Kiedyś musiał nastąpić ten dzień, w którym będę mógł wreszcie pożyć - I część rozmowy z Robertem Dowhanem

11 kwietnia to dzień rezygnacji Roberta Dowhana z funkcji prezesa stowarzyszenia ZKŻ. Portal SportoweFakty.pl przeprowadził rozmowę z włodarzem, w którym podsumowuje lata swojego panowania.

Ewelina Bielawska
Ewelina Bielawska

Ewelina Bielawska:  6 marca żużlowy światek obiegła informacja o odejściu prezesa z żużla. Skąd taka decyzja?

Robert Dowhan: Tego dnia wyciekły treści moich zaproszeń na benefis, które wysłałem do wielu ludzi, z którymi byłem związany. O tym, że w tym roku będę się żegnał z klubem żużlowym, moi najbliżsi współpracownicy wiedzieli już od dawna. Przez 11 lat zarządzania na stanowisku prezesa uważam, że zrobiłem już sporo dla tego sportu i musiał wreszcie nastąpić moment, by zakończyć ten etap w życiu. Rezygnuję ze swojej funkcji, ale sercem i duchem będę z klubem na zawsze. Nadal będę pomagał zdobywać sympatyków poza Zieloną Górą. Postaram się przy każdej okazji nakłaniać sponsorów do inwestowania w ten sport.

Ta decyzja była sporym zaskoczeniem.

- Ale jest to decyzja przemyślana. Kiedyś już ją podejmowałem, ale było to zbyt szybkie i do końca nieprzygotowane. Okazało się, że nie ma osób, które mogłyby stanąć na czele spółki akcyjnej. Pierwszy raz pomyślałem o tym w momencie zdobycia pierwszego złotego medalu. To było coś, co sobie kiedyś zapowiedziałem - że zrobię wszystko, by zdobyć tytuł najlepszej drużyny w kraju i wtedy będę czuł się spełniony. Natomiast w tym 2009 roku tak fajnie wszystko się rozkręcało, miałem wiele pomysłów na to, żeby w tym klubie jeszcze wiele się zmieniło. Usatysfakcjonowany złotym medalem z 2009 chciałem zrobić jeszcze więcej, dlatego zostałem. Od tamtego roku zaczęła się fantastyczna seria sukcesów, która trwa do dziś.

Może odejście od speedwaya jest potrzebne, bo zamierza prezes grać o najwyższą stawkę w Zielonej Górze - fotel prezydenta miasta?

- Czy to jest rzeczywiście najwyższa stawka? Jestem i będę dumny z tego, że mogłem być prezesem ZKŻ i częścią jego historii. Dla mnie to było kiedyś nie do pomyślenia. Jako dziecko chciałem być blisko klubu, przebywać wśród zawodników, ale nigdy nie sądziłem, że będę sternikiem SPAR Falubazu. Spełniło się jedno z moich marzeń, które przyszło dość nieoczekiwanie, bo moje życie nie było wcześniej podporządkowane temu, by stać na czele klubu. Zbieg niektórych zdarzeń doprowadził jednak do tego, że byłem coraz bliżej niego, ostatecznie podjąłem decyzje, iż w nim pozostanę.

Z tej okazji 11 kwietnia odbędzie się oficjalne pożegnanie. Na ten dzień zaplanowano imprezę, na której pojawią się goście z całej Polski. Jak z kolei zamierza prezes pożegnać się z wielkim gronem kibiców?

- Zaplanowałem to dwuetapowo. Pierwsza część to spotkanie w teatrze, gdzie spotkam się z ludźmi powiązanymi z klubem i z żużlem. Oczywiście, zamierzam podczas inauguracji 12 kwietnia powiedzieć parę słów również kibicom. Słowo "pożegnanie" nie do końca jest właściwe, gdyż ja nie wyjeżdżam z Zielonej Góry, to moje miasto marzeń i ja tu nadal chcę być, mieszkać. Wiążę swoje plany właśnie z tym miastem. Nadal będę przy klubie, zawodnikach. Nadal mam prywatne zobowiązania związane z tym, że odpowiadam za sprawy, których podjąłem się wcześniej i podpisałem długoterminowo. Nie żegnam się więc ani z tym klubem, ani ze sportem, zawodnikami czy kibicami.

W momencie gdy pierwsze zaproszenia na benefis zostały wysłane, prezes wyjechał z Polski. Były obawy, że ta decyzja jeszcze się zmieni?

- To był zbieg okoliczności. Planowałem ten wyjazd wcześniej, wyleciałem do syna, który przebywa w szkole za granicą. Faktem jest, że wywołało to medialną burzę. Otrzymywałem mnóstwo telefonów. Każdy chciał poznać powód mojej decyzji, doszukiwano się sensacji, a ja nie chciałem uciekać, ale odpocząć i spędzić czas z synem.

Przebywając w Chicago spotkał się prezes ze Zbigniewem Morawskim, który działał w tym klubie w latach 90tych. Po tym spotkaniu były działacz w miłych słowach wypowiadał się o prezesurze Roberta Dowhana.

- Pana Morawskiego mogłem obserwować z trybun, kiedy zapachniało tam tak naprawdę wielkim światem. Zawodnicy wyjeżdżali wówczas w nieźle uszytych skórach, to był taki powiew świeżości w żużlu. Niedawno spotkaliśmy się podczas mojego pobytu za granicą, by powspominać stare czasy. Poznałem kulisy jego zarządzania tym klubem, opowieści z meczów, kontraktów. Było o czym rozmawiać...

Jak oceniasz okres prezesury Roberta Dowhana w SPAR Falubazie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×