"Każdy w życiu ma jakieś gorsze chwile" - 9 lat temu odszedł Rafał Kurmański

30 maja mija dziewięć lat od tragicznej śmierci Rafała Kurmańskiego. Ulubieniec zielonogórskiej publiczności i jeden z najbardziej utalentowanych zawodników popełnił samobójstwo.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk

Tego nie spodziewał się nikt. 30 maja 2004 roku środowisko żużlowe obiegła tragiczna wiadomość. W jednym z zielonogórskich hoteli znaleziony został martwy Rafał Kurmański - żużlowiec miejscowego klubu. Nie tylko Zielona Góra zalała się łzami, kondolencje spływały z całej Polski. Wiadomość o śmierci 22-letniego "Kurmanka" spadła na wszystkich jak grom z jasnego nieba. Wszak wchodził on dopiero na żużlowe salony. W pamięci kibiców Kurmański pozostaje wielkim zawodnikiem, dla którego nigdy nie było straconych pozycji. Wielokrotnie cieszył fanów swoją jazdą. Był ambitny, wesoły, energiczny. Niestety, od dziewięciu lat "Kurmanka" nie ma już z nami.

Sezon 2004 dla Kurmańskiego był pierwszym w gronie seniorów. Nikt wówczas nie przypuszczał, że będzie to ostatni rok ścigania na żużlowych owalach. Rafał Kurmański przyszedł na świat 22 sierpnia 1982 roku. Jego pasją szybko stały się motocykle, a w szczególności speedway. Pierwsze kroki na żużlowym torze stawiał na obiekcie w jego rodzinnym mieście - Zielonej Górze. Od początku eksperci wróżyli mu wielką karierę. "Kurmanek" był niezwykle pracowitym człowiekiem, który wiele inwestował w sprzęt. Po prostu chciał osiągać jak najlepsze rezultaty.

W rozgrywkach ligowych Kurmański zadebiutował w 1999 roku. W debiucie zdobył punkt, lecz z meczu na mecz prezentował się coraz lepiej i szybko wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie klubu z Zielonej Góry. W kolejnym sezonie był jednym z autorów awansu ZKŻ-u do Ekstraligi, a rok później jednym z jego liderów. Niestety zielonogórzanie nie utrzymali się w elicie i w roku 2002 ponownie musieli walczyć w I lidze. Kurmański miał wówczas 20 lat, a na torze wielokrotnie pokonywał bardziej doświadczonych rywali. Między innymi dzięki niemu ekipa spod znaku Myszki Miki ponownie wróciła do Ekstraligi.
W opinii wielu "Kurmanek" mógł swoją jazdą i sukcesami nawiązać do legendy zielonogórskiego speedway'a - Andrzeja Huszczy. Kurmański był ważnym punktem drużyny z Zielonej Góry. Często kończył mecze z dwucyfrową zdobyczą punktową. Pierwszy sezon startów w gronie seniorów Kurmański rozpoczął dobrze, a przecież przeskok z wieku juniora dla wielu żużlowców jest trudny. W kolejnych spotkaniach notował jednak coraz słabsze rezultaty, robił wszystko, by wrócić do dawnej formy. Rok wcześniej zadebiutował w cyklu Grand Prix. Startował z dziką kartą podczas turnieju Grand Prix na Stadionie Śląskim w Chorzowie.

"Kurmanek" był nie tylko sportowcem, ale również wrażliwym człowiekiem. Zawsze dawał z siebie wszystko, by zdobyć jak najwięcej punktów. 3 maja 2004 roku w meczu w Tarnowie zdobył 3 punkty. - Chwilowo mam teraz takiego doła, że nie mogę się z tym wszystkim pozbierać. Nie wiem co więcej powiedzieć, nie będę nic wymyślał. Jestem chwilowo zdołowany tym wszystkim, bo mam nowe silniki. One nie chcą mi zagrać, nie chcą się rozpędzać - powiedział w wywiadzie Kurmański. - Szkoda mi także wielu zawodników, którym przytrafiają się różne problemy i kłopoty. Chociażby mój kolega z drużyny - Dawid Kujawa. Miniony sezon nie bardzo mu wyszedł, choć starał się. Człowieka można łatwo "zdołować", wygwizdać i zwyzywać. A przecież każdy w życiu ma jakieś gorsze chwile. Ja przeżywam to razem z innymi - przyznawał Rafał w innym z wywiadów.

Zawodził go sprzęt, w który inwestował wiele pieniędzy. "Kurmanek" wciąż szukał wyjścia z kłopotliwej sytuacji. Chciał tak jak dawniej cieszyć swoją skuteczną jazdą. W ligach zagranicznych notował dobre rezultaty. - Rafał tryskał humorem, mówił że może startować nawet codziennie. Cieszył się z wyników. W Szwecji i Anglii odpoczywał, tam dopisywał mu humor. Jednak kiedy wjeżdżał do Zielonej Góry, mówił, że wszystkiego mu się odechciewa. Bał się włączyć radio, bał się wziąć do ręki gazety - wspominał na łamach Tygodnika Żużlowego były kierownik zielonogórskiej drużyny - Lucjan Gościak.
16 maja 2004 roku Rafał Kurmański pojechał ostatni swój mecz w lidze polskiej. Na torze w Lesznie zdobył dla swojego klubu 10 punktów i trzy bonusy. W rewanżu już nie wystąpił. W niedzielę, 30 maja 2004 roku, odebrał sobie życie. Powiesił się na klamce od drzwi. To był szok. Wszyscy do dziś zadają sobie pytanie dlaczego tak utalentowany zawodnik zdecydował się na ten drastyczny krok. Mógł jeszcze przez wiele lat ścigać się na żużlowych owalach i cieszyć wszystkich swoją jazdą.

Stan psychiczny Rafała był coraz gorszy. Tak naprawdę tylko on wiedział, co się dzieje w jego głowie i zabrał tę tajemnice ze sobą. Po serii słabszych występów w mediach trwała nagonka na jego osobę. To dotknęło wrażliwego człowieka jakim był "Kurmanek". Kilka godzin przed śmiercią został on zatrzymany przez patrol drogówki. Rutynowa kontrola wykazała, że Rafał był pod wpływem alkoholu. Bał się prasy, kolejnej nagonki na swoją osobę. Podjął drastyczną decyzję.

W tamtą niedzielę długo trwały poszukiwania "Kurmanka". Niestety zakończyły się niepowodzeniem. W dzień śmierci Kurmańskiego kibice po raz pierwszy oddali mu cześć. Podczas meczu z Unią Leszno skandowali imię i nazwisko zmarłego idola. Pogrzeb "Kurmanka" zgromadził tysiące ludzi, którzy chcieli oddać mu hołd w ostatniej drodze. Rafał został pochowany na cmentarzu położonym naprzeciwko stadionu przy ulicy Wrocławskiej.

Mija już dziewięć lat od tragicznej śmierci Rafała Kurmańskiego. Na jego grobie na zielonogórskim cmentarzu palą się znicze i stoją świeże kwiaty. Człowiek żyje tak długo, dopóki trwa pamięć o nim. Kibice o "Kurmanku" nigdy nie zapomną.

Cześć Jego Pamięci! 



KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×