Robert Noga: Żużlowe podróże w czasie (93): Od Połukarda do Woryny

W 1956 r. Polacy zadebiutowali w IMŚ. Musiały jednak minąć 3 lata zanim pierwszy z nich awansował do wielkiego finału i cała dekada zanim stanął na mistrzowskim podium. Dziś o tych pierwszych latach.

Robert Noga
Robert Noga

Reprezentanci naszego kraju rozpoczęli wprawdzie starty w mistrzostwach świata, jak wspomniałem wyżej w 1956 roku, ale przez trzy kolejne sezony nie udało im się wywalczyć miejsca wśród najlepszych szesnastu zawodników. Analiza uzyskanych w tym okresie wyników wskazuje wyraźnie, że zawodnicy nominowani do startu w IMŚ przez Główną Komisję Żużlową bez problemu radzili sobie z rywalami z Europy Środkowej i Południowej w pierwszych eliminacjach, kiedy jednak dochodziło do rywalizacji na szczeblu finału kontynentalnego lub europejskiego, gdzie ich rywalami byli doskonali zawodnicy ze Szwecji, odpadali z dalszej rywalizacji.

Tak było w pionierskim sezonie 1956, kiedy to z I eliminacji w Warszawie do dalszej fazy mistrzostw na 8 awansujących było aż 7 Polaków, z drugiej eliminacji w Oberhausen do finału kontynentalnego w Oslo 6, natomiast w stolicy Norwegii odpadli wszyscy, bowiem cztery pierwsze, premiowane awansem do finału światowego miejsca zajęli Szwedzi. Pierwszy historyczny start w eliminacji IMŚ miał miejsce w Warszawie 29 kwietnia 1956 roku. Podobnym niepowodzeniem kończyły się przygody naszych reprezentantów z IMŚ w dwóch kolejnych latach. Przełom przyniósł dopiero rok 1959, a jego polskim bohaterem był zawodnik bydgoskiej Polonii Mieczysław Połukard, który jako pierwszy z naszych zawodników wywalczył historyczny awans do światowego finału. Droga na Wembley była długa i mozolna. Zaczął od drugiej lokaty od I eliminacji w Ostrowie Wielkopolskim, następnie w II eliminacji w czeskim Slany zwyciężył. Kolejna przeszkoda - finał kontynentalny w Monachium przyniósł mu trzecią lokatę i pewny awans do finału europejskiego w Goeteborgu. Tam także spisał się znakomicie i z trzeciej pozycji awansował do finału światowego w Londynie.

Siódmy w Szwecji Florian Kapała wywalczył status rezerwowego. Historyczny dla Polski finał odbył się w Londynie 19 września 1959 roku w obecności 100 tysięcy widzów. Połukard, który wystąpił w nim z numerem 1 spisał się jednak przeciętnie. Z dorobkiem 5 punktów zajął w zawodach 12 miejsce, na pewno poniżej oczekiwań. Ale ton polskiej prasy po występie Połukarda był pozytywny: - Oceniając start Połukarda trzeba stwierdzić, że mimo 12 miejsca wypadł na tle renomowanych żużlowców bardzo korzystnie - pisał korespondent "Motoru" na londyński finał Stefan Kubiak. Połukard zrobił dobry początek i później nasi zawodnicy przez wiele lat dosyć regularnie awansowali do finałów. Rok później w kolejnym finale na Wembley pojechało już trzech Polaków - Stefan Kwoczała  był siódmy, Henryk Żyto trzynasty, a Marian Kaiser czternasty. Warto zaznaczyć, że w tymże 1960 roku Kaiser wygrał Finał Europejski, zdobywając tym samym tytuł mistrza Europy. Po tytuły te sięgali w późniejszych latach także Zbigniew Podlecki w 1964 roku, Andrzej Wyglenda w 1967 roku, oraz dwukrotnie Paweł Waloszek w 1968 oraz 1972 roku. Wszystkie te finały odbyły się na torze we Wrocławiu.

Kolejny finał odbył się w 1961 roku po raz pierwszy w historii poza Londynem - w Malmoe. Zakwalifikował się do niego najlepszy wówczas polski zawodnik - Florian Kapała. Powszechnie liczono, że może wrócić ze Szwecji z medalem. - Jechałem na ten finał bardzo podekscytowany i z wielkimi nadziejami na dobry wynik, bo czułem się bardzo mocny. Trening potwierdził, że moje oczekiwania są uzasadnione, bo byłem jednym z najszybszych - wspominał po wielu latach. W zawodach był jednak dopiero siódmy. Drugi z Polaków w finale Stanisław Tkocz był natomiast piętnasty. Apetyty rosły z roku na rok, toteż fakt, że do kolejnego finału w 1962 roku awansował tylko jeden nasz reprezentant Paweł Waloszek i zajął miejsce na końcu stawki przyjęto bardzo krytycznie. - Wprawdzie nikt nie liczył, że Polak zdobędzie tytuł mistrza świata, wprawdzie wiedzieliśmy, że aktualna słaba forma nie ułatwi mu nawiązania walki z pierwszą ósemką finalistów, ale nie przypuszczaliśmy, że nasz reprezentant będzie tak beznadziejnie słaby - relacjonował z Londynu Stefan Kubiak.

Z wyjątkiem nieudanego sezonu 1963, aż do roku 1983 rokrocznie Polska miała zawsze przynajmniej jednego reprezentanta w światowym finale. W sezonie 1964 było ich dwóch, rok później nawet trzech, ale najlepszym wynikiem w tych dwóch sezonach było dziewiąte miejsce Andrzeja Pogorzelskiego na Wembley w 1965 roku. Na pierwszy medal IMŚ przyszło nam czekać do 1966 roku. Wówczas do finału, który odbył się w Goeteborgu awansowało aż czterech naszych reprezentantów: Stanisław Tkocz, Marian Kaiser, Andrzej Pogorzelski i Antoni Woryna. I właśnie pochodzący z Rybnika, ówczesnej potęgi polskiego żużla Woryna stał się autorem pierwszego indywidualnego medalu mistrzostw świata. W finale rozegranym 23 września lepsi od niego byli tylko Nowozelandczyk Barry Briggs oraz Norweg Sverre Harrfeldt.

- Miałem dobry sezon, czułem się mocny psychicznie i fizycznie i wiedziałem, że stać mnie na wiele. Ale tak naprawdę uspokoiłem się dopiero po pierwszym wygranym biegu. Ta wygrana dodała mi pewności siebie - opowiadał bohater tamtego wieczoru autorowi pracy wiele lat po tamtym sukcesie. Pierwszy w historii medal IMŚ dla Polski stał się faktem i wywołał w kraju niesamowity entuzjazm. Warto przypomnieć, że Antoni Woryna znalazł się jako pierwszy żużlowiec po Alfredzie Smoczyku w 10 najpopularniejszych polskich sportowców w dorocznym plebiscycie redakcji "Przeglądu Sportowego".

Robert Noga

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×