Musimy ograniczyć kolosalne zarobki zawodników! - rozmowa z Wojciechem Stępniewskim, prezesem Enea Ekstraligi cz. 1

Milion złotych - tyle zdaniem prezesa Enea Ekstraligi powinny wynosić wydatki zespołu Enea Ekstraligi na jednego zawodnika przy założeniu, że jego koszty wynoszą 300 tysięcy złotych.

Damian Gapiński
Damian Gapiński

Damian Gapiński: Od wielu lat różnym klubom żużlowym nie udaje się wybrnąć z problemu terminowego wypłacania gratyfikacji finansowych zawodnikom. W kilku klubach nie ma uregulowanych wypłat za rok 2013, piętrzą się też kolejne zobowiązania. Jak przeciwdziałać temu zjawisku?

Wojciech Stępniewski: To, że występują zaległości w płatnościach bieżących, jest spowodowane różnymi czynnikami: opóźnieniami w spływaniu pieniędzy od sponsorów w różnych terminach, odmienną frekwencją na zawodach ligowych wiosną, latem i jesienią oraz – na przykład - przekazywaniem w ratach wsparcia promocyjnego ze strony samorządów terytorialnych. Jedyne co można zarzucić niektórym klubom to to, że nie są w stanie dobrze zaplanować "cash flow", czyli przepływów pieniężnych. Kluby generalnie regulują swoje zobowiązania, ale nie w terminach. I stąd wynika narażanie się na zarzuty ze strony zawodników i kibiców. Problemowi płynnościowemu trzeba będzie się w przyszłości przyjrzeć. Dodam, że mamy aktualnie tylko dwa ekstraligowe przypadki licencji nadzorowanych, o których było wiadomo przed sezonem i zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że kluby z Częstochowy i Gdańska mają zaległości finansowe z sezonu 2013. Przy tej okazji warto wspomnieć, że w przypadku Włókniarza bardzo dobra frekwencja na zawodach Enea Ekstraligi w tym sezonie z pewnością stanowi czynnik pomocy do zasilenia budżetu klubu. Włókniarz rozpoczął "nowe otwarcie", z nowymi władzami i uważam, że duże wpływy ze sprzedaży biletów na meczach stanowią dobry prognostyk dla tego klubu. Ponadto trzeba powiedzieć, że klub zawarł ugodę z Emilem Sayfutdinovem i realizuje spłaty dla Rosjanina.

Jak wygląda realizacja postanowień licencji nadzorowanej dla klubu z Gdańska?

- W Gdańsku licencja obejmuje dwa lata, po odejściu prezesa Roberta Terleckiego, stery przejął sponsor tytularny Tadeusz Zdunek, który chce wyprowadzić klub z zaległości do końca roku. Zadeklarował to przecież publicznie.

Licencję nadzorowaną ma też klub z Gniezna, spadkowicz z Enea Ekstraligi.

- W Gnieźnie zawarto ugody z zawodnikami, spłaty są realizowane w terminach, a drużyna radzi sobie bardzo dobrze w Nice PLŻ.

Dlaczego dzieje się tak, że kluby mają długi za sezon poprzedni, ale prezesi nie myślą o tym, żeby zbudować słabsze drużyny w sezonie bieżącym, a tym samym zaoszczędzić i brną w kolejne długi?

- Rozumiem, że mówimy ponownie o Włókniarzu? Otóż nie znamy dziś powodów, dla których zarząd podjął tam, z punktu widzenia opinii publicznej, nieracjonalne decyzje. Być może były jakieś umowy przedwstępne ze sponsorami, na których zarząd oparł swoją prognozę finansową na rok 2014. Finalnie wiemy, że doszło do zmiany zarządu, a nowi ludzie w Częstochowie próbują sprawy uregulować, w oparciu o realne wpływy do klubu. Zarząd klubu powinien renegocjować kontrakty z zawodnikami, lepiej płacić mniej, ale na czas, niż płacić obietnicami… Myślę też, że duży wpływ na obecną sytuację klubu miała medialna "opera mydlana" w wykonaniu ówczesnego prezesa klubu i teamu Emila Sajfutdinowa - przyniosła same straty dla obu stron: skutecznie zniechęciła sponsorów do klubu. W tym miejscu chciałbym podkreślić jak ważni dla klubu są kibice: to jest wspaniały fenomen - to co aktualnie dzieje się w Częstochowie. Stanowi to dowód na to, iż ten klub powinien przetrwać najgorsze czasy w ostatnich kilkunastu latach swojej historii.

Czy Enea Ekstraliga zamierza zaradzić problemowi, który niewątpliwie istnieje w klubach, a polega na tym, że największa część budżetów przeznaczana jest na wynagrodzenia dla zawodników?

- Mamy koncepcję rozwiązań finansowych dla klubów, ale możliwość wyjścia na prostą będzie wtedy realna, gdy kluby będą się twardo trzymały pewnych zapisów. Żadne zapisy nie pomogą, jeśli kluby będą doprowadzać między sobą do "wyścigu szczurów". Rywalizacja musi być, na tym polega sport, ale nie za cenę kłopotów finansowych dla klubu. Problem finansowy to zbyt duże kontrakty zawodnicze i brak - czasami - pokrycia na nie w przychodach klubu. Mówię tu o przychodach klubu, a nie o pożyczkach od właścicieli, kredytach z banku, itd. To jest jednak problem całego polskiego sportu, gdzie mamy ośrodki lepiej i gorzej zorganizowane. W piłkarskiej Ekstraklasie są kluby z budżetami po 100 mln zł i takie, które mają w kasie 10 mln zł i muszą liczyć się z licencjami nadzorowanymi. Niedawno wydano licencje na sezon 2014/2015. Nadzorem objęto Górnika Zabrze, Ruch Chorzów oraz Wisłę Kraków z racji na "delikatną sytuację finansową" - bo tak to uzasadniono. Mało tego. Nadzorować będzie się Jagiellonię Białystok, ponieważ m.in. zawarła ugody z pracownikami, a także Śląsk Wrocław, gdyż są tam "perturbacje dotyczące zmiany właściciela". Różne kary i ograniczenia dotknęły też Pogoń Szczecin i Zawiszę Bydgoszcz. W lidze siatkarskiej - chociaż zwiększa się liczebność drużyn - także zbadano kluby pod względem finansowym. Zwłaszcza te, które ubiegały się o licencje i złożyły do niej akces. Żużel nie różni się od innych dyscyplin. Problemy są wszędzie, ale nie wszędzie prowadzi się dyskusję publiczną na temat finansów. Uważam, że takie rzeczy jak problemy finansowe powinny być załatwiane pomiędzy stronami, a nie na łamach prasy lub portali internetowych. Wymiana oświadczeń niczemu nie służy.

Sugeruje pan, że żużlowe problemy lepiej "zamiatać pod dywan"?

- Nie. Uważam, że załatwianie czegoś przez media to zły nawyk. Na pewno w niczym to nie pomaga, wręcz jest to nieprofesjonalne i buduje wokół danego żużlowca wizerunek braku zaufania wśród potencjalnych nowych pracodawców. Śmieci nie "zamiata się pod dywan", ale też nie "wynosi się do sąsiada" tylko porządkuje w własnym domu.

Czy z prawnego punktu widzenia można ujawniać zarobki zawodników?

- Jestem za takim rozwiązaniem i uważam, że należałoby uświadomić opinię publiczną w zakresie sum, które kluby przeznaczają na globalne wydatki kontraktowe i płacenie zawodnikom za punkty. Jeżeli nie w formie imiennej, to przynajmniej zbiorczej - w postaci zestawienia wydatków klubu ponoszonych na zawodników.

Ile warte są prawa telewizyjne do meczów Enea Ekstraligi?

- Opinie o tym, że sprzedaje się te prawa za zbyt niskie ceny, są nieuprawnione. Po pierwsze, kiedy powstawała Ekstraliga Żużlowa, prawa te warte były 1 000 zł rocznie. Od 2008 roku co konkurs ofert notowaliśmy regularny wzrost wartości praw. Występują o nie wszystkie największe stacje telewizyjne w tym kraju. Prawa sprzedawane są w otwartym konkursie. Cenę ustala rynek, a kluby i PZM ostatecznie akceptują ofertę danego nadawcy, bo tak mówi umowa spółki. Nieuprawnione są tym samym słowa, że można było kiedykolwiek uzyskać więcej pieniędzy ze sprzedaży praw. Zawsze cenę ustala rynek, taka jest odwieczna zasada na wolnym rynku.

Czy każdy klub uzyska te same środki z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych w kolejnych latach?

- Zaczynamy dążyć do tego, aby płacić za jakość. Będziemy przekazywali najwięcej pieniędzy tym, którzy najczęściej przyciągają kibiców przed telewizory. Sposób podziału pieniędzy będzie dyskutowany podczas Platform Komunikacyjnych. Nie można wspomagać klubów oferujących słabe drużyny i widowiska, tylko dlatego, że zawsze było po równo. Takie rozwiązanie powinno zacząć motywować niektórych do lepszego marketingu swojego klubu.

Czy Enea Ekstraligę można "zamknąć" na zasadzie braku spadków i awansów?

- Nie używałbym słowa "zamknięcie", bo w dosłownym rozumieniu musiałoby to oznaczać brak rozgrywek ligowych w jakimś czasie. Możemy jedynie mówić o rozwiązaniach budżetowych i infrastrukturalnych, które muszą spełniać beniaminkowie, jeżeli wchodzą do Enea Ekstraligi. Nie można zabronić posiadania perspektyw przez kluby, które chcą inwestować i rozwijać się. Poza tym, w polskiej tradycji żużlowej walka o awans i utrzymanie się w lidze jest elementem napędzającym koniunkturę.

To w jaki sposób Zarząd Enea Ekstraligi zamierza poprawić tę koniunkturę?

- Wraz z klubami rozważamy bardzo mocno ograniczenia w liczbie lig narodowych, w których będą mogli startować zawodnicy związani kontraktami z klubami Enea Ekstraligi. Zawodnicy muszą zrozumieć, że marketing w dzisiejszych czasach nie oznacza tylko przyjazdu na mecz, "pomachania kibicom", występu w zawodach i wystawienia faktury. Aktualnie na cały szereg wydarzeń zawodnicy nie mają czasu, a cierpią na tym kluby. Gdy nie można pozyskiwać pieniędzy w klubach, nie ma ich dla zawodników. Przykładem "zajeżdżenia" jest Przemysław Pawlicki, który występuje w tym roku w Fogo Unii Leszno, Poole Pirates, SEC, eliminacjach do GP, Złotym Kasku i SBPC.

Jeżeli zawodnik będzie miał ograniczenia w zakresie liczby lig i zawodów poza Polską, to będzie też mniej zarabiał. Czy to dobry pomysł, aby ograniczać możliwości podejmowania pracy, bo tak to przecież trzeba nazywać?

- Pieniądze, które zarabiają żużlowcy w Enea Ekstralidze, są kolosalne. To, na przykład, milion złotych rocznie, przy 300 tysiącach zł kosztów. Za pieniądze zarabiane w Polsce żużlowcy funkcjonują w ligach zagranicznych i innych turniejach. Dziś klubów nie stać na kontrakty sprzed dwóch czy trzech lat.

Marta Półtorak zauważyła w jednym ze swoich felietonów, że Enea Ekstraliga co prawda daje klubom środki finansowe od sponsorów i z telewizji, ale zabiera powierzchnie reklamowe…

- Trudno jest się "kopać z koniem", gdy ktoś wyznaje takie zasady. Czy Marma Polskie Folie otrzymuje pieniądze od swoich kontrahentów za to, że istnieje na rynku, czy za to, że wytwarza konkretne produkty? Odkąd Fenicjanie wymyślili pieniądze jako środek płatniczy, to płaci się nimi albo za towary, albo za usługi. Żeby Enea Ekstraliga mogła coś sprzedać, musi uzyskać od klubów powierzchnie reklamowe. My nie jesteśmy spółką dzielącą dotacje z Unii Europejskiej lub samorządu, my sprzedajemy prawa zcentralizowane, pozyskane z PZM i klubów, a potem dzielimy pieniądze. Kiedyś te prawa miały kluby i nie było tak, że każdy z nich pozyskiwał Bóg wie jak możnego sponsora.

Czy pieniądze pozyskiwane przez Enea Ekstraligę od sponsorów są adekwatne do wartości rynkowej?

- Zawsze można byłoby powiedzieć, że chce się więcej. Wartość praw jest taka, jaka jest wartość produktu. To kwestia negocjacji i medialności dyscypliny. Badania jednego z ośrodków, przeprowadzone na zlecenie Enea Ekstraligi, w zakresie marketingu, pokazują, że modelowo spełniamy założenia zwrotu wartości medialnej sponsora tytularnego.

Na drugą część rozmowy z prezesem Enea Ekstraligi zapraszamy w najbliższy weekend!

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×