Żużel diametralnie się zmieni - rozmowa z Jerzym Drozdem, prezesem Kolejarza Opole

Jerzy Drozd opowiada o sytuacji Kolejarza Opole i jego perspektywach. Przewiduje, że żużel pogrąży się niebawem w głębokim kryzysie. - Na razie mamy eldorado. Ale to się zmieni - podkreśla.

Oliwer Kubus
Oliwer Kubus

Oliwer Kubus: Panie prezesie, sezon za pasem. Dla Kolejarza będzie on nieco inny od poprzednich. Podczas pierwszych treningów powtarzał pan zawodnikom: "bez presji, bez presji". Nie będą zatem obarczani ciśnieniem?

Jerzy Drozd: Oni znają mnie z tego, że nigdy na nich presji nie wywierałem. Przed każdym meczem mówiłem tylko, że jedziemy po to, żeby wygrać. Bo przecież o to w sporcie chodzi. W tym roku szczególnego ciśnienia nie będzie, ale nie chcemy być wyłącznie partnerem do towarzystwa. Nawet gdy przyjedzie Ostrovia, która jest potencjalnym faworytem do awansu, nie zamierzamy składać broni. Z klubem z Ostrowa żyjemy w przyjaznych relacjach, ale na pewno dwóch punktów łatwo mu nie oddamy. Co niektórym zadaję pytanie: co zrobić, żeby go pokonać?

I właśnie - co zrobić?

- Usłyszałem propozycje, by zorganizować naradę z zawodnikami i po przyjacielsku, na luzie zastanowić się, jak przygotować się, by wykorzystać atut własnego toru. Żeby sprytem i dobrą jazdą wygrać z Ostrovią.

Skład Kolejarza to w tym sezonie wieża Babel. W parkingu można usłyszeć trochę niemieckiego, angielskiego, szwedzkiego. Nie będzie problemów z dogadaniem się?

- To żaden kłopot. Są proste, czytelne dla wszystkich sformułowania. Najważniejsze, byśmy stworzyli przyjazny klimat; żeby nie było barier i podziału na prezesa, trenera i zawodników. Jesteśmy jedną ekipą. Wy jedziecie, my zarządzamy. Łatwe do zrozumienia, jeśli charaktery osób na to pozwalają. A mieliśmy już do czynienia z różnymi osobami i czasami nawet po przyjacielsku nie dało się rozmawiać. Nasi obecni żużlowcy, na tyle, na ile zdążyłem ich poznać, to ludzie, z którymi można zbudować rodzinny monolit. I ten czynnik powinien spowodować, że sprawimy niejedną niespodziankę.

Klimat - klimatem, ale kadra w porównaniu do innych zespołów na papierze nie prezentuje się imponująco.

- Uważam, że nie mamy gorszego składu niż przed rokiem. Przyczepiliśmy się wszyscy do nazwisk. Życie działa trochę inaczej. Brak znanych zawodników nie powoduje, że zespół musi być słabszy.

Słabszy być nie musi, ale na tę chwilę wydaje się nieobliczalny.

- To wynika z młodości, która ma swoje prawa, a jednocześnie słynie z ambicji i nie kalkuluje. Przed dojściem Mariusza Staszewskiego średnia wieku wynosiła 23 lata. Teraz jest nieco wyższa. Wola walki i chęć pokazania się może być naszym atutem.

Niespodziewanie na kilka dni przed startem rozgrywek w roli trenera zawieszony został Andrzej Maroszek. Jego miejsce zajął wychowanek Marcin Sekula. Czym spowodowana była ta decyzja?

- Podjąłem ją na podstawie obserwacji z ostatnich dni. Doszedłem do wniosku, że potrzebujemy osoby bardziej kontaktowej, medialnej. Taką jest Marcin. Kiedy ma zacząć, jak nie teraz? Skończył studia, jest młody i powinien dobrze rozumieć się z zawodnikami. U trenera Maroszka tej komunikacji brakowało. Robimy eksperyment, na którym, tak sądzę, możemy tylko zyskać. Zyskać może też Marcin. Dla niego to wyzwanie i zarazem szansa. Został rzucony na głęboką wodę, ale dzięki temu otrzymuje okazję do wypromowania się.

Jednym z pierwszych ruchów menedżera Marcina Sekuli były rozmowy z Mariuszem Staszewskim. Przekonał zarówno zawodnika, jak i prezesów. Pomógł w tym Frank Mauer, który jest sponsorem Staszewskiego i jednocześnie wspiera Kolejarz?

- Nie. Mauer nie partycypował w kosztach tego kontraktu, choć niewykluczone, że będzie finansowo pomagał klubowi. Przy zatrudnieniu nowego zawodnika braliśmy pod uwagę fakt, że Rafał Fleger, mimo otrzymanej wcześniej pomocy, boryka się z problemami sprzętowymi, natomiast Christian Hefenbrock z powodów osobistych na razie nie jest do naszej dyspozycji. Musi wpierw poukładać w Niemczech prywatne sprawy związane między innymi z jego firmą. Marcin zaproponował na zastępstwo Staszewskiego, a jako że ten nie przedstawił jak na nasze możliwości wygórowanych warunków, to postanowiliśmy podpisać z nim umowę. W II lidze powinien solidnie punktować.

Kolejarz w tym sezonie mocniej postawił na zawodników, którzy zdali w jego barwach licencję: Michała Kordasa i Damiana Dróżdża. Wychowankowie nie zawsze byli przez opolski klub rozpieszczani.

- Chcemy dać im szansę. Prezentują się nie najgorzej i są dobrze przygotowani sprzętowo. Teraz wszystko zależy od nich. Michał co prawda doznał kontuzji obojczyka, ale po kilku tygodniach powinien wrócić na tor.

Co może kibiców martwić, to fakt, że posiadają tylko roczne kontrakty i w przypadku udanych występów będą mogli bez przeszkód odejść do innego klubu.

- To jest ból i problem na niedaleką przyszłość. Dziś jednak nie da się inaczej. Gdybyśmy chcieli z nimi podpisać kontrakt na okres dłuższy niż rok, musielibyśmy zainwestować. W ciemno. Tak że trzeba z nimi utrzymywać poprawne relacje i jeśli będą się rozwijać, to mogą w klubie pozostać. Zadbałem o to, by Michał Kordas nie narzekał na sprzęt, gdyż nie posiada własnych zasobów finansowych. Jeśli podało mu się rękę, to on i jego rodzice docenią to. Mam nadzieję, że z obu wychowanków będziemy zadowoleni. Stać ich na punkty w lidze.

Przechodząc do spraw mniej przyjemnych. Kolejarz Opole spłacił długi wobec zawodników za ubiegły rok, natomiast wciąż boryka się z problemami. Nie obawia się pan, że w pewnej chwili stojący na glinianych nogach klub może upaść?

- To dotyczy nie tylko nas, ale wszystkich klubów. Zawsze się to może zdarzyć. Moją ambicją było, by dostać licencję "twardą", nie nadzorowaną, bo ta nie przysparza komfortu pracy i jest kosztowna z racji na comiesięczne kontrole. Stanąłem na głowie, żeby wymogi zrealizować. Co dalej z klubem? Nie tylko zarząd, ten czy inny, wpływa na jego kondycję. Ważne jest całe otoczenie. W Opolu odczuwamy kryzys, jeśli chodzi o ludzi, którzy mogliby nam pomóc. Nie garną się do sponsoringu, przez co mamy bryndzę. Dziwię się, dlaczego posiadając w ręku atut w postaci mistrza świata Jerzego Szczakiela, który chodzi ze mną po firmach, cierpimy na brak gotówki. Dlaczego nikt tego nie docenia? Dlaczego przez wzgląd na Szczakiela, który udziela się, pokazuje, nie jest nam lżej?

Ale ci sponsorzy nie będą pomagać Szczekielowi, tylko klubowi. A ten stanowi na razie kiepską wizytówkę. Firmy patrzą głównie przez pryzmat rozwoju, marketingu i wyników, a nie trzeba wyjaśniać, w jakim miejscu pod tym względem Kolejarz się znajduje.

- Jeśli tak patrzą, to robią źle. Niech zainwestują, postawią warunki i ze swoimi ludźmi przejmą stery. Droga wolna. Teraz szukają różnych wymówek, by nie pomagać. A jak oni nie dadzą, to kto ma dać? Święty Mikołaj? Łatwo jest krytykować i narzekać sprzed komputera. Trudniej przyjść i szczerze porozmawiać. Niektórzy przekazują na klub po 1000 złotych, a w umowie zawierają wymagania, jak by dawali 100 000. Już wolę wyjąć samemu z kieszeni pieniądze, byleby tych wszystkich warunków nie czytać. Ci, którzy w taki sposób "wspierają" klub, są żałośni.

W trakcie pana 11-letnich rządów trafiły się osoby, które z własnej woli przyszły do klubu i wyłożyły na przysłowiowy stół kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy złotych?

- Nie, nie trafiły się. I to nie znaczy, że ktoś mnie nie lubi. Rozmawiam z wieloma ludźmi, którzy mają pieniądze i prywatnie spotykam się z nimi na wódce. Oni podkreślają: "Jurek, mogę stracić z tobą na kolacji, ale na klub pieniędzy nie dam, bo mnie to nie interesuj". Nie chcą w ogóle angażować się w sport.

Czyli między bajki można włożyć opinie, że istnieje grono firm, które wsparłoby Kolejarz, gdyby zmienił się zarząd?

- Absolutnie. Jeśli ktoś składa takie deklaracje, to tylko mnie obraża. On za moje pieniądze przychodzi na żużel. To ja dokładam do jego biletu.

Skąd w takim razie pana hojność? Kocha pan ten sport?

- Ja to po prostu lubię. Fakt, że załatwiam pieniądze, pośrednio przez znajomych, nie odgrywa najważniejszej roli. Tylko dlaczego nie pojawiają się inni? W Opolu są przedsiębiorcy. Mogliby sponsorować klub, ale ich to nie interesuje. I moja obecność w zarządzie nie ma tu nic do rzeczy.
Mariusz Staszewski przed debiutem w Kolejarzu. Jego zatrudnienie pomysłem Marcina Sekuli

Zgadzasz się ze słowami Jerzego Drozda, że "żużel w ciągu pięciu lat diametralnie się zmieni"?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×