaniem, które w przeciągu kilku lat zdecydowanie poprawiłoby sytuację finansową klubów wydaje się być szkolenie młodzieży. W tym obszarze Ekstraliga Żużlowa sp. z o.o. ma niemal nieograniczone pole do popisu. Może zachęcać, chwalić, wynagradzać i karać. Jaki to ma związek z sytuacją finansową klubów? Jeśli popatrzymy na składy drużyn, to okaże się, że najwięcej problemów finansowych mają te, które od dłuższego czasu nie wykształciły choćby przeciętnych grajków ekstraligowych. Okazuje się, że fakt dwóch-trzech wychowanków regularnie startujących w drużynie silnie skorelowany jest z wyższym miejscem w tabeli ligowej i mniejszym zadłużeniem klubów. Niestety, korzyści wynikające ze szkolenia przychodzą zazwyczaj po kilku latach jego prowadzenia, co przekracza średni czas trwania kadencji prezesa klubu, który oczekuje wyników tu i teraz, a w najgorszym przypadku jazdy o medale w kolejnym sezonie. Płaci zatem kilkaset tysięcy dwudziestojednolatkom, którzy przed przejściem w wiek seniora robią "strzał życia" i w kolejnym sezonie lądują ligę lub dwie niżej, tudzież podobnie chore pieniądze przeciętnym zawodnikom z polską licencją, zbliżającym się do sportowej emerytury. A przynajmniej podpisują kontrakty na takie kwoty, bo jak wiadomo, z płatnościami ostatnio bywa różnie.

Niewidzialną ręka rynku wprowadzę przepisy

Sytuacja dojrzała do zdecydowanych działań. W Ekstralidze mamy bankrutów, z Nice PLŻ jedynie drużyna z Rzeszowa zainteresowana jest awansem. Więc albo wprowadzimy zdecydowane działania, albo trzeba będzie przez kolejny sezon przymykać oko i udawać, że nic się nie stało i np. ukarać finansowo bankrutów, a później karę zawiesić. Pomysły od lat pojawiają się te same, problem jednak nie leży w samych pomysłach, ale w ich egzekwowaniu. Można oprzeć się na niewidzialnej ręce rynku, ale z całą stanowczością należy egzekwować wtedy wymogi licencyjne. Pęknięcie kilku balonów i rozpoczęcie sezonu od II ligi spowoduje otrzeźwienie wśród pozostałych klubów i zawodników oczekujących astronomicznych kwot na papierze. Można wprowadzić minimalny i maksymalny KSM i nie majstrować przy nim co sezon. Można wprowadzić minimalny budżet w rozgrywkach, który klub musi zabezpieczony przed sezonem. Jednak każdy z tych zapisów musi być sprawnie i konsekwentnie egzekwowany. Wtedy, w dziesięciozespołowej ekstralidze będzie miejsce dla każdej drużyny: tej jadącej o złoto, środek tabeli i walczącej o utrzymanie. Ograniczanie liczby drużyn i robienie z nich dream-teamów w imię profesjonalizacji i podwyższania poziomu rozgrywek zabija tę piękną dyscyplinę, ogranicza dostęp kibicom, zawodnikom i sponsorom, co wcale nie sprzyja budowaniu marki i produktu. No bo jakim produktem i do kogo skierowanym ma być najlepsza liga żużlowa na świecie?

Tomasz Depa

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×