Po co była ta farsa? - rozmowa z Piotrem Mikołajczakiem, byłym kandydatem na stanowisko prezesa bydgoskiej Polonii

Bydgoska Polonia doczekała się prezesa. Osoba Andrzeja Polkowskiego nie budzi zastrzeżeń. Te pojawiają się jednak ze strony kandydata, który brał udział w konkursie na to stanowisko.

Andrzej Matkowski
Andrzej Matkowski

Początkowo Rada Nadzorcza bydgoskiej Polonii zapowiadała, że nowego prezesa wybierze w formie konkursu. Ostatecznie jednak tak się nie stało. Po jego ogłoszeniu i przedstawieniu kryteriów udziału postanowiono na człowieka, który nie miał w ogóle zamiaru ubiegać się o najważniejsze stanowisko w klubie. Osoba Andrzeja Polkowskiego, który o Polonii wie dosłownie wszystko, nie budzi zastrzeżeń wśród kibiców. Te pojawiają się jednak ze strony jednego z kandydatów i dotyczą sposobu wyłonienia prezesa Polonii. Piotr Mikołajczak, specjalnie dla czytelników SportoweFakty.pl, opowiedział o procedurze konkursowej, a także swoich odczuciach z nią związanych.

Andrzej Matkowski: Kiedy ogłoszono konkurs na stanowisko prezesa bydgoskiej Polonii, postanowił pan złożyć swoją aplikację. Co pana skłoniło do takiej decyzji?

Piotr Mikołajczak: - Od wielu lat jestem miłośnikiem żużla, od wielu też lat zbieram swoje doświadczenia zawodowe. Połączenie tych dwóch życiowych pasji, bo przecież to, co robię zawodowo, jest dla mnie tak samo ważne jak żużel, sprawiło, że zdecydowałem się przystąpić do konkursu na prezesa Polonii. Od kilku lat uważnie obserwuję losy bydgoskiego klubu (chociażby przez fakt wcześniejszego zamieszkiwania w Bydgoszczy), znam sporo osób, które w przeszłości bardzo blisko były z nim związane i często wymieniamy poglądy na to, co dzieje się z tym jakże zasłużonym dla polskiego żużla klubem. Pierwszy raz o zgłoszeniu swojej kandydatury na sternika Polonii pomyślałem w 2013 roku, kiedy zwolniono prezesa Deresińskiego i poznaliśmy katastrofalną sytuację finansową klubu. Wówczas, nie zastanawiając się zbyt długo, z uwagi na fakt, iż zarządzaniem w wymiarze osobowym i finansowym zajmuję się zawodowo od 13 lat, postanowiłem przesłać swoją aplikację w dniu 24 września 2013 roku na ręce pana prezydenta Bruskiego. W dniu 3 października 2013 roku swoją aplikację przesłałem również na ręce pana prezydenta Szopińskiego, odpowiedzialnego w bydgoskim ratuszu za sport, który moje dokumenty przekazał niezwłocznie radzie nadzorczej spółki. Następnie otrzymałem odpowiedź od pana Polkowskiego, iż z uwagi na procedurę sprzedaży pakietu większościowego przez głównego akcjonariusza, moja aplikacja zostanie przekazana nowemu właścicielowi lub przy braku rozstrzygnięcia, rozpatrzy ją Rada Nadzorcza spółki. Następnie do czasu ogłoszenia wspomnianego przez pana konkursu nie miałem żadnego kontaktu ze strony klubu. Czyli jak pan zauważa, moje zainteresowanie losami klubu oraz chęć podjęcia się zadania naprawy sytuacji w Polonii sięgają już dłuższego okresu czasu.

Pochodzi pan z Gniezna - dlaczego stanowisko akurat w bydgoskim klubie?

- Po części odpowiedzi już wcześniej udzieliłem. Mojemu sercu bliskie są losy dwóch klubów - Polonii i Startu. Równie często oglądam na żywo mecze w Gnieźnie, jak i w Bydgoszczy. Poza tym, bliska odległość między tymi miastami miała również swój argument, wynikający chociażby z tego, że klub nie musiałby w obecnie trudnej sytuacji finansowej ponosić dodatkowych kosztów związanych chociażby z wynajmem służbowej kwatery. Gotowy byłem na codzienne dojazdy, a w przypadku potrzeby pozostania w Bydgoszczy, sam poradziłbym sobie z ewentualną potrzebą zapewnienia sobie noclegu. Poza tym, nie oczekiwałem również dogodności w postaci m. in. telefonu służbowego, sprzętu informatycznego, czy nawet auta służbowego, gdyż wszystkie te dobra posiadam własne i śmiało z nich na co dzień w pracy mogłem korzystać. Kolejnym argumentem przemawiającym za złożeniem mojej aplikacji było to, że klub ma bogatą historię i jest ikoną polskiego speedway'a. To byłby zaszczyt móc pracować na rzecz takiego ośrodka. Poza tym, sam klub jak i miasto Bydgoszcz posiadają niesamowity potencjał, a jego odpowiednie wykorzystanie oraz zastosowanie nowoczesnych rozwiązań mogą stać się głównym argumentem do odniesienia pełnego sukcesu. Te wszystkie argumenty przyczyniły się właśnie do tego, że aplikowałem na stanowisko Prezesa Zarządu, chcąc jednocześnie w to wszystko włożyć wiele swojego wysiłku i wykorzystać swoje dotychczasowe doświadczenie oraz posiadane kwalifikacje.

Wiedząc o dosyć częstych zmianach na tym stanowisku, nie obawiał się pan objęcia prezesury w bydgoskim klubie?

- Obawiałbym się, gdybym nie wiedział czego się podejmuję. Stworzyłem precyzyjny program wyprowadzenia klubu na prostą. Program obejmujący wiele dziedzin funkcjonowania klubu i obliczony na kilka lat realizacji. Jestem przekonany, że wszyscy, którym los bydgoskiej Polonii nie jest obojętny, zdają sobie sprawę z tego, że do osiągnięcia celu potrzeba kilku lat. Przecież dzisiejsze problemy też nie powstały w miesiąc czy rok. A tak to już jest, że popaść w długi można szybko, a wychodzi się z nich długo i nie bez problemów. W swoim projekcie skorelowałem wszystkie dziedziny funkcjonowania klubu. Dotychczas, z całkowicie dla mnie niezrozumiałych powodów, albo usiłowano zrobić wynik sportowy w oderwaniu od realiów finansowych, albo też koncentrowano się na próbach naprawy finansów kosztem drużyny żużlowej. Co najgorsze, funkcjonowanie klubu opierano niemal wyłącznie na finansowaniu z jednego źródła, jakim była kasa Urzędu Miasta. Mój projekt zawiera także sposób stopniowego odchodzenia od finansowania Polonii z budżetu miasta. Uważam, że klub to zespół naczyń połączonych i powodzenie w każdej z dziedzin jego funkcjonowania współzależy od pozostałych. Taki projekt stworzyłem, taki projekt zamierzałem zaproponować radzie nadzorczej podczas konkursu. Oczywiście uwzględniłem również okoliczności, w jakich hipotetycznie obejmowałbym stanowisko po wygranym konkursie. Powodzenie mojej misji byłoby zależne od przyjęcia określonych warunków przez głównego akcjonariusza. Zatem zanim po wybraniu mojego projektu doszłoby do podpisania kontraktu, musielibyśmy wspólnie z akcjonariuszem dojść do porozumienia w kwestii przyjęcia określonej strategii. Zatem naprawdę nie miałem się czego obawiać. Dodatkowym też motorem były słowa wypowiedziane nie tak dawno przez pana Leszka Tillingera. A mianowicie, iż klubem winna zarządzać osoba młoda, z otwartą głową, z pomysłami i chęcią działania. To również mi głęboko utkwiło w pamięci i było kolejnym argumentem, że do tego konkursu przystąpiłem.

Jaka była procedura aplikacyjna zaproponowana przez Radę Nadzorczą Polonii?

- Rada Nadzorcza ogłosiła swoją decyzję, iż wybór Prezesa Zarządu nastąpi w drodze konkursu. I do tego miała pełne prawo. W dniu 20 lutego 2014 roku ukazało się stosowne ogłoszenie, w którym określone wymagania, oczekiwania oraz zadania dla przyszłego Prezesa. Określono też termin składania aplikacji do dnia 10 marca 2014 roku. I do tego momentu wszystko wyglądało w porządku. Choć może nie do końca. I wiadomym jest, jak konkurs się zakończył.

Czy umożliwiono kandydatom zapoznanie się z faktyczną sytuacją klubu?

- Nie wiem jak było z pozostałymi kandydatami. Ja w dniu 25 lutego 2014 roku poprosiłem przewodniczącego rady nadzorczej drogą mailową o umożliwienie mi spotkania z panem Polkowskim i zapoznania się z sytuacją oraz stanem faktycznym w klubie. Tegoż samego dnia otrzymałem odpowiedź od pana Gramzy o treści: "Biorąc pod uwagę trwającą procedurę przyjmowania aplikacji na stanowisko Prezesa Zarządu oraz mając na względzie równość szans poszczególnych kandydatów, do czasu składania przez nich dokumentów tj. 10.03.2014 r. nie ma możliwości spełnienia Pana prośby. Tak jak jest to określone w ogłoszeniu Rada Nadzorcza wytypuje kandydatów do rozmów kwalifikacyjnych. W związku w powyższym proszę oczekiwać na decyzję Rady Nadzorczej." Prośbę ponowiłem również w dniu 28 lutego, na którą już odpowiedzi nie otrzymałem. 12 marca natomiast w mediach ukazała się informacja, iż Prezesem Zarządu wybrano pana Andrzeja Polkowskiego. Żadnych rozmów kwalifikacyjnych z kandydatami nie było!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×