40 lat temu Jerzy Szczakiel zapisał się w historii żużla

2 września 1973 wypełniony po brzegi Stadion Śląski w Chorzowie był świadkiem chwili historycznej dla polskiego żużla. Właśnie tego dnia złoty medal IMŚ zdobył Jerzy Szczakiel.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk

W historii sportu żużlowego Polska ma jedynie dwóch złotych medalistów Indywidualnych Mistrzostw Świata. W 2010 roku po najcenniejszy żużlowy laur sięgnął Tomasz Gollob, a dokładnie 40 lat temu na najwyższym stopniu podium stanął Jerzy Szczakiel. Mistrz świata urodził się 28 stycznia 1949 roku w Grudzicach - obecnie jednej z dzielnic Opola. Smykałka do sportów motorowych drzemała w nim od najmłodszych lat, a pasja ta to zasługa starszej siostry Jerzego Szczakiela - Renaty. - Moją motocyklową pasję wzbudziła ona dość przypadkowa. W latach pięćdziesiątych Renata była listonoszką i jak inni pracujący w tym zawodzie jeździła na rowerze. Poczta urządzała dla swoich pracowników wyścigi kolarskie, także dla kobiet. Renata wygrywała prawie wszystkie, a wśród licznych zdobytych nagród, były między innymi trzy motocykle. Dwie WFM-ki sprzedała, trzecią zostawiła w domu. Podkradałem jej ten motocykl i zaczynało się szaleństwo. Byłem zbyt mały, więc siadać na motocyklu musiałem z murka, o który go opierałem, odpalałem, biegłem dookoła, wchodziłem na murek i z niego na maszynę - wspominał Szczakiel na łamach książki z cyklu "Asy żużlowych torów" autorstwa Wiesława Dobruszka.

Żużlową karierę Jerzy Szczakiel rozpoczął w 1966 roku. Wówczas to został przyjęty do szkółki żużlowej opolskiego Kolejarza. Na pierwszy trening udał się ze swoim najlepszym kolegą z młodzieńczych lat - Hubertem Szydłą, który po pewnym czasie zdecydował się porzucić marzenia o zostaniu żużlowcem. Po roku treningów Szczakiel otrzymał swoją pierwszą szansę startu w meczu ligowym. 2 kwietnia 1967 roku Kolejarz Opole zmierzył się ze Stalą Toruń. Mecz zakończył się zwycięstwem gospodarzy 43:34, a Szczakiel wywalczył 3 punkty. Z meczu na mecz spisywał się on coraz lepiej, a już rok później był jednym z lepiej punktujących zawodników Kolejarza Opole.

Jego kariera rozwijała się dynamicznie. W 1969 roku zdobył pierwszy komplet punktów w lidze. Dobre występy zaowocowały powołaniem do kadry narodowej, której był pewnym punktem. W sezonie 1970 po raz pierwszy zapoznał się z otoczką wielkiej żużlowej imprezy. Szczakiel był rezerwowym podczas rozgrywanego na torze we Wrocławiu finału Indywidualnych Mistrzostw Świata. Rok później wywalczył już awans do finału, lecz na torze w Goeteborgu zajął 16. miejsce. 1971 rok był jednak dla 22-letniego wówczas Szczakiela szczęśliwy. W rybnickim finale Mistrzostw Świata Par wraz z Andrzejem Wyglendą nie dał najmniejszych szans rywalom i z kompletem 30 punktów Polska sięgnęła po złoty medal MŚP.

Na kolejny wielki sukces na arenie międzynarodowej Szczakiel czekał do 1973 roku. Nikt wówczas nie przypuszczał, że zawodnik opolskiego Kolejarza zostanie najlepszym zawodnikiem na świecie. W gronie kandydatów do zdobycia medali wymieniani byli przede wszystkim Zenon Plech i Edward Jancarz. Ówczesny regulamin mistrzostw świata przewidywał, że gospodarz finału będzie mógł nominować pięciu zawodników. Wewnętrznymi eliminacjami dla reprezentantów Polski był mający wówczas dużą renomę Złoty Kask.

Mało brakło, a Szczakiel nie wystartowałby w szczęśliwym finale IMŚ. Decyzję o nominacji podjął pułkownik Rościsław Słowiecki, który wówczas stał na czele GKSŻ. Dla Jerzego Szczakiela rok 1973 to nie tylko mistrzostwo świata, ale również i śmierć matki, co początkowo odbiło się na jego dyspozycji. - Mniej więcej tydzień przed finałem poinformowano mnie i trenera Jana Stormowskiego, że tym piątym w finale będę ja. To nawet bardzo dobrze, myślałem, bo to znaczy, że nikt na mnie specjalnie nie liczy. Właściwie to tak naprawdę mało w tym roku trenowałem. Bardzo głęboko przeżyłem śmierć matki, która bardzo mnie kochała. To właśnie ona budziła mnie na mecze. Pamiętam jak raz przed jakimiś zawodami o Złoty Kask pomyliła się o pół godziny. Ledwo zdążyłem. Zdobyłem wtedy komplet punktów - przyznał Szczakiel na łamach książki z cyklu "Asy żużlowych torów".

Finał Indywidualnych Mistrzostw Świata w 1973 roku przyciągnął na trybuny Stadionu Śląskiego komplet widzów. Zawody układały się po myśli reprezentantów Polski. Po fazie zasadniczej po 13 punktów na swoim koncie mieli Jerzy Szczakiel i Ivan Mauger. O złoto zmierzyli się oni w biegu dodatkowym, który zakończył się zwycięstwem reprezentanta Polski. Chorzowski stadion oszalał. Polak po raz pierwszy w historii został Indywidualnym Mistrzem Świata!

Nikt wówczas nie przypuszczał, że na kolejny tak wielki sukces trzeba będzie czekać blisko 40 lat. Jak ten pamiętny moment wspomina Jerzy Szczakiel? - Kiedy stawałem przed taśmą biegu dodatkowego z Maugerem, wiedziałem już, że mam pewny srebrny medal. Nie spodziewałem się, że będę w stanie pokonać takiego mistrza. Pozwoliłem mu pierwszemu losować tory. Mauger wybrał pierwsze pole, ja ustawiłem się na trzecim. Taśmą w górę, startuje lepiej od Maugera, na wirażu jestem pierwszy. Teraz nic mnie nie obchodzi. Żeby nie wiem co, nie będę się oglądał do tyłu. Pędzę w przód i patrzę tylko, żeby za bardzo nie odchodzić od krawężnika, co tego dnia było kluczem do sukcesu. Na wyjściu z drugiego łuku Mauger zbliżył się do mnie niebezpiecznie od wewnętrznej i lekko dotknął tylnego koła mojego motocykla. Przeszarżował. O tym, że się przewrócił, zorientowałem się na następnym wirażu. Trudno teraz powiedzieć, czy gdyby Ivan nie upadł, pokonałby mnie na dystansie. Stało się tak jak się stało i zostałem mistrzem świata - wspominał opolanin w poświęconej jego karierze książce.

Warto zauważyć, że w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku w sporcie żużlowym nie krążyły tak olbrzymie pieniądze jak obecnie. Polski mistrz świata otrzymał kilka nagród, a także możliwość zakupu samochodu osobowego bez kolejki. - Nagrodą za wygranie finału, oprócz ogromnego, kryształowego pucharu wręczonego mi podczas dekoracji, było dokładnie trzydzieści dziewięć tysięcy cztery złote, wręczone mi po zawodach przez organizatorów finału. W opolskiej "Wagonówce" zarabiałem trzy tysiące sześćset złotych. Od ówczesnego przewodniczącego Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Turystyki Bolesława Kapitana otrzymałem później złoty medal "Za wybitne osiągnięcia sportowe" oraz nagrodę o wartości sześciu tysięcy złotych. Oczywiście ówczesnych. Nie dostałem też talonu na samochód, ale mogłem pójść do fabryki i kupić auto poza kolejnością. Kupiłem wówczas czerwonego dużego Fiata - mówił Szczakiel.

To był ostatni występ Szczakiela w finale Indywidualnych Mistrzostw Świata, lecz na trwałe zapisał się on do historii polskiego żużla. Opolanin po sukcesie nadal pozostał skromnym człowiekiem. Sukces nie zawrócił mu w głowie. Był wzorem do naśladowania dla setek żużlowych adeptów. Każdy z nich chciał być taki jak Jerzy Szczakiel, chciał być mistrzem świata. 22 maja 1977 roku podczas meczu w Częstochowie mistrz świata brał udział w kraksie z idolem miejscowej publiczności - Józefem Jarmułą. Efektem było złamanie kości skokowej nogi. Uraz był skomplikowany i wymagał długiego leczenia. Przerwa w startach trwała równo dwanaście miesięcy. W 1978 roku Szczakiel wziął udział w trzech spotkaniach, lecz nadal odczuwał skutki kontuzji i zdecydował się na kolejny rozbrat z torem. Do składu Kolejarza powrócił 6 maja 1979 roku, lecz był to jego ostatni sezon startów. Powodem zakończenia żużlowej kariery w wieku 30 lat była kontuzja kręgosłupa.

Jesteś kibicem "czarnego sportu"? Mamy dla Ciebie fanpage na Facebooku. Zapraszamy!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×